czy małpi gaj?
Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy
czy małpi gaj?
Ośrodek kultury czy małpi gaj?
W kościele nie godzi się to czy owo, tak samo w teatrze, filharmonii... ;
w obecności niektórych ludzi nie wypada się zachować tak czy inaczej...
Otoczenie, klimat zachęca, zmusza wręcz, do stosownych zachowań.
GDZIEŚ POMIĘDZY MAŁPIM GAJEM A OŚRODKIEM KULTURY LOKUJE SIĘ NASZA INSTYTUCJA,
BIBLIOTEKA SPOŁECZNA, A ZARAZEM ŚRODOWISKOWE PRZYTULISKO DLA DZIECI.
Trwamy dwa lata, staliśmy się trwałym elementem pejzażu, ale nie rozwijamy się,
nie stać nas na doskonalenie oferty i doskonalenie się:
lokalna ludność nie jest lokalną społecznością, nie ma lokalnych liderów,
nie ma gospodarzy, i poczucia odpowiedzialności za TO miejsce na ziemi.
Ludność, jak na ludność przystało, granicza się do utyskiwań i żądań.
Niektórzy są skłonni reprezentować ludność, czyli „działać” w Radzie Osiedla,
ale praca u podstaw i od podstaw - to poniżej ich poczucia godności.
Większość mieszkańców dzielnicy zaspokaja swe aspiracje przed telewizorem,
w poczekalniach gabinetów lekarskich lub poza miejscem zamieszkania
oraz marudząc podczas spotkań towarzyskich.
W pierwszym półroczu tego roku „przepuściliśmy” przez Bibliotekę ponad 2500 dzieci,
czyli dziennie, 20 dzieciaków. Aby nad taką gromadką zapanować, wysłuchać ich problemów,
propozycji, skarg, radości - dwie osoby personelu muszą być aktywne, cały czas mając oczy
dookoła głowy i zupełnie nie mając czasu na pracę na wyższym poziomie.
Są jeszcze osoby dorosłe, darczyńcy, sympatycy – którym też warto poświęcić czas...
Rodzice z ufnością powierzają nam dzieci, dzieci z ufnością siadają przed komputerami,
za szachownicą, z ufnością biorą konkursowe nagródki, sarkając, że kiepskie.
Za darmo pracują stowarzyszeni: jeden stary dziad pilnuje biblioteki,
inne osoby księgują, zatrudniają, piszą protokoły... przez cały czas – 4 lata – dopłacając do „interesu”.
Społeczny eksperyment stowarzyszonych polegał na tym,
by wokół Stowarzyszenia i Biblioteki Społecznej stworzyć społeczny ruch
aktywnych ludzi dobrej woli, którzy wezmą w swoje ręce księgozbiór
i skorupę Stowarzyszenie-Bibliotekę wypełnią żywą treścią..
Wygląda na to, że eksperyment zakończy się klapą, chociaż...
chociaż, gdyby bardzo, bardzo chcieć, można by dostrzec światełko w tunelu.
Nie nazwę go jeszcze po imieniu, bowiem wielokrotnie światełko
okazywało się być fata morganą.
W kościele nie godzi się to czy owo, tak samo w teatrze, filharmonii... ;
w obecności niektórych ludzi nie wypada się zachować tak czy inaczej...
Otoczenie, klimat zachęca, zmusza wręcz, do stosownych zachowań.
GDZIEŚ POMIĘDZY MAŁPIM GAJEM A OŚRODKIEM KULTURY LOKUJE SIĘ NASZA INSTYTUCJA,
BIBLIOTEKA SPOŁECZNA, A ZARAZEM ŚRODOWISKOWE PRZYTULISKO DLA DZIECI.
Trwamy dwa lata, staliśmy się trwałym elementem pejzażu, ale nie rozwijamy się,
nie stać nas na doskonalenie oferty i doskonalenie się:
lokalna ludność nie jest lokalną społecznością, nie ma lokalnych liderów,
nie ma gospodarzy, i poczucia odpowiedzialności za TO miejsce na ziemi.
Ludność, jak na ludność przystało, granicza się do utyskiwań i żądań.
Niektórzy są skłonni reprezentować ludność, czyli „działać” w Radzie Osiedla,
ale praca u podstaw i od podstaw - to poniżej ich poczucia godności.
Większość mieszkańców dzielnicy zaspokaja swe aspiracje przed telewizorem,
w poczekalniach gabinetów lekarskich lub poza miejscem zamieszkania
oraz marudząc podczas spotkań towarzyskich.
W pierwszym półroczu tego roku „przepuściliśmy” przez Bibliotekę ponad 2500 dzieci,
czyli dziennie, 20 dzieciaków. Aby nad taką gromadką zapanować, wysłuchać ich problemów,
propozycji, skarg, radości - dwie osoby personelu muszą być aktywne, cały czas mając oczy
dookoła głowy i zupełnie nie mając czasu na pracę na wyższym poziomie.
Są jeszcze osoby dorosłe, darczyńcy, sympatycy – którym też warto poświęcić czas...
Rodzice z ufnością powierzają nam dzieci, dzieci z ufnością siadają przed komputerami,
za szachownicą, z ufnością biorą konkursowe nagródki, sarkając, że kiepskie.
Za darmo pracują stowarzyszeni: jeden stary dziad pilnuje biblioteki,
inne osoby księgują, zatrudniają, piszą protokoły... przez cały czas – 4 lata – dopłacając do „interesu”.
Społeczny eksperyment stowarzyszonych polegał na tym,
by wokół Stowarzyszenia i Biblioteki Społecznej stworzyć społeczny ruch
aktywnych ludzi dobrej woli, którzy wezmą w swoje ręce księgozbiór
i skorupę Stowarzyszenie-Bibliotekę wypełnią żywą treścią..
Wygląda na to, że eksperyment zakończy się klapą, chociaż...
chociaż, gdyby bardzo, bardzo chcieć, można by dostrzec światełko w tunelu.
Nie nazwę go jeszcze po imieniu, bowiem wielokrotnie światełko
okazywało się być fata morganą.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Eksperymenty na żywej materii nigdy się nie udawały. Dzieci to nie pluszaki, żeby na nich "testować" co się lepiej sprawdzi, jakie metody, jak forma placówki itp. Skoro Biblioteka nie jest typową placówkę, dzieci też nie są typowe to i ludzie, którzy mają nad tym wszystkim pieczę też nie powinni być typowi. Nie wystarczy jakikolwiek pracownik czy stażysta "z przypadku", "prosto z ulicy". W tego typu ośropdkach pracują ludzie odpowiednio do tego przeszkoleni - na pedagogice jest odpowiednia specjalizacja poświęcona pracy w podobnych placówkach. Studenci uniwersytetu mają obowiązkowe praktyki. Przy odrobinie chęci i inicjatywy może dało by się załatwić współpracę uniwersytetu i naszej placówki. Dzieciom wyszłoby to na korzyść a może i stowarzyszeniu by się opłaciło, bo opiekunowie praktykantów dostają pieniądze za opiekę nad nimi (przynajmniej nauczyciele, co do innych nie jestem na 100% pewna). Pewna pani, która była dzisiaj powiedziała, że podziwia cierpliwość mojej koleżanki, która sprawowała opiekę nad dziećmi.
Każdy proces wychowawczy jest eksperymentowaniem na żywych organizmach,
każdy proces wychowawczy niesie ryzyko niepowodzenia,
Wpływ wychowawcy na wychowanka bywa ogromniasty,
a osiągany efekt często nijak ma się do zamierzeń.
Uczony świat więcej wie o tym, jak wychowywać nie należy,
nie wie, niestety, jak wychowywać należy:
wychowawcy na przeszłych doświadczeniach się opierając, kształcą ludzi przyszłości.
Wychowanie to miłość, doświadczenie życiowe
i "czucie" wychowanka, do czego iskrę bożą ma się lub się nie ma.
Komunikat specjalny
Paulina (brunetka) - Justyna, gdybyście tak miały trochę czasu już,
to by można zbudować w wakacje solidny fundament pod jesień.
każdy proces wychowawczy niesie ryzyko niepowodzenia,
Wpływ wychowawcy na wychowanka bywa ogromniasty,
a osiągany efekt często nijak ma się do zamierzeń.
Uczony świat więcej wie o tym, jak wychowywać nie należy,
nie wie, niestety, jak wychowywać należy:
wychowawcy na przeszłych doświadczeniach się opierając, kształcą ludzi przyszłości.
Wychowanie to miłość, doświadczenie życiowe
i "czucie" wychowanka, do czego iskrę bożą ma się lub się nie ma.
Komunikat specjalny
Paulina (brunetka) - Justyna, gdybyście tak miały trochę czasu już,
to by można zbudować w wakacje solidny fundament pod jesień.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Żeby dobrze wychować dziecko trzeba być konsekwentnym, choćby nawet serce pękało. Nie może być tak, że jednego dnia pozwala się mu coś robić albo robić krócej a następnego wydłuża mu się czas. W każdym programie typu "Superniania" itp. jest to podkreślane. Bez konsekwencji proces wychowania się nie uda.
//Żeby dobrze wychować dziecko trzeba być konsekwentnym, choćby nawet serce pękało. Nie może być tak, że jednego dnia pozwala się mu coś robić albo robić krócej a następnego wydłuża mu się czas. W każdym programie typu "Superniania" itp. jest to podkreślane. Bez konsekwencji proces wychowania się nie uda.//
Nie oglądam superniań.
Co do KONSEKWENCJI, to myślę, że należy być konsekwentnym w PRYNCYPIACH,
i dawać jak najwięcej swobody w życiu codziennym.
Najlepsza metoda wychowania - to zachowanie wychowawcy.
Dziecko zbyt sterowane, zmuszone do podporządkowania się instrukcjom regulującym wszystkie poczynania,
wyrasta w realnym życiu, gdzie panuje wolnoamerykanka, na kalekę.
I małpi gaj...
Są miejsca, gdzie dziecko (człowiek) bywać nie musi, gdzie bywanie jest przywilejem, zaszczytem.
Tam przestrzega się panujących reguł, spełnia się oczekiwania - LUB SIĘ ODPADA.
To są elitarne kluby, szanujące się szkoły - kuźnie elit.
Nie oglądam superniań.
Co do KONSEKWENCJI, to myślę, że należy być konsekwentnym w PRYNCYPIACH,
i dawać jak najwięcej swobody w życiu codziennym.
Najlepsza metoda wychowania - to zachowanie wychowawcy.
Dziecko zbyt sterowane, zmuszone do podporządkowania się instrukcjom regulującym wszystkie poczynania,
wyrasta w realnym życiu, gdzie panuje wolnoamerykanka, na kalekę.
I małpi gaj...
Są miejsca, gdzie dziecko (człowiek) bywać nie musi, gdzie bywanie jest przywilejem, zaszczytem.
Tam przestrzega się panujących reguł, spełnia się oczekiwania - LUB SIĘ ODPADA.
To są elitarne kluby, szanujące się szkoły - kuźnie elit.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
jan wrote:Nie oglądam superniań.
Co do KONSEKWENCJI, to myślę, że należy być konsekwentnym w PRYNCYPIACH,
i dawać jak najwięcej swobody w życiu codziennym.
Najlepsza metoda wychowania - to zachowanie wychowawcy.
Dziecko zbyt sterowane, zmuszone do podporządkowania się instrukcjom regulującym wszystkie poczynania,
wyrasta w realnym życiu, gdzie panuje wolnoamerykanka, na kalekę.
I małpi gaj...
Są miejsca, gdzie dziecko (człowiek) bywać nie musi, gdzie bywanie jest przywilejem, zaszczytem.
Tam przestrzega się panujących reguł, spełnia się oczekiwania - LUB SIĘ ODPADA.
To są elitarne kluby, szanujące się szkoły - kuźnie elit.
Czyżby?!
Pomysł, aby dzieciom dawać tekst do przepisania w zależności od wieku (chodzi o długośc tegoż tekstu) budzi mój sprzeciw. W piątek niektóre dzieci obwiniały się nawzajem, że napewno nie mają tylu lat ile podają. Poza tym, rzadko, bo rzadko, ale jednak czasem zaglądają "nowi klienci" nikomu nieznani. Na pytanie o wiek mogą podać dowolną liczbę a sprawdzić to nijak można (chyba, że prosić dzieci o okazywanie legitymacji szkolnej albo aktu urodzenia tak jak w sklepie proszą o pokazanie dowodu osobistego lub paszportu). Dla tych, co doskonale znają dzieci i którym one ufają/ które lubią jest to "bułka z masłem", ale dla tych, co są tu od niedawna i którzy nie znają się dobrze z dziećmi to kłopot, bo o "oszustwo" w tej materii nie jest trudno. Poza tym niektórzy nie wygladają na swój wiek i mogą poczuć się urażeni, że z nieswojej winy muszą dodatkowo "cierpieć" przepisując mniej lub więcej linijek w zależności od wzrostu i ewentualnie wyglądu twarzy (bardziej dojrzałego lub mniej).
Wirus Możnaby ma się dobrze i nawet prątkuje. Ba, nawet przechodzi mutację w Jakby bądź też jej odmianę Jakbyśmy. Możnaby zrobić zajęcia z angielskiego, niemieckiego, rosyjskiego, fizyki, chemii... Jakbyśmy mieli pieniądze i chęci to byśmy przenieśli Bibliotekę.
Po pierwsze, po co robić zajęcia, które po 2-3 miesiącach i tak się skończą, bo odejdą nauczyciele? Inny nauczyciel to nie do końca to samo. Dzieciom narobi się smaku a potem się obejdą, bo np. nowy nauczyciel nie będzie tak kreatywny albo będzie miał inne metody i podejście.
Po drugie, nie ma w bibliotece odpowiedniego zaplecza na zabawy (brak miejsca).
Po trzecie, podobno jest tyle do roboty, że personel nie jest w stanie zajmować się dziećmi. To kto się nimi zajmie?
I jeszcze jedno odnośnie konsekwencji. Dzieciom raz pozwala się pisać przez 15 minut, potem wystarczy, że rysują przez 15 minut a jeszcze kiedy indziej muszą pisać bite 20 minut a nawet więcej. Można zgłupieć! Każdy by oszalał, nawet dorosły. Dzieci nie rozumieją tego postępowania, dlatego się buntują i zadają pytania. One potrzebują stabilizacji a nie roszad personalnych i regulaminowych co 2-3 miesiące.
Po pierwsze, po co robić zajęcia, które po 2-3 miesiącach i tak się skończą, bo odejdą nauczyciele? Inny nauczyciel to nie do końca to samo. Dzieciom narobi się smaku a potem się obejdą, bo np. nowy nauczyciel nie będzie tak kreatywny albo będzie miał inne metody i podejście.
Po drugie, nie ma w bibliotece odpowiedniego zaplecza na zabawy (brak miejsca).
Po trzecie, podobno jest tyle do roboty, że personel nie jest w stanie zajmować się dziećmi. To kto się nimi zajmie?
I jeszcze jedno odnośnie konsekwencji. Dzieciom raz pozwala się pisać przez 15 minut, potem wystarczy, że rysują przez 15 minut a jeszcze kiedy indziej muszą pisać bite 20 minut a nawet więcej. Można zgłupieć! Każdy by oszalał, nawet dorosły. Dzieci nie rozumieją tego postępowania, dlatego się buntują i zadają pytania. One potrzebują stabilizacji a nie roszad personalnych i regulaminowych co 2-3 miesiące.
Życie, proszę Mandi, to nie jest bajka.
Do życia potrzeba kiełbasy i chleba,
a ja mam tylko jajka! - i to, proszę Mandi, musi starczyć. Przynajmniej na razie.
Źle funkcjonującą instytucję ludzie mogą przekształcić w dobrze funkcjonującą instytucję,
dobrze funkcjonującą instytucję ludzie mogą zepsuć i przepultać na milion sposobów.
Pisał towarzysz Lenin, że o wszystkim decydują kadry,
a ja, były członek PZPR, zgadzam się z tym.
Tak się składa, że na dzień dzisiejszy Ty stanowisz 33% kadry biblioteki,
reszta, to osoby przypadkowe, wolontariusze: Dorota, Magdalena, Jarek, ja...
Wejdź do Stowarzyszenia "Przyjazne Pomorze" i zrób tam porządek,
i w Bibliotece Społecznej zrób porządek. Niech świat zna, co Polka potrafi!
Do życia potrzeba kiełbasy i chleba,
a ja mam tylko jajka! - i to, proszę Mandi, musi starczyć. Przynajmniej na razie.
Źle funkcjonującą instytucję ludzie mogą przekształcić w dobrze funkcjonującą instytucję,
dobrze funkcjonującą instytucję ludzie mogą zepsuć i przepultać na milion sposobów.
Pisał towarzysz Lenin, że o wszystkim decydują kadry,
a ja, były członek PZPR, zgadzam się z tym.
Tak się składa, że na dzień dzisiejszy Ty stanowisz 33% kadry biblioteki,
reszta, to osoby przypadkowe, wolontariusze: Dorota, Magdalena, Jarek, ja...
Wejdź do Stowarzyszenia "Przyjazne Pomorze" i zrób tam porządek,
i w Bibliotece Społecznej zrób porządek. Niech świat zna, co Polka potrafi!
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 2 guests