Zamiast wstępu
Posted: Wed Apr 18, 2012 1:09 pm
Prawdziwego mężczyznę można poznać po tym jak kończy, a nie zaczyna. Te słowa zagościły w zbiorowej świadomości polaków ładnych parę lat temu i – jak się okazuje – nie straciły na ważności. Tylko jak taki mężczyzna do siebie zachęca, skoro najlepsze ma do pokazania na samym końcu? Na szczęście nie mi przyjdzie odpowiedzieć na to pytanie. Chcę jednak zauważyć, że istnieje problem: jak sprawić by chciało się znać zakończenie. Na przykład książki? Znam osobę, która przed otwarciem tejże na stronie tytułowej, zerka na koniec i wówczas dopiero decyduje, czy ją przeczyta czy nie. Dla mnie to pogwałcenie natury rasowego czytelnika. Gdzie wszystkie niespodzianki, elementy zaskoczenia, próby odgadnięcia i dywagacje? Skoro jednak odrzucam ten sposób sprawdzenia czy książka jest dobra czy niedobra, a nie potrafię jednocześnie zdać się na często zbyt drobiazgowe w krytyce zdania zawodowych recenzentów, skazana jestem na samotne poszukiwania w gąszczu – kulejącego? Skądże! - rynku wydawniczego i o dziwo... zwycięsko wychodzę z walki o wyśmienicie spędzone kilkanaście godzin! Niejednokrotnie o pomoc proszę nie szukającego dziury w całym krytyka, a tego, któremu płacą za zareklamowanie książki. Co więcej,ta reklama często jest wartością samą w sobie. No dobrze, uchylę rąbka tajemnicy – uwielbiam czytać wstępy do książek. Największy rarytas to wstęp innego, zasłużonego kolegi po fachu, bądź akademika – miłośnika danego pisarza lub zainteresowanego problematyką zawartą w książce. Ci to potrafią czarować. Fakt, nie zawsze, ale... kilka razy zdarzyło mi się, że wstęp był lepszy od książki! A zazwyczaj był tak samo dobry jak ona. Nasuwa mi się pytanie czy istnieje jakiś - koniecznie subiektywny! - zbiór złożony ze wstępów? Jeśli nie, to czemu nie zlecić by jakiemuś niespełnionemu pisarzowi, a zarazem czytelnikowi (myślę jedno z drugim idzie w parze! Byle nie drugie z pierwszym! Co by to było? Choć z drugiej strony czym więcej piszemy, tym lepiej się mamy. Niech zatem w tym przydługim ustępie od tekstu właściwego zagości złota myśl: czytelnicy do piór!) stworzenie takiegoż? Bliskim mej myśli, ale nie gryzipiórkiem, tylko PRAWDZIWYM MISTRZEM był Stanisław Lem. Ten oto zebrał obok fikcyjnych recenzji, wstępy do nieistniejących książek. Oczywiście nie ku przyjemności czytelników – a który z nich wejdzie ze mną w polemikę, że jej nie osiągnął?! - a w manifeście, by obok dzieł wielkich istniały kolejne wielkie, a nie mierne! Wracając do wstępów książek tych istniejących, sądzę, że są one świetnym materiałem dla ludzi, którzy dużo czytają, a będąc zobowiązanymi czytać więcej, mogą sobie pozwolić na ekstrawagancję przeczytania samego wstępu. Proszę się nie obrażać, Molu książkowy! Czy nie zdarzyło Ci się rozmawiać o książce, której nie czytałeś? Idę o zakład, że tak! A skoro już, to może pofatygowałbyś się zaczerpnąć kilkustronicowej informacji, ba! opowieści o niej? Nie ma chyba większej presji, niż zachęcanie do przeczytania książki, bo a nóż osiągnie się skutek odwrotny! W ramach ćwiczenia i idącej za nią refleksji zachęcam do napisania do szuflady wstępu do ulubionej książki. A potem opublikowanie na naszym forum. Już widzę nową podstronę na naszej www! ;)