O dziwactwie, co dobrym sprawom służy

Dział poświęcony organizacjom.

Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy

Post Reply
jan
Administrator
Posts: 5500
Joined: Wed Feb 07, 2007 10:05 pm

O dziwactwie, co dobrym sprawom służy

Post by jan » Thu Jan 01, 2015 8:11 pm

Po co MOJA społeczna aktywność? Nie do końca się rozumiem, ale chyba po to, BY NADAĆ MEMU ŻYCIU SPOŁECZNY SENS!
– w ulepszaniu i upiększaniu okolicznego świata dla ludzi.
Takie hobby skądś mi się wzięło. Wybór nie był sucho-zimno racjonalny,
być może miałem ku temu genetyczne (w sensie biologicznym i społecznym) predyspozycje.
Matka moja bezinteresownie zrobiła w rodzinnej wsi sporo w dziedzinie kultury.
Wybrałem to, co uważałem za NAJWAŻNIEJSZE spośród rzeczy, które potrafię .
Społeczne zaangażowanie, rodzaj poczucia misji, przejawiałem od wczesnej młodości,
na czas obowiązków rodzicielskich i wychowawczych zostało ono znacząco ograniczone do zakładu pracy,
gdzie również było dostatecznie ciekawie i to czy owo zrobiłem, jako że przyszło mi żyć w ciekawych czasach.

Można w życiu szukać nie sensu, a jedynie przyjemności, dogadzania sobie:
wtedy można podróżować, czytać książki, oglądać filmy, zadbać o ciało - kondycję, wygląd,
zdobywanie i pomnażanie majątku, podbijać płeć przeciwną, dogadzać podniebieniu, hodować kanarki, troskać się o zbawienie duszy…

Pasją moją było zaspokajanie własnej ciekawości świata i pobudzanie pasji poznawania u innych.
W Gdańsku zaczęło się to pod koniec lat sześćdziesiątych ub. wieku, gdy w klubie „Chemik” przy Długim Targu,
prowadzonym przez panią Mariannę (nazwiska nie pomnę, mieszkała przy Żabim Kruku) prowadziłem Klub „Współczesność”.
Częstymi prelegentami byli tam Jan Tuczyński, Jerzy Życzyński, Władysław Pałubicki, Adam Synowiecki, mecenas Zdzisław Sitkiewicz…
Z Klubu tego zrobiłem 2-letnie Studium Religioznawcze, którego szefem został, za radą panów Życzyńskiego i Tuczyńskiego dr Władysław Pałubicki,
natenczas recepcjonista sopockiego Grand Hotelu.
Potem nauczyłem się jeszcze oprowadzać wycieczki po Trójmieście i wreszcie zająłem się głównie pracą i rodziną.
Książki czytałem nałogowo od zawsze, a od czasu, kiedy moje zarobki przekroczyły poziom biologicznego minimum, zacząłem nałogowo je kupować,
przez co bardzo często żyłem poniżej poziomu biologicznego minimum.
Jadać do syta i regularnie zacząłem dopiero wtedy, gdy się ożeniłem i trzeba było żyć normalniej.

Właściwie to bibliomański nałóg i jego owoc – pokaźny księgozbiór, który postanowiłem bezpłatnie w publiczne użytkowanie oddać (kolejne dziwactwo) sprawiły, że tu i ówdzie o mnie powiedziano czy napisano, i dało się skupić wokół zamysłu piętnastkę członków-założycieli Stowarzyszenia,
przypadkiem nazywającego się teraz „Przyjazne Pomorze”.
Moja „idee fixe” nazywała się Społeczny Uniwersytet Otwarty, który nie miał dostarczać dyplomów, a otwierać ludziom głowy.
Biblioteka Społeczna stała się ucieleśnieniem tej idei, kiedy mimo kilkuletnich poszukiwań nie znalazłem ludzi, którzy wsparliby ideę SUO.
Moje działania ogranicza to, że w Gdańsku jestem obcy - nie mam tu kolegów z przedszkola, podstawówki, liceum ani żadnej wyższej szkoły.
Poza krótkim okresem działania w klubie „Chemik” i organizacji studium religioznawczego, cała moja działalność ograniczała się do gdańskich „Fosforów”,
skąd po 33 latach pracy, głównie na stanowiskach robotniczych, odszedłem na emeryturę, by móc realizować swoje pasje.
Wezwania do czynienia dobra nie są dostatecznie atrakcyjne, bu porwać ludzi do sensownych działań,
jakieś dziwactwo czy niezwykłość - co najmniej zaciekawia, a wtedy trafiają się ludzie, którzy z różnych pobudek włączają się w dzieło.

Niżej powielam wcześniejszy tekst:
Przetrwanie nasze - BIBLIOTEKI SPOŁECZNEJ - oraz poziom i zakres naszych działań zależy w znaczącej mierze od posiadanych środków. Jednym ze sposobów ich pozyskiwania jest 1% od podatków, jaki można zadeklarować na naszą rzecz.
Aby ludzie deklarowali, muszą o nas wiedzieć. Wszystkich, którzy widzą sens naszego trwania i działania proszę:
głoście światu, że jesteśmy, że jesteśmy pożyteczni: udostępniajcie dobrym ludziom wiedzę o nas, np. przez udostępnianie waszym znajomym zdjęć i ogłoszeń bibliotecznych. Przed paroma dniami ukazał się kolejny numer czasopisma: http://www.zyjdlugo.pl/index.php
Autorką opowieści o mnie jest pani Aldona Kaszubska, która już po raz drugi w czasopiśmie popularyzuje Bibliotekę Społeczną.
Wspomnę jeszcze, że pierwszą osobą która ogłosiła wywiad ze mną była Dagmara Gorczyńska, warszawianka, której ślę - jako i Pani Aldonie serdeczny uśmiech i najlepsze życzenia na nadchodzący ROK 2015.
jan urbanik

Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 4 guests