Dobro nie jest cechą wrodzoną

Główny temat.

Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy

Post Reply
studentka_k.
Forumowicz
Posts: 1
Joined: Thu Jan 19, 2012 5:32 pm

Dobro nie jest cechą wrodzoną

Post by studentka_k. » Sat Jan 21, 2012 11:29 am

Antropologia jest dziedziną nauki, która odkrywa przed nami tajemnice ludzkiej natury przez obserwację i obecność naukowca wśród ludzi, którzy nie są z naszą cywilizacją związani. Dowiadujemy się o alternatywnych kierunkach rozwoju tego samego gatunku i o tym co tak naprawdę jest istotą bycia człowiekiem. Przykładowo może się okazać, że wcale nie jesteśmy z natury dobrzy.

„Ikowie, ludzie gór” Colina M. Turnbulla to książka prawdziwa, smutna i niepokojąca. Jest to relacja badacza - antropologa z pobytu wśród afrykańskiego plemienia łowców, które zostało przez białych przeniesione na inne tereny, zmuszając tym samym do zmiany trybu życia i uprawy roli w rezerwacie, co miało pozwolić im na przetrwanie z dala od ekspansywnej cywilizacji zachodniej. Rezultat dobrych intencji nie okazał się pomyślny, a wręcz tragiczny: każdy zaczął dbać tylko o własne przetrwanie, szkodząc tym samym innym najbardziej jak tylko się dało. Okradanie, spiskowanie i wyśmiewanie cudzego nieszczęścia było na porządku dziennym. Przekazywanie tego nastawienia potomnym, o których los nie troszczono się zresztą już od najmłodszych lat, doprowadziło do całkowitego zaniku więzi międzyludzkich. To z kolei okazało się prostą drogą do zagłady kultury.

Negatywny wpływ pomocy ludom uważanym za niższe i słabiej rozwinięte jest coraz powszechniej znany, natomiast jest już za późno by te nieprzemyślane decyzje cofnąć. Problemem jest tu etnocentryzm, czyli uważanie własnego świata i panujących w nim wartości za najlepsze i najwłaściwsze dla wszystkich ludzi. Sytuacja Ików pokazuje, jak bardzo możemy się w tym przekonaniu mylić. Nawet piękna idea dobra okazuje się tylko ideą przekazywaną kulturowo, złudą, która istnieje tylko wtedy, kiedy możemy sobie na to pozwolić.

Książka nie opowiada też bajki o tym jak to biały przybysz jest mile widziany w zamkniętej społeczności i jak chętnie wszystko mu się opowiada i pokazuje. Nieufność do obcych jest naturalną rzeczą, stąd nie dziwią liczne utrudnienia jakie Ikowie stawiali badaczowi. Nie doznali dotychczas wielkich korzyści z przybycia białych, wręcz przeciwnie. Dlatego też zapał i chęć do współpracy z ich strony uznana byłaby za naiwność. Podejrzliwość i szukanie własnych korzyści są tu jak najbardziej wskazane. Porusza to główny problem moralny istnienia antropologów – czy naruszanie swoją obecnością obcej kultury jest dobre dla niej, czy tylko nam pozwala rozwijać teorie filozoficzno-humanistyczne, więc mimo całej deklarowanej chęci pomocy, czy nie jest wyrazem naszego egoizmu?

Niepokojące wydaje się to, że nasza kultura/cywilizacja ma większe rozmiary od kultury Ików, przez co jest też bardziej skomplikowana, jednak może się okazać, że czeka nas taki sam koniec. Indywidualizm jest cechą przewodnią i pożądaną w dzisiejszych czasach. Jej wzrost dzieje się niezależnie od tak zwanego dobrego serca, gdyż jest to coraz częstszy wymóg stawiany człowiekowi przez otaczającą go rzeczywistość. „Jeśli nie umiesz zadbać o swoją przyszłość, zginiesz marnie…” – jak głosi cytat z popularnej produkcji animowanej. Typ poczucia humoru to kolejny niepokojący trop. Dziś większego uznania w towarzystwie nie zyskuje człowiek, który potrafi się pięknie wypowiedzieć na temat, ale taki, który potrafi zakończyć dyskusję krótką ciętą ripostą (zwracam uwagę na „ciętą”, gdyż wskazuje to na przynajmniej częściowe ubliżenie rozmówcy). Popularyzowane jest to wśród młodzieży m.in. za pomocą internetowego portalu o wymownej nazwie „Demotywatory”. Jednocześnie trudno jest od tego uciec i trudno jednoznacznie stwierdzić czy na tym etapie rozwoju istnieje jakakolwiek inna możliwość.

Zainteresowanym polecam książkę „Ikowie, ludzie gór” C. M. Turnbulla. Jest z pewnością warta nie tylko przeczytania, ale i przemyślenia. Może uświadomić wiele spraw, z których człowiek nie zdaje sobie sprawy biernie przyjmując decyzje z zewnątrz.

jan
Administrator
Posts: 5500
Joined: Wed Feb 07, 2007 10:05 pm

Re: Dobro nie jest cechą wrodzoną

Post by jan » Sat Jan 21, 2012 5:34 pm

Przeczytałem tę książkę, kiedy jeszcze Studentki_k i większości dzisiejszych studentów nie było na świecie.
Lektura poraziła mnie i pamiętam to porażenie i przygnębienie do dziś.
Jak można żyć, po co żyć w tak okrutnym i beznadziejnym świecie?

Cieszę się, kiedy student czyta książki, których nie musi czytać,
cieszę się, kiedy pod wpływem lektury rodzą się refleksje, które by się bez niej nie narodziły,
a najbardziej cieszę się z tego, że Studentka_k podzieliła się tymi refleksjami z publicznością.

Gorąco polecam, idąc za sugestiami Studentki-k, tę książkę innym studiującym (i dyplomowanym),
mógłbym* też dorzucić kilka tytułów, które szerzej otwierały mi oczy na świat.
Nie zawsze są to autorzy, z których poglądami się identyfikuję, ale zawsze są to ludzie,
którzy mają coś ważnego do powiedzenia, choćby to było tylko (to "tylko" znaczy "aż")
POSTAWIENIE PROBLEMU, o istnieniu którego dotychczas nie wiedzieliśmy.
...
Nim stanie przed nami zagadnienie, przeważnie nie wiemy do końca, jakie mamy poglądy na temat ten czy ów.
Kiedy siadamy do komputera lub bierzemy pisak i papier do ręki, głowa zaczyna pracować,
stajemy się coraz bardziej człowiekiem, którego znamy: poznajemy głębiej świat, poznajemy siebie.

------------------------------------------------
*
Ruth Benedict - Wzory kultury;
Tocqueville - wszystko co dostępne;
Cywiński - Rodowody niepokornych;
Bocheński - Dzieje głupoty w Polsce;
Brzozowski - np. Pamiętnik, Legenda Młodej Polski
...

PS
Piszę z otwartą przyłbicą, pod własnym nazwiskiem, wyrażając poglądy niekonwencjonalne
w sposób umiarkowanie konwencjonalny. Młodzieży tu piszącej zalecam pierwsze wypowiedzi wygłaszać anonimowo.
Zwiększa to odwagę wypowiedzi wtedy, kiedy zaczynamy być sobą, ale nie czujemy się pewnie
lub kiedy wstydzimy się własnej niepewności, nie zdając sobie sprawy, że wiele problemów nie ma jednoznacznych rozwiązań.
Proszę równocześnie o kulturę debaty, czyli o szacunek dla osoby.
Wzorcem kultury debaty są dla mnie "Listy" Tocqueville'a.
jan urbanik

Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.

Ykpon
Członek Stowrzyszenia
Posts: 182
Joined: Wed Jul 13, 2011 6:56 am

Re: Dobro nie jest cechą wrodzoną

Post by Ykpon » Thu Feb 02, 2012 2:33 pm

Oglądałem kiedyś w telewizji francuskiej program, w którym jakiś zaproszony do studio antropolog ubolewał nad tym, że jego kolejna bytność (gdzieś bodaj na Mindanao) u plemienia żyjącego w absolutnej nieświadomości świata poza nim samym i trwającego od zawsze w warunkach kamienia łupanego wykazała jak dwa razy dwa, że owa, jakże interesująca i niepowtarzalna kultura, ulega na naszych oczach straszliwej erozji. Oto bowiem tamtejsi ludzie przestali, przygotowując danie zwane „długą świnią”, kawałkować ciała zabitych wrogów kamiennymi nożami, jak ich praojcowie od wieków, tylko zaczęli preferować stalowe noże, a jakże, z Solingen, dostarczane przez zaradnych kupców z odkrytego niedawno sąsiedztwa. Co więcej, podczas poprzedniego pobytu naukowca tubylcy chodzili, ku jego antropologicznemu zachwytowi, na golasa, zaś podczas tego nieudanego, ostatniego, okazało się, że spodobało im się noszenie tandetnych chińskich majtek. I gdzie tu autentyczność? Naukowiec był wyraźnie poruszony, ale mnie, w mojej małostkowości, wydawało się, że bardziej go dotknął fakt zabrania mu ulubionej zabawki i uniemożliwienie tym samym napisania kolejnej pracki naukowej o życiu seksualnym jeszcze jednych dzikich.

Pomimo całej mojej sympatii dla różnych małych plemion i nawet całych ludów, które zostały nagle wyrwane ze swego letargicznego odosobnienia poprzez kontakt z resztą świata, muszę - choć niechętnie - sformułować regułę, którą uważam za dość generalną: ten, kto nie potrafi dotrzymać kroku najbliższemu (bo nawet wcale nie głównemu) nurtowi ludzkości, ten skazany jest na zagładę, niezależnie od tego, jak malowniczą lub autentyczną była odrębność jego kultury. Przykrym faktem jest to, że postęp cywilizacji typu zachodniego bardzo wydatnie przyśpieszył eksterminację małych kultur, pochowanych do tej pory w różnych niedostępnych dziurach świata, gdzie dotychczas udawało im się żyć w izolacji swoim cofniętym o wiele lat (stuleci, albo i więcej) stylem życia.

Co gorsza, regułę tę uważam za na tyle uniwersalną, że rozciągam ją bez wahania na zbiorowości większe, a więc także i na nasz naród, którego (przynajmniej moim zdaniem) jedyną nadzieją na przetrwanie jest założenie tych symbolicznych majtek nowoczesności i przyśpieszenie kroku, by nadążać za innymi, biegnącymi z lewa i z prawa - pomimo poważnych wątpliwości, czy obrany przez nich kierunek jest faktycznie najlepszy.

Pozdrawiam
Ykpon

Fordor

Re: Dobro nie jest cechą wrodzoną

Post by Fordor » Sun Feb 05, 2012 9:12 pm

//Pomimo całej mojej sympatii dla różnych małych plemion i nawet całych ludów, które zostały nagle wyrwane ze swego letargicznego odosobnienia poprzez kontakt z resztą świata, muszę - choć niechętnie - sformułować regułę, którą uważam za dość generalną: ten, kto nie potrafi dotrzymać kroku najbliższemu (bo nawet wcale nie głównemu) nurtowi ludzkości, ten skazany jest na zagładę, niezależnie od tego, jak malowniczą lub autentyczną była odrębność jego kultury.//

Dobrze więc zrobiono, dając ciche przyzwolenie na eksterminację np. narodów Kri, Haida, Metis, Anishinabe, Squamish????

jan
Administrator
Posts: 5500
Joined: Wed Feb 07, 2007 10:05 pm

Re: Dobro nie jest cechą wrodzoną

Post by jan » Mon Feb 06, 2012 7:33 am

Przyjęcie do wiadomości informacji o suszy lub powodzi wcale nie jest jednoznaczne
z pozytywną oceną tych zjawisk. Podobnie rzecz ma się ze społecznymi żywiołami,
które bywają równie niebezpieczne... hmm: które są niebezpieczniejsze, groźniejsze od żywiołów nadludzkich.

O prawie do tej pory zawsze stanowiła SIŁA i nie widzę żadnej np. moralnej kontr-siły
która mogłaby sytuacje odmienić. W moralną rewolucję nie wierzę.

Egoizm, instynkt samozachowawczy jest w ludzkiej masie silniejszy od uczuć altruistycznych.
Platoniczne dobrzechciejstwo służy nam do uspokojenia nieczystych sumień.
jan urbanik

Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.

Ykpon
Członek Stowrzyszenia
Posts: 182
Joined: Wed Jul 13, 2011 6:56 am

Re: Dobro nie jest cechą wrodzoną

Post by Ykpon » Mon Feb 06, 2012 10:27 am

Do: Fordor

Czy dobrze? I czy za cichym przyzwoleniem?

Przyzwolenie było chyba jednak donośnie i dobitnie akcentowane, bo najczęściej od niepamiętnych czasów przybysze uważali, że napotkani na nowym dla nich terytorium ludzie tkwią w dzikości po uszy. Dobrze, jeśli nowoprzybyli cechowali się altruizmem i empatią, bo wówczas zgadzali się akceptować dzikich, jeśli ci poczynili wysiłek przyjęcia nowej cywilizacji, wyrzekając się większości swych dotychczasowych przyzwyczajeń. Kiedy było inaczej, biednych dzikich czekał marny los, bo tępiono ich ogniem i mieczem.

Nagły styk dwóch różnych sposobów życia oznacza, że któraś z zaangażowanych w ten proces cywilizacji jest w fazie ekspansji. A to oznacza już na samym początku, że ma nadmiar energii, która musi znaleźć sobie ujście. Wiele zależy teraz od stosunku wzajemnych sił wojskowych. Jeżeli są na podobnym poziomie, wówczas dwa plemiona (narody, państwa), które już raz zauważyły sąsiada, mogą koegzystować przez długi czas. Gorzej, gdy któraś ze stron góruje nad drugą w sposób przytłaczający. A to właśnie przypadek spotkania małego, odizolowanego przez długi czas, plemienia z przedstawicielami cywilizacji rozwiniętej, która już dawno wytworzyła aparat państwowy (kwestie podboju starożytnej Grecji przez Rzym, czy kolejne najazdy mnogich barbarzyńców na Chiny pomijam w tych rozważaniach jako zupełnie inny temat).

Nasza cywilizacja ma tu imponujący dorobek podboju małych społeczności, uznanych arbitralnie za dzikie. Przy czym nie wolno zapominać, że to nie owi „dzicy” napadali ze swych komyszy na nowoczesne państwa, bo mieli za daleko. Napady zdesperowanych tubylców miały miejsce dopiero w wyniku osadnictwa przybyszów na nowozdobytych terytoriach. Pomimo swej dokuczliwości i krwawych początkowych rezultatów nigdy nie miały żadnych szans, a w ostateczności obracały się przeciwko protestującym. Choć brzmi to dość jezuicko, warto pamiętać o tym, że sąsiedztwo niektórych ludów mogło być dość przykre dla przybyszów: trudno przypuścić, by kolonizatorzy mogli akceptować to, że są celem ataków aktywnych kanibali, łowców skalpów (czy głów), porywaczy kobiet itd. Pewnie dlatego ci, którzy ostentacyjnie odmawiali oficjalnego przynajmniej przyjęcia moralności najeźdźców nie byli specjalnie hołubieni.

Wszak jednak kolonialne rządy nie zostawiły za sobą bezludnych pustyń! Pewnie, że było to spowodowane koniecznością posiadania taniej, prawie lub otwarcie niewolniczej siły roboczej. Jednak ludy podbite przyjmowały z pokolenia na pokolenie część dorobku metropolii, a poprzez narzucony język mogły (często po raz pierwszy) rozpocząć dyskusję z plemionami sąsiednimi. Wreszcie, po kilku pokoleniach okazywało się, że „local people” byli już w stanie wydać z siebie intelektualistów i bojowników, którzy, z kolei, doprowadzali do niepodległości swoich krajów. Z tym, że najczęściej tych krajów przez przybyciem kolonizatorów nigdy nie było, a samo życie społeczne w okresie po wyzwoleniu tylko w pewnym stopniu było tożsame z tym sprzed stuleci, bo pewnych zmian nie da się już wykorzenić, pomimo buńczucznie zapowiadanego powrotu do korzeni i afrykanizacji.

Obecnie wiele się w tej materii zmieniło. Byłe państwa kolonialne, wyssawszy z kolonii, ile wlezie, chętnie zmieniły stosunki na obecność gospodarczą przy tolerowaniu niepodległości (o niewolnika trzeba dbać, dać mu jadło i ubiór; zapewnić opiekę lekarską itd. A od pracownika najemnego można tylko wymagać, zaś gdy coś ukradnie, postawić go przed sądem i domagać się zadośćuczynienia i odszkodowania). Pewnie na tej samej fali pojawiła się ekspiacyjna tendencja doceniania każdej odmienności, byle daleko od metropolii. Obowiązującym stał się wymóg braku oceny i rankingu cywilizacji (każda jest swoista i to ma wystarczyć).

Tymczasem cios nadchodzi z zupełnie nieoczekiwanej strony. Oto kolejni ludzie żyjący życiem z epoki kamienia łupanego, gdy już zostaną przez jakiegoś antropologa (sąsiadów) odkryci, zamiast cieszyć się świadomością bycia zupełnie wyjątkowym reliktem, po prostu ze skóry wyłażą, żeby ułatwić sobie życie poprzez przejmowanie dorobku sąsiedniej wielkiej cywilizacji. A że dostają tej cywilizacji popłuczyny, to i cóż? Ich życie i tak bardzo się w ciągu krótkiego czasu zmienia na łatwiejsze, a stare wzorce upadają w ciągu góra kilku pokoleń...

Powtórzę początkowe pytanie: czy to dobrze? Nie potrafię na nie odpowiedzieć, gdyż, moim zdaniem, problem nie leży w obszarze moralności.

Pozdrawiam serdecznie
Ykpon

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 13 guests