O Stoczni Gdańskiej w latach 1988-1996.
Posted: Sat May 30, 2015 4:25 pm
Kilka refleksji po spotkaniu z Andrzejem Nawrockim w Bibliotece Społecznej_28.05.2015.
Stocznia Gdańska – jej upadłość to zbieg różnych przyczyn, okoliczności, działań – niekoniecznie trafnych, niekoniecznie robionych w złej czy dobrej wierze. Podczas wieczoru czwartkowego uniknięto jednoznacznych ocen, raczej była to możliwość spojrzenia na sprawę z punktu widzenia menedżera, praktyka, który nawet po tylu latach żyje nadal tymi sprawami, tak, jak to robi spora grupa ludzi. Uwidoczniony był problem braku czasu, doświadczenia, rozmów, decyzji podejmowanych pod wpływem chwili lub w ogóle niepodejmowanych, niechęci do brania odpowiedzialności, trudnego decydowania o losach zatrudnionych, strach przed utratą pracy, brak współpracy i odpowiedniej atmosfery pracy. Jednak nie o tym chcę powiedzieć, wieczór uwidocznił ważną cechę „młodego” kapitalizmu – rzutkość, żywiołowość, „byle szybko – byle tanio”, która z pewnością ma dla przedsiębiorczych walor świeżości, jednak trzeba liczyć się z tym, że ta szybko więdnie. Usycha, gdy ma się zbyt mało danych, nie ma się daru przewidywania i zastępuje wyważoną koncepcję działania w oparciu o wiedzę lub gdy głównym motorem działania jest chęć krótkotrwałego zysku, niszczenie. Ta nasza umiejętność budowy na gruzach jest rozwinięta tak dalece, ze stała się naszym fatum.
Prawda zaś taka, najlepiej liczyć na siebie samego, nie na nikogo zewnątrz, od nas dużo zależy.
Są potrzebni polscy menedżerowie z krwi i kości, realizacja narodowej strategii. Napływ obcych firm tzw. „consultingowych” pomógł spenetrować polski rynek, aby rozbroić potencjalnych konkurentów na światowym rynku. Jest to śmieszna taktyka, ale jeszcze nikt jeszcze nie potrafił ograniczyć chęci zysku do ludzkich rozmiarów.
Po cichu można liczyć na to, że utworzony związek trzech miast ucywilizuje i skoordynuje w pewnym stopniu gospodarkę morską na wybrzeżu gdańskim. Zminimalizuje do rozsądnych rozmiarów zajmowanie pasa nadmorskiego.
Przypomniał mi się (nie wiem dlaczego) film „Poszukiwana, poszukiwany”, gdzie z zawodu dyrektor zmieniał lokalizację bajorka (tu stoczni). Załóżmy ją sobie na podwórku własnej chałupy (teoretycznie każdy może to zrobić), a rzekę (infrastrukturę) miasto doprowadzi za czyjeś tam pieniądze.
Ps. Przepraszam rzekę, że ją chcę do tego zmusić. Ona ma służyć przecież do nostalgicznych, idyllicznych wzruszeń.
Stocznia Gdańska – jej upadłość to zbieg różnych przyczyn, okoliczności, działań – niekoniecznie trafnych, niekoniecznie robionych w złej czy dobrej wierze. Podczas wieczoru czwartkowego uniknięto jednoznacznych ocen, raczej była to możliwość spojrzenia na sprawę z punktu widzenia menedżera, praktyka, który nawet po tylu latach żyje nadal tymi sprawami, tak, jak to robi spora grupa ludzi. Uwidoczniony był problem braku czasu, doświadczenia, rozmów, decyzji podejmowanych pod wpływem chwili lub w ogóle niepodejmowanych, niechęci do brania odpowiedzialności, trudnego decydowania o losach zatrudnionych, strach przed utratą pracy, brak współpracy i odpowiedniej atmosfery pracy. Jednak nie o tym chcę powiedzieć, wieczór uwidocznił ważną cechę „młodego” kapitalizmu – rzutkość, żywiołowość, „byle szybko – byle tanio”, która z pewnością ma dla przedsiębiorczych walor świeżości, jednak trzeba liczyć się z tym, że ta szybko więdnie. Usycha, gdy ma się zbyt mało danych, nie ma się daru przewidywania i zastępuje wyważoną koncepcję działania w oparciu o wiedzę lub gdy głównym motorem działania jest chęć krótkotrwałego zysku, niszczenie. Ta nasza umiejętność budowy na gruzach jest rozwinięta tak dalece, ze stała się naszym fatum.
Prawda zaś taka, najlepiej liczyć na siebie samego, nie na nikogo zewnątrz, od nas dużo zależy.
Są potrzebni polscy menedżerowie z krwi i kości, realizacja narodowej strategii. Napływ obcych firm tzw. „consultingowych” pomógł spenetrować polski rynek, aby rozbroić potencjalnych konkurentów na światowym rynku. Jest to śmieszna taktyka, ale jeszcze nikt jeszcze nie potrafił ograniczyć chęci zysku do ludzkich rozmiarów.
Po cichu można liczyć na to, że utworzony związek trzech miast ucywilizuje i skoordynuje w pewnym stopniu gospodarkę morską na wybrzeżu gdańskim. Zminimalizuje do rozsądnych rozmiarów zajmowanie pasa nadmorskiego.
Przypomniał mi się (nie wiem dlaczego) film „Poszukiwana, poszukiwany”, gdzie z zawodu dyrektor zmieniał lokalizację bajorka (tu stoczni). Załóżmy ją sobie na podwórku własnej chałupy (teoretycznie każdy może to zrobić), a rzekę (infrastrukturę) miasto doprowadzi za czyjeś tam pieniądze.
Ps. Przepraszam rzekę, że ją chcę do tego zmusić. Ona ma służyć przecież do nostalgicznych, idyllicznych wzruszeń.