To słowo Katyń, od dziecka znałem!
To święty symbol tragedii naszej,
Tam mordowali Rosjanie naszych,
Bo tak rozkazał towarzysz Stalin!
Tak oficerów się naszych bali!
W czterdziestym roku zaczęli w kwietniu!
Wywozić z łagrów, zabijać w partiach
I zrzucać za to winę na Niemców !
I aż z piętnastu tysięcy kadry…
Tam aż ponad cztery wykończono
Po strzale z tyłu do dołów padli
Gdzieś w lesie i pod nocy osłoną,
Minęła wojna, płynęły lata
A nam kazano wychwalać „brata”
Właściwie przecież mordercę, kata
I żyć pod strachem ruskiego bata.
Doradcy wszędzie w rządzie i w armii!
Pachołki Moskwy rządziły Polską!
I to, co rzekli, to było ważne!
Czuli się u nas nadzwyczaj swojsko!
Dawali władzę tym, którym chcieli,
Wymienię tutaj z nazwiska paru:
Na przykład pierwszy prezydent Bierut
I Rokossowski lub Jaroszewicz
Gomułka, Ochab i Jaruzelski,
Mąż przesławny wojennego stanu,
I jeszcze dzisiaj, go broni wielu
Za resztki, co im ze stołu dano!
Historię naszą wciąż fałszowano,
Nawet Racławic słyszeć nie chciano,
Ze mnie zrobiono aż psychopatę,
Abym w ogóle w wojsku nie działał!
Zwolniono szybko z maleńką rentą,
I pracy nigdzie nie mogłem dostać,
Choć byłem zdrowy i chciałem jeszcze
Pracować, ale był taki rozkaz,
Żeby myślących odizolować,
Aby nie mieli wpływu na innych!
Bezsensem było o pomoc wołać
Bo wtedy człowiek był wprost bezsilnym.
Raz spróbowałem - w stoczni był Kania
I ludzi było cztery tysiące
Wiec głos zabrałem w trakcie zebrania,
Temat ODNOWY i mnie tyczący,
Dwanaście minut, aż przemawiałem
Z stojącej tam przed gośćmi mównicy
W tym, że się zgadzam, być przebadanym
Przez lekarzy, ale z zagranicy
Czym chory, czy też władza choruje
I robi wszystko, co tylko może,
By znaleźć jakiś sobie ratunek
A odważniejszych zgnębić, ukorzyć!
Dziś już trochę więcej mówić można
I podróżować po innych krajach
Więc się wybrałem, aby hołd złożyć
Tym, co w Katyniu zamordowano!
Smoleńsk, autobus i Gniezdowaja.
Deszcz z nami płakał z śniegiem zmieszany!
Nad Las Katyński się przybliżała
Potężna fala chmur niskich, czarnych
Tak jakby niebo chciało być z nami
I opłakiwać ojców i krewnych
A my idziemy wszyscy z wieńcami
Ojczyźnie naszej i bliskim wierni!
Na sfałszowanym napisie zaraz
Ktoś NKWD kartkę przyczepił,
Ażeby prawdzie dać trochę zadość
I poczuliśmy się wszyscy lepiej!
A potem Rotę las z nami śpiewał
I tak to brzmiało, jak surmy złote
Po twarzach deszcz się ze łzami zlewał
A echo długo śpiewało rotę.
Brzeziński z nami! To było piękne!
Już nie jesteśmy bezsilni, sami
Już nasza radość i siła krzepnie
I już przyjaciół pewniejszych mamy!
Na grobach świeczki, napisy, kartki
Adresy krewnych i ich nazwiska
Wszyscy spłakani i wiekiem starsi…
Ja nie płakałem, choć byłem blisko.
Lecz wtem jak piorun lecący z nieba
Krzyczeć zaczęła siwa kobieta:
„Józek, gdzie jesteś? Ja Twoja żona
Tu przyjechałam! Ja Twoja żona”
Nie potrafiłem już nawet patrzeć!
Łzy z deszczem płynęły po mej twarzy,
A las powtarzał: „Ja Twoja żona
Tu przyjechałam! Ja Twoja żona…” Gdańsk 18.01.1999 r
Franciszek Krzysiak -dysydent za komuny i dzisiaj!
Byłem w Lesie Katyńskim
Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 56 guests