Rady, grzędy i urzędy z długim PS.
Posted: Tue Jun 17, 2008 4:50 am
5098. W dniu piętnastym czerwca 2008 gdańskie Stogi, Przeróbka i Nowy Port
próbowały wybrać Rady Osiedla – znowu klapa – elektorat nie dopisał.
Poszedł na marne roczny trud organizatora przedsięwzięcia.
Dziwne, ale nie boleję nad tym.
Znaczy – doceniam trud organizatora, ale sposób prowadzenia kampanii był beznadziejny.
Polegał na tym, że kandydaci zrobili sobie jedno zbiorowe zdjęcie i jedno tablo,
obwiesili tym osiedle i czekali na wynik konkursu fotowdzięku.
Przed wyborami, pod afiszem wyborczym na oknach naszej Społecznej Biblioteki
pisałem do kandydatów, by się zaprezentowali, zapraszałem ich do nas -
nie pojawił się nikt;
nikt z nich (poza sąsiadką Anią) nie wpadł do Biblioteki, nie zainteresował się tym,
co garstka sołeczników wyczynia od lutego: remontuje, maluje, przsuwa, przekłada, wypisuje...
A przecież BIBLIOTEKA to fragment żywych i materialnych zasobów osiedla,
który działacze powinni przynajmniej poznać, by nie powiedzieć wesprzeć.
Wpływ austriacko-krakowski na resztę Polski jest ogromny:
szczęściem pospolitego Polaka jest dzierżyć urząd, choćby marny,
posiadać pieczęć i prawo decyzji: pozwalam – nie pozwalam.
W urzędactwo przekształcają się radni (mniej lub bardziej zaradni),
w urzędactwo przekształcają się działacze tzw. organizacji pozarządowych,
którzy kiedyś nazywali się społecznikami, i pieprzą swoją drętwą nowomową slogany,
u żródeł których, w zamyśle twórców, tkwiła dobra wola upiększania i poprawiania świata.
jan urbanik
PS
Fragment tego co tu naprodukowałem, nie pozbawiony uszczypliwości,
zamieściłem pod afiszem wyborczym w oknie naszej Biblioteki przy Hożej 14 na Stogach.
Jedna z osób z tabla miała pretensję, że piszę, ze tak piszę, i pytała czemu to robię
i czy wszyscy muszą pomagać Bibliotece.
Piszę bo potrafię, piszę bo mogę; tak a nie inaczej piszę,
bo taką a nie inną mam opinię na ten temat.
Nie wszyscy muszą pomagać bibliotece, ale wszyscy kandydaci MOGLI SIĘ APREZENTOWAĆ W BIBLIOTECE.
Mogli też to zrobić na ławeczkach na skwerku. Nie robili tego.
Nie piszę o sąsiadce Kowalskiej, która coraz-to molestuje męża, bo to ich prywatna sprawa.
Piszę o ludziach z afisza – bo to ludzie publiczni, sami pchali się na afisz.
Na przystanku tramwajowym usłyszałem wczoraj:
- Ja będę na niego głosować, a on będzie brał tysiąc złotych. Nigdy!
Nie skomentowałem tego na przystanku, bez komentarza zostawiam dziś.
próbowały wybrać Rady Osiedla – znowu klapa – elektorat nie dopisał.
Poszedł na marne roczny trud organizatora przedsięwzięcia.
Dziwne, ale nie boleję nad tym.
Znaczy – doceniam trud organizatora, ale sposób prowadzenia kampanii był beznadziejny.
Polegał na tym, że kandydaci zrobili sobie jedno zbiorowe zdjęcie i jedno tablo,
obwiesili tym osiedle i czekali na wynik konkursu fotowdzięku.
Przed wyborami, pod afiszem wyborczym na oknach naszej Społecznej Biblioteki
pisałem do kandydatów, by się zaprezentowali, zapraszałem ich do nas -
nie pojawił się nikt;
nikt z nich (poza sąsiadką Anią) nie wpadł do Biblioteki, nie zainteresował się tym,
co garstka sołeczników wyczynia od lutego: remontuje, maluje, przsuwa, przekłada, wypisuje...
A przecież BIBLIOTEKA to fragment żywych i materialnych zasobów osiedla,
który działacze powinni przynajmniej poznać, by nie powiedzieć wesprzeć.
Wpływ austriacko-krakowski na resztę Polski jest ogromny:
szczęściem pospolitego Polaka jest dzierżyć urząd, choćby marny,
posiadać pieczęć i prawo decyzji: pozwalam – nie pozwalam.
W urzędactwo przekształcają się radni (mniej lub bardziej zaradni),
w urzędactwo przekształcają się działacze tzw. organizacji pozarządowych,
którzy kiedyś nazywali się społecznikami, i pieprzą swoją drętwą nowomową slogany,
u żródeł których, w zamyśle twórców, tkwiła dobra wola upiększania i poprawiania świata.
jan urbanik
PS
Fragment tego co tu naprodukowałem, nie pozbawiony uszczypliwości,
zamieściłem pod afiszem wyborczym w oknie naszej Biblioteki przy Hożej 14 na Stogach.
Jedna z osób z tabla miała pretensję, że piszę, ze tak piszę, i pytała czemu to robię
i czy wszyscy muszą pomagać Bibliotece.
Piszę bo potrafię, piszę bo mogę; tak a nie inaczej piszę,
bo taką a nie inną mam opinię na ten temat.
Nie wszyscy muszą pomagać bibliotece, ale wszyscy kandydaci MOGLI SIĘ APREZENTOWAĆ W BIBLIOTECE.
Mogli też to zrobić na ławeczkach na skwerku. Nie robili tego.
Nie piszę o sąsiadce Kowalskiej, która coraz-to molestuje męża, bo to ich prywatna sprawa.
Piszę o ludziach z afisza – bo to ludzie publiczni, sami pchali się na afisz.
Na przystanku tramwajowym usłyszałem wczoraj:
- Ja będę na niego głosować, a on będzie brał tysiąc złotych. Nigdy!
Nie skomentowałem tego na przystanku, bez komentarza zostawiam dziś.