czy małpi gaj?
Posted: Tue Jul 13, 2010 2:09 pm
Ośrodek kultury czy małpi gaj?
W kościele nie godzi się to czy owo, tak samo w teatrze, filharmonii... ;
w obecności niektórych ludzi nie wypada się zachować tak czy inaczej...
Otoczenie, klimat zachęca, zmusza wręcz, do stosownych zachowań.
GDZIEŚ POMIĘDZY MAŁPIM GAJEM A OŚRODKIEM KULTURY LOKUJE SIĘ NASZA INSTYTUCJA,
BIBLIOTEKA SPOŁECZNA, A ZARAZEM ŚRODOWISKOWE PRZYTULISKO DLA DZIECI.
Trwamy dwa lata, staliśmy się trwałym elementem pejzażu, ale nie rozwijamy się,
nie stać nas na doskonalenie oferty i doskonalenie się:
lokalna ludność nie jest lokalną społecznością, nie ma lokalnych liderów,
nie ma gospodarzy, i poczucia odpowiedzialności za TO miejsce na ziemi.
Ludność, jak na ludność przystało, granicza się do utyskiwań i żądań.
Niektórzy są skłonni reprezentować ludność, czyli „działać” w Radzie Osiedla,
ale praca u podstaw i od podstaw - to poniżej ich poczucia godności.
Większość mieszkańców dzielnicy zaspokaja swe aspiracje przed telewizorem,
w poczekalniach gabinetów lekarskich lub poza miejscem zamieszkania
oraz marudząc podczas spotkań towarzyskich.
W pierwszym półroczu tego roku „przepuściliśmy” przez Bibliotekę ponad 2500 dzieci,
czyli dziennie, 20 dzieciaków. Aby nad taką gromadką zapanować, wysłuchać ich problemów,
propozycji, skarg, radości - dwie osoby personelu muszą być aktywne, cały czas mając oczy
dookoła głowy i zupełnie nie mając czasu na pracę na wyższym poziomie.
Są jeszcze osoby dorosłe, darczyńcy, sympatycy – którym też warto poświęcić czas...
Rodzice z ufnością powierzają nam dzieci, dzieci z ufnością siadają przed komputerami,
za szachownicą, z ufnością biorą konkursowe nagródki, sarkając, że kiepskie.
Za darmo pracują stowarzyszeni: jeden stary dziad pilnuje biblioteki,
inne osoby księgują, zatrudniają, piszą protokoły... przez cały czas – 4 lata – dopłacając do „interesu”.
Społeczny eksperyment stowarzyszonych polegał na tym,
by wokół Stowarzyszenia i Biblioteki Społecznej stworzyć społeczny ruch
aktywnych ludzi dobrej woli, którzy wezmą w swoje ręce księgozbiór
i skorupę Stowarzyszenie-Bibliotekę wypełnią żywą treścią..
Wygląda na to, że eksperyment zakończy się klapą, chociaż...
chociaż, gdyby bardzo, bardzo chcieć, można by dostrzec światełko w tunelu.
Nie nazwę go jeszcze po imieniu, bowiem wielokrotnie światełko
okazywało się być fata morganą.
W kościele nie godzi się to czy owo, tak samo w teatrze, filharmonii... ;
w obecności niektórych ludzi nie wypada się zachować tak czy inaczej...
Otoczenie, klimat zachęca, zmusza wręcz, do stosownych zachowań.
GDZIEŚ POMIĘDZY MAŁPIM GAJEM A OŚRODKIEM KULTURY LOKUJE SIĘ NASZA INSTYTUCJA,
BIBLIOTEKA SPOŁECZNA, A ZARAZEM ŚRODOWISKOWE PRZYTULISKO DLA DZIECI.
Trwamy dwa lata, staliśmy się trwałym elementem pejzażu, ale nie rozwijamy się,
nie stać nas na doskonalenie oferty i doskonalenie się:
lokalna ludność nie jest lokalną społecznością, nie ma lokalnych liderów,
nie ma gospodarzy, i poczucia odpowiedzialności za TO miejsce na ziemi.
Ludność, jak na ludność przystało, granicza się do utyskiwań i żądań.
Niektórzy są skłonni reprezentować ludność, czyli „działać” w Radzie Osiedla,
ale praca u podstaw i od podstaw - to poniżej ich poczucia godności.
Większość mieszkańców dzielnicy zaspokaja swe aspiracje przed telewizorem,
w poczekalniach gabinetów lekarskich lub poza miejscem zamieszkania
oraz marudząc podczas spotkań towarzyskich.
W pierwszym półroczu tego roku „przepuściliśmy” przez Bibliotekę ponad 2500 dzieci,
czyli dziennie, 20 dzieciaków. Aby nad taką gromadką zapanować, wysłuchać ich problemów,
propozycji, skarg, radości - dwie osoby personelu muszą być aktywne, cały czas mając oczy
dookoła głowy i zupełnie nie mając czasu na pracę na wyższym poziomie.
Są jeszcze osoby dorosłe, darczyńcy, sympatycy – którym też warto poświęcić czas...
Rodzice z ufnością powierzają nam dzieci, dzieci z ufnością siadają przed komputerami,
za szachownicą, z ufnością biorą konkursowe nagródki, sarkając, że kiepskie.
Za darmo pracują stowarzyszeni: jeden stary dziad pilnuje biblioteki,
inne osoby księgują, zatrudniają, piszą protokoły... przez cały czas – 4 lata – dopłacając do „interesu”.
Społeczny eksperyment stowarzyszonych polegał na tym,
by wokół Stowarzyszenia i Biblioteki Społecznej stworzyć społeczny ruch
aktywnych ludzi dobrej woli, którzy wezmą w swoje ręce księgozbiór
i skorupę Stowarzyszenie-Bibliotekę wypełnią żywą treścią..
Wygląda na to, że eksperyment zakończy się klapą, chociaż...
chociaż, gdyby bardzo, bardzo chcieć, można by dostrzec światełko w tunelu.
Nie nazwę go jeszcze po imieniu, bowiem wielokrotnie światełko
okazywało się być fata morganą.