Piszą o nas w Gazecie Gdańskiej w numerze świątecznym

Główny temat.

Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy

Post Reply
jan
Administrator
Posts: 5500
Joined: Wed Feb 07, 2007 10:05 pm

Piszą o nas w Gazecie Gdańskiej w numerze świątecznym

Post by jan » Thu Dec 20, 2007 1:06 pm

Zajrzyjcie:
str.16 "Książki jak powietrze".

Nie podano adresu naszej nowej strony internetowej
i łatwo zbłądzić na pierwotna, zapomnianą.

jan urbanik

jan
Administrator
Posts: 5500
Joined: Wed Feb 07, 2007 10:05 pm

Książki jak powietrze - tekst w GG wygląda mniej więcej tak:

Post by jan » Thu Dec 20, 2007 1:23 pm

Dla tych, którzy nie zetknęli się z Gazetą Gdańską.
Tekst wygląda mniej więcej tak:



Skąd u Pana miłość, bo chyba tak trzeba to nazwać, do książek? Czy to rodzinna tradycja?

Chyba to mam w genach, mama była straszną czytaczką. W moim wczesnym dzieciństwie w domu nie było własnych książek. Miałem jedynie dostęp do podręczników szkolnych moich starszych o 4-6 lat sąsiadek oraz do powieści drukowanych w odcinkach w „Gromadzie”. Pamiętam „Chłopca z Salskich stepów” i coś litewskiego, nie wiem już co to było, gdzie występowali dwaj bracia, Ajwar i Lidum, jeden z nich był dobry, radziecki, a drugi zły. Książki te mama czytała na głos. Był jeszcze „Potop” w sześciu tomikach, też czytany głośno.

>> - Jaka była pierwsza książka, którą pan przeczytał?

Chyba „Słoń Trąbalski”... Między 10 a 14 rokiem życia przeczytałem mnóstwo przedwojennych kalendarzy,
Rycerzy i Rycerzyków Niepokalanej, Posłańca Serca Jezusowego, „Masonerję w Polsce”, przedwojenne
podręczniki gimnazjalne, wykonałem wszystkie możliwe ćwiczenia z gimnazjalnej geografii.

>> - Czy są pozycje do których Pan wraca?

Literaturę piękną czytam tylko raz, z wyjątkiem Prousta, którego czytałem dziwnie, co najmniej półtora raza.
Ostatnio wielokrotnie czytane to: "Sprawy Polaków" Osmańczyka, "Rodowody niepokornych" Cywińskiego, "Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują" Jedlickiego, "Życie na niby" Wyki, "Legenda Młodej Polski" Brzozowskiego, czy rekordowo, bo chyba cztery razy czytana "Historia wiedzy" Van Dorena. Poza tym: Bocheńskiego: "Dzieje głupoty polskiej", de Custine’a „Rosja w roku 1839”, Tocqueville’a: „O demokracji w Ameryce”, Landesa "Bogactwo i nędza narodów", "Dwie drogi" Jasienicy, Szackiego "Historia myśli socjologicznej", Białostockiego "Sztuka cenniejszą niż złoto"... i pewnie jeszcze parę, może paręnaście.
W tym roku „Zamojszczyznę” Zygmunta Klukowskiego.

>> - Jakie były początki Pańskiego księgozbioru?

Książki zacząłem kupować wtedy, kiedy zarobki moje wzrosły powyżej poziomu pokrywającego biologiczne minimum. Rozpoczęło się od literatury pięknej i książek poświeconych malarstwu. Potem odkryłem tanie albumy radzieckie. W dwudziestym roku życia, kiedy przeżywałem kryzys światopoglądowy zacząłem szukać prawdy - i tu się zaczęły: Biblia, religioznawstwo, filozofia, socjologia. Fakt, że dzieciństwo spędziłem na pograniczu polsko-ruskim skierował moje zainteresowania na Łemkowszcyznę i Ruś.
Wykupienie subskrypcji na Wielką Encyklopedię Powszechną, Atlas Świata, Geografię powszechną pociągnęło za sobą wiele głodówek. I radości.

>> - Jaki był tytuł pierwszej kupionej przez pana książki?

Pierwszą książką, która stanowiła poważny wydatek, był "Słownik Wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych". Księga ta była kluczem do innych, sprawiających mi kłopoty książek i do czytania ze zrozumieniem „Radaru”.

>> - Czy łatwo było przekonać rodzinę do swojej pasji i jak ona to odbierała?

Z Oświęcimia, gdzie spędziłem młodość, przywiozłem do Gdańska w 1968 roku ponad 3 000 książek. Moja żona (którą poznałem w Gdańsku) wiedziała co brała, a chłopcy rośli w domu, gdzie było dużo książek. Pewnie uznawali to za stan normalny. Książki były czymś tak zwykłym, że ani raz nie przyszło mi na myśl, by je obfotografować. One były jak powietrze.

>> - Jaka jest najcenniejsza pozycja w Pańskim księgozbiorze?

Nie ma takiej (można mówić o iluś-tam najważniejszych), ale prosiłem o nabycie "za każde pieniądze" na aukcji "Nędzy Galicyi" Stanisława Szczepanowskiego, każdą cenę chciałem zapłacić za "Boscha" autorstwa Fraengera. Uzyskałem też akceptację żony na zakup kosmicznie dla nas drogiego londyńskiego wydania „Najnowszej historii politycznej Polski” Pobóg-Malinowskiego. Na szczęście nim sfinalizowałem sprawę ukazało się jej gdańskie wydanie za ludzką cenę.
Pobóg-Malinowskiego, londyński tom pierwszy dzieła, wypożyczony od mec. Janusza Bryguły, studiowałem przeszło pół roku. Dla jego zrozumienia musiałem przeczytać kilkanaście innych książek.

>> - Którego tytułu szukał Pan najdłużej? Może z którąś książką wiąże się jakaś ciekawa historia?

Od "początku świata", czyli od jej wydania szukam "Elementów teorii socjologicznych"; w nowych czasach straciła ona na ważności, ale do tej pory, chyba od 35 lat, nie spotkałem jej w żadnym antykwariacie!.
W latach osiemdziesiątych, choć kosztowało to dość drogo, poprosiłem o jej skserowanie.

>> - Czy trudno było podjąć decyzję o przekazaniu księgozbioru w publiczne użytkowanie?

Kupowanie, czytanie, przeglądanie, posiadanie książek było moją radością. Propagowałem dobre książki od zawsze, wypożyczałem też swoje. Nie zawsze wracały. Czasem wracały w kiepskim stanie. Wtedy cierpiałem.
Kiedy dom stał się za mały, a mnie stało się bliżej do daty śmierci niż do daty urodzenia, trzeba było podjąć decyzję co z nimi zrobić
Żal mi było rozproszenia kolekcji, a żaden z synów nie byłby w stanie opanować jej i zagospodarować.
Po rozproszeniu moglibyśmy za książki dostać , myślę, maksymalnie 100 tysięcy, czyli 10 % wartości kolekcji.
Rada rodzinna przyjęła moja sugestię – oddać w społeczne użytkowanie – jako sensowny wybór.

- Wartość biblioteki, mówił Pan, wynosi około pół miliona. 10 % wartości to byłoby około 50 tysięcy...

Pół miliona to suma wartości książek. Skatalogowana kolekcja to coś więcej niż przypadkowa sterta książek. To tak jak dzieło sztuki – jego wartość nie jest sumą wartości materiałów zużytych na jego stworzenie.

>> - Skąd pomysł na Bibliotekę Społeczną?

Gdybym książki oddał np. uniwersytetowi, zostałoby w papierach nazwisko ofiarodawcy, pieczątki na stronach tytułowych, ale zbiór zgubiłby się w bibliotecznym morzu, służyłby tylko książkowym molom. Przestałby być żywy.
A mnie zależy na kontakcie z nim, jego rozwijaniu, by uczestniczył w budzeniu Polski z marazmu, by oderwał ludzi od telewizora i zbliżył do siebie, by skupiał różnych ludzi wokół wspólnych celów.
Idzie mi o to, by polscy synowie i polskie córki nie musieli, jak nasz syn, wyjeżdżać z polskiego zawistnego, bałaganiarskiego piekiełka do Ameryki, gdzie jest przestrzenniej, gdzie podobno oddychać lżej. Przecież nie jesteśmy głupsi od reszty świata!

>> - Czy poza Biblioteką będzie się zajmowało Stowarzyszenie Przyjazne Pomorze?

Biblioteka nie jest celem Stowarzyszonych, jest środkiem, ośrodkiem, przy którym mogą się skupić aktywni ludzie dobrej woli, którzy krok po kroku, podejmą żmudną, syzyfową misję naprawiania i upiększania swoich lokalnych światów, bawiąc i ucząc się przy tym. Chcemy wykorzystać potencjał starszych dla wspomagania młodych, młodych – dla wspomagania starszych; wspierania tych, co wsparcia potrzebują.
Chcemy uczestniczyć w przeciwdziałaniu dziedziczności biedy i niskiego statusu, chcemy odkrywać i promować talenty, budzić inicjatywę i przedsiębiorczość, wspomagać przedsiębiorczych.
Nie mamy gotowego programu. Nasze pole i sposoby działania będą zależały od społecznego zapotrzebowania i od tego, kto zechce działać w Stowarzyszeniu i ile z siebie będziemy mogli dać.

Marnowanie talentów, gaszenie potencjału tkwiącego w ludziach, poniewieranie tych, którzy wyrastają ponad przeciętność – to mój wielki ból. Moje całe życie to próba przeciwdziałania powyższemu, docierania do ludzi, odkrywanie ich talentów, wspieranie ich, motywowanie do dalszej aktywności. Często ludzie nie wiedzą, że mogą znacznie więcej zrobić dla siebie i świata, nie znają swoich możliwości. Statut Stowarzyszenia pozwala na działania pomniejszające moje bóle i wspieranie inicjatyw skierowanych na cele prospołeczne.

>> - Co jest waszą największym, bieżącym problemem?

Zdobycie funduszy na rozruch biblioteki. Na pewno istnieją mechanizmy pozyskiwania środków materialnych na ten cel, ale potrzebna byłaby pomoc specjalistów w tym zakresie. Są osoby, które zajmują się tym profesjonalnie. Być może dzięki temu artykułowi pojawi się ktoś, kto pomoże nam skutecznie zająć się tym, opracować i poprowadzić projekt. Bardzo na to liczymy.

Oczekujemy też na osoby i firmy, które współdziałając z nami i sponsorując nas, będą promowały swoje produkty i usługi. Lub pełniły swoją misję.


Osoby zainteresowane nasza ideą zapraszamy na witrynę i forum Stowarzyszenia „Przyjazne Pomorze”:
http://www.przyjaznepomorze.cal.pl/index.php, zapraszamy też do Stowarzyszenia i – oby jeszcze tej zimy - do BIBLIOTEKI.
Wszystkim Czytelnikom Gazety Gdańskiej życzę zdrowych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia.
Stowarzyszonym i Sympatykom serdecznie dziękuję za współdziałanie i proszę o wytrwałość – dzięki Wam w siedemnastym miesiącu naszych starań wyraźnie widać „światełko w tunelu”.

User avatar
kviat
Członek Stowrzyszenia
Posts: 273
Joined: Sat Feb 03, 2007 2:02 pm

Post by kviat » Thu Dec 20, 2007 2:18 pm

jan wrote:Nie podano adresu naszej nowej strony internetowej

I słusznie :-) Bo i tak za chwilę będzie przeniesiona.
A z tego co widzę to jednak podano...
jan wrote:i łatwo zbłądzić na pierwotna, zapomnianą.

Ma to dore i złe strony :-)
Zła jest taka, że tam jest stara zawartość.
Dobra to taka, że i tak staramy się żeby właśnie ten adres kierował na nową stronę.
Na co czekasz [you]?
FFANTASTYCZNA KSIĘGARNIA

jan
Administrator
Posts: 5500
Joined: Wed Feb 07, 2007 10:05 pm

Post by jan » Thu Dec 20, 2007 4:34 pm

W odpowiedziach moich był,
w gazecie nie podano,
ale i tak wyszukiwarka znajduje kilka PRZYJAZNYCH rzeczy.

jan urbanik

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 52 guests