Chora na niebo

Główny temat.

Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy

Post Reply
Basia
Członek Stowrzyszenia
Posts: 174
Joined: Sat Jan 19, 2008 8:00 pm

Chora na niebo

Post by Basia » Thu Jan 15, 2009 5:13 am

Napisać... o czym?
O małym lotnisku, otoczonym przez działki, drzewa, linie przewodów, o starym, niemieckim budynku z cegły; o dużej, wilgotnej sali, w której w zimie temperatura jest prawie taka sama jak na zewnątrz. O starych rozwalonych szafach i szufladkach, o stole do układania spadochronów – szarej grubej tkaninie na podłodze...

O pokoiku dla sportowców – ładnie pomalowanym, w którym wiecznie panuje bałagan, ile by tam się nie sprzątało, w którym jest zimno z braku ocieplenia i gorąco ze śmiechu, kolejnej herbaty lub – kiedy są skoki – z oczekiwania...

A może o tym, jak słuchałam po raz pierwszy instruktora. O tym, jak nie zwracało się na mnie i innych takich „pierworazników” szczególnej uwagi poza potrzebną, bo jesteśmy „nie ich”, i „ich” najprawdopodobniej nie bedziemy, bo zapłacimy i pójdziemy do domu, oszalali z radości, bo uratowaliśmy się i otrzymaliśmy nowe krótkie doświadczenie. O tym, jak pragnęłam być „ich”, jak zaciskałam zęby, jak kręciłam się tam godzinami, chwytałam każdy gest i słowo, mnie zaś instruktor – były desantowiec Andriej – obrzucał niechętnym spojrzeniem błękitnych jak niebo oczu. O tym, jak kiedyś nagle, żegnając się z chłopakami, podszedł, i z szerokim uśmiechem uścisnął mi dłoń, jak usłyszałam – „no kurdę, tej stąd się nie da wypędzić, ta już jest chora”...

O tym, jak uczyłam się układać spadochrony. Jak płakałam w kącie, bo nie umiem, bo nie mogę, bo nie jestem tak silna jak oni, jak ocierałam łzy – byleby ich nikt nie widział, a widzieli wszyscy i odwracali się, udając nieuwagę. O tym, jak miesiąc temu ułożyłam od początku do końca sobie spadochron na skok i jak skakałam z radości. Jak zdobywałam się na to, by pójść z własnoręcznie ułożonym spadochronem i jak poczułam satysfakcję, bo zdobyłam się, zaufałam sobie.

O tym, jak krwawią palce, jak brudzi się dłonie i łamie się paznokcie, jak robi sie codzienne pompki i przysiady, bo ręce i nogi trzeba mieć silne...

A może o tym, jak po raz pierwszy stałam w trzęsącym się samolocie – An-2, nasza „Annuszka” - jak otworzono drzwi, jak werwał się zimny wiatr, jak uginały się pode mną nogi, jak coraz bliżej było niebo, a w głowie kołotało – „nie, nie, nie, nie chcę, nie pójdę, nie....” – i ten skok w nic, i strach, i biała czasza nad głową, i pewność, że nigdy więcej nie podejdę do żadnych spadochronów. O tym, jak wróciłam tam następnego dnia – żeby zostać...

O tym, że Tam, w niebie, jest cicho, bardzo cicho, tylko lekko szeleści wiatr. O tym, jak biegnie ziemia od stu metrów wysokości – nogi ścisnąć, trzymać razem lekko zgięte w kolanach, przygotować się do lądowania. Jak 82 metry kwadratowe tkaniny i 28 linek mogą targać człowieka po polu w mocny wiatr, nie można zgasić czaszy...

O tym, jak się ćwiczy otwieranie spadochronu zapasowego i moralnie jest się gotowym otworzyć, mimo że niby nic nie powinno się stać. O świętej zasadzie – „ten, kto wyżej, odpowiada za niższego” – przy zejściu się spadochroniarzy w niebie. O tym, że „każdy za każdego, ale w niebie liczyć tylko na siebie”, o „gdyby broń Boże coś, spokój, zimna krew, walczyć do końca, do ostatniej chwili...”.

Jak pragnie się w końcu otworzyć swój spadochron ręcznie, samemu. Jak się uczy spadać stabilnie, poprawnie, trzymać ciało w potrzebnej pozycji. O tym, jak się zna na pamięć liczby – 1200 metrów 10 sekund spadania swobodnego, 1500 metrów – 15 sekund... jak się marzy o tym, by kiedyś lecieć przez półminuty z wysokości ponad dwa i pół kilometry. Jak się marzy o przejściu na inny poziom – spadochron sportowy, „skrzydło”. A może o tym, jak nagle od wczoraj mam - na przyszłość - swoje „skrzydło”, kupione za drobiazg, 10 tysięcy rubli, oczywiście używane, lecz od fajnego uczciwego chłopaka, a poza tym – skrzydło, swoje skrzydło, prawdziwe skrzydło...

O bezkompromisowym Andrieju, za którym pójdzie się „do wody i do ognia”, o dobrej i miłej Nadzieżdzie, o ironicznym Aleksandrze, o spokojnym powściągliwym Alekseju, hałaśliwym Denisie, o „ojcu” – kierowniku klubu. O tym, jak się ciepło robi na sercu, kiedy się słyszy jak mówią do siebie „braciszku, bracie” – po wojskowemu, bo bojowemu.

O lęku, który się pokonuje, o uzależnieniu od nieba. O białej czaszy, i o ciężarze spadochronu na ramionach, o świętych słowach „ubierać się!” i słowach, które śnią się po nocach – „prigotowitsia! Poszel!”. O tym, że oprócz ziemi mam niebo, uczę się być w niebie, przeżywać w ciągu kilku minut całe życie. O tym, jak śpiewa się w piosence rosyjskiego zespołu desantowego „jak tuli wiatr, jak błękit pieści jedwab”, o tym, że „teraz nam znalazła się w niebie praca – błękitem wypełniać spadochrony”...

O tym, że jestem „ich”. Ludzi, chorych na niebo...
Proszę cię, duszo moja, bądźże mi szaloną...

jan
Administrator
Posts: 5500
Joined: Wed Feb 07, 2007 10:05 pm

Basiu, jesteś wielka!

Post by jan » Thu Jan 15, 2009 10:05 am

Basię poznałem z Ameryki:
przeczytałem jej mądre teksty na forum polsko-rosyjskim.

Byłem przekonany, że pisze je osoba dojrzała,
tymczasem była to osóbka poniżej dwudziestki!

Basia jest Rosjanką, studiuje literaturę polską.
Fascynuje ją Borowski - stąd mój link dla niej na artykuł o Kossak-Szczuckiej i Borowskim.

Kocha Kraków, lubi Gdańsk.
I gdańskie koty w okolicach kościoła św. Jana.

Samych udanych skoków, Basiu!

...a tego typu teksty dopieść i umieszczaj w naszym "Liternecie".
Byłbym ciekaw ich w wersji dwujęzycznej, ale nie namawiam, wiem że masz mało czasu.

jan urbanik

Fordor

Post by Fordor » Tue Feb 03, 2009 10:35 pm

Basiu,
Nie potrafiłabym skoczyć. Domyślam się, że upaja Ciebie wiatr, widzisz świat w takiej perspektywie, że wydaje się on ze swoimi sprawami nierealny, fascynujący, barwny i łatwy od objęcia wzrokiem. Szczerze podziwiam.
Odgoniłabym myśl o takich wyczynach jak uciążliwą muchę, z którą skutecznie może uporać się zwinięta gazeta. Być może, dla zachłyśnięcia się widnokręgiem i kołderką chmur, wsiadłabym w mały samolot, aby przelecieć nad bałtycką plażą, zobaczyć wpływające rzeki, plamy jezior, trójwymiarowe domy. Myśl o bezpiecznym lądowaniu nie opuszczałaby mnie przez cały czas. A jak Ty to odczuwasz?
Last edited by Fordor on Thu Feb 05, 2009 9:19 pm, edited 1 time in total.

Basia
Członek Stowrzyszenia
Posts: 174
Joined: Sat Jan 19, 2008 8:00 pm

Post by Basia » Wed Feb 04, 2009 8:29 pm

Pani Dorotko, na razie wciąż mamy zakaz skoków w całej Rosji i siedzimy na ziemi.
A więc ze mną jest tak, że żal mnie bierze, kiedy patrzę na swoje ukochane spadochrony i naszą Annuszkę, tęskniące za żywiołem, któremu są przeznaczone. Kilkanaście razie dziennie patrzę w niebo i jeżeli widzę błękit - odczuwam jednocześnie żal, że nas tam nie ma, zachwyt tym pięknem i pociąg porównywalny tylko do stanu narkomana.
Śni mi się drżący samolot. I to uczucie, kiedy instruktor otwiera drzwi i daje znak "podnosić się", wiatr bijący w twarz i jego szum w uszach i ta chwila kiedy się opuszcza bezpieczny samolot i leci się w dół.
Mówi się: odwaga spadochroniarza polega nie na tym, że nie boi się skakać, tylko na tym, że boi się - lecz skacze. To jest akurat mój wariant. Nie będę kłamała - boję się. Raz jest to lęk pożyteczny, pobudzający, raz - przeszkadzający, hamujący. Lecz ochota bycia w niebie jest mocniejsza.
Może jest to walka, zażarty spór z obcym żywiołem, a jednocześnie oswajanie się z nim i przyjaźń. W stylu - "oby ziemia lubiła, a niebo spadochroniarza nie obrazi". Nie wiem. To jest obszerny temat. Wiem tylko, że bez tego na dłuższą metę już nie potrafię.
Proszę cię, duszo moja, bądźże mi szaloną...

Fordor

Post by Fordor » Mon Feb 09, 2009 9:49 pm

Basiu,
Czy miałaś możliwość rozmawiać z osobą, która przez dłuższy okres wykonywała skoki spadochronowe, jest długoletnim spadochroniarzem? Jak ocenia swoje doświadczenia? Jak ta pasja wpłynęła na jego życie?

Basia
Członek Stowrzyszenia
Posts: 174
Joined: Sat Jan 19, 2008 8:00 pm

Post by Basia » Mon Apr 20, 2009 8:42 am

A moze o tym, jak boli zakaz skokow w calej Rosji, oprocz pary klubow. O tym, jak fizycznie brak nieba, brak swobody, brak spadochronu za plecami. Jak mimo prob zachowywac spokoj i nadzieje, mimo ze week-endami niemalze mieszkam w klubie, coraz to bardzije pograzamy sie w ponurymn nastroju, z ktorego tylko chwilami wyciaga nas rozkaz instruktora ukladac spadochrony "po bojowemu" - by, jezeli nagle sie zacznie byc przygotoanym...
Moze o tym, jak nagle stalismy sie prawie rodzina, i ten nieosiagalny Andriej, ktory nie chcial nawet slowka rzucic, dzwoni po srodku tygodnia "tak, po prostu".
O tym, jak marzy sie jednak zniesienie zakazu - i wtedy szybko, szybko, marzy sie o rozwoju, o wysoskosci, o tym, by teorie otrzymana w koncu sprawdzic w zyciu.

A moze o tym, ze niebo dalo mi milosc....? Ze nagle popchnelo ku przypadkowemu spotkaniu z tym, innym, doswiadczonym, z innego klubu.
Ze najbardziej w calym swiecie boje sie stracic teraz Jego i NIebo...
Proszę cię, duszo moja, bądźże mi szaloną...

jan
Administrator
Posts: 5500
Joined: Wed Feb 07, 2007 10:05 pm

Post by jan » Mon Apr 20, 2009 7:07 pm

Basiu,
trzymam kciuki za Twoje NIEBO!

jan urbanik

wypustek26
Forumowicz
Posts: 31
Joined: Thu Jul 02, 2009 8:16 am

Post by wypustek26 » Fri Jul 17, 2009 12:28 pm

Ja tez 3-mam kciuki za wolne niebo zawsze otwarte dla Basi!!!! Sama sie boje, skoczyc, moze kiedys dojrzeje do skoku, na razie przymierzam sie jakies okolo 20 lat do balonu!!!!!!!!!! ;-)
B.Wypustek

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 44 guests