Ryneczki lokalne to szansa dla najmniejszych przedsiębiorców

[Fordor]

Ci, co mają blisko do rynku przy ul. Elbląskiej, są w dobrej sytuacji. Mogą zakupić warzywa, owoce, przetwory i temu podobne rzeczy od pobliskich dostawców, małych producentów. To niezwykle urozmaica posiłki, bo cóż tu ukrywać – smaczne jajka niosą kurki karmione tym, co znajdują w naturze; świeże grzyby niepieczarkowe dostarczają zbieracze szukający dodatkowego zarobku; pomidory malinowe – (mniam, mniam) – działkowicze z małych szklarenek. Oferta jest przez to urozmaicona, a ponadto kupowanie na rynku pozostawia więcej pieniążków w portfelach klientów.
Niezależnie od tego na małych rynkach ludzie poznają się, a co najważniejsze – uczą samodzielności i przedsiębiorczości. Nie pomogą najlepsze programy dla pobudzenia drobnej przedsiębiorczości, jeśli nie będzie możliwości zbycia wyprodukowanych produktów. Mali nie mają szans, aby zaistnieć w placówkach wielkopowierzchniowych, a zresztą nie o to chodzi. Mały rynek nie narzuca konieczności ciągnięcia swojej wytwórczości przez lata. Mały wytwórca może elastycznie zmienić profil działalności, bardziej uwzględniać potrzeby lokalne.
Ryneczki mogłyby być budowane z modułów, z typowymi rozwiązaniami logistycznymi – tak, aby koszty budowania ryneczku ograniczać do maksimum, a wygląd, schludność i funkcjonalność odpowiadały normalnym standardom.
Lokalizacja i regulamin ryneczków, zasady działania i pobierania opłat można byłoby opracować jako pewien wzorzec, a doprecyzować współdziałając z lokalnym samorządem.
Dorota Kaczmarek