Po co nasz rząd zaprasza kapitał chiński

Relacje.

Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy

Post Reply
Ykpon
Członek Stowrzyszenia
Posts: 182
Joined: Wed Jul 13, 2011 6:56 am

Po co nasz rząd zaprasza kapitał chiński

Post by Ykpon » Wed May 23, 2012 8:19 pm

Podtytuł: Qingjinizm – choroba czy szansa?

Nasz rząd zaprasza Chińczyków, żeby do nas przyjeżdżali. Podobno po to, żeby nasz kraj stał się chińskim przyczółkiem w Europie. Mówi nam się, że powinniśmy się z tego cieszyć! To chyba jakiś żart? Chińczycy naszym ekonomicznym zbawieniem? Rozpoczną tu produkcję? Mamy być konkurencyjni wobec robotników chińskich pracujących za michę ryżu? U licha! Jak to rozumieć?

A może zbyt mało wiemy, żeby tak od razu krytykować? Może to dla nas właśnie ta jedyna szansa – taka, która pojawia się raz na kilka pokoleń? I biada tym, którzy jej nie wykorzystają? Władza, jak zawsze, coś bąknęła i od razu nabrała wody w usta. Dlatego trzeba spróbować sobie odpowiedzieć na pytanie: o co w tym wszystkim chodzi? Pytanie niby proste, a odpowiedź skomplikowana. A skoro tak, to trzeba zadać tych pytań kilka, żeby wyjaśniać sobie pewne sprawy po kolei.

Pytanie pierwsze: Dla kogo produkty chińskie są korzystne? Tu odpowiedź jest prosta. Dla zwykłych ludzi. Gdyby nie tanie produkty chińskie ceny butów, odzieży, ubranek dziecięcych, zabawek, rowerów, telefonów, wież radiowych, komputerów itd. byłyby wyższe. Czyli: warto! Nasz rząd ma rację! Przybywajcie, Chińczycy! Z drugiej strony jak coś produkuje się w Chinach, to nie produkuje u nas. Czyli, że przy sprowadzaniu towarów zza granicy tracimy pracę, bo po co kapitalista ma płacić drożej u nas, skoro może taniej gdzie indziej. To może jednak nie przybywajcie, tylko zostańcie, Chińczycy, u siebie?

Rodzi się też drugie pytanie: Zaraz, zaraz – te wszystkie tanie produkty już w Europie są, nawet bez obecności Chińczyków u nas. To dlaczego mielibyśmy stawać się jakimś tam ich przyczółkiem? Przyczółek to słowo wojskowe. Z przyczółka przypuszcza się atak. Chińczycy będą atakować Europę z naszego terytorium? No jasne, że chodzi o atak ekonomiczny, a nie wojskowy, ale tu pojawiają się następne pytania.

Pytanie trzecie: Dlaczego Chińczykom miałoby zależeć na zmianach tego, co jest teraz? Przecież są obecni w całej Europie ze swoimi produktami. No tak, ale muszą płacić cła przy wprowadzaniu swoich towarów na teren Unii. A gdyby produkowali gdzieś w granicach Unii, wówczas mieliby niższe koszty - odpadłyby im zarówno te cła, jak i transport przez pół świata. Czyli, że ten pomysł ściągnięcia Chińczyków nie wydaje się taki głupi. Im powinno zależeć, a my przy tym możemy skorzystać.

Pytanie czwarte: Czy faktycznie możemy skorzystać na chińskiej obecności gospodarczej w naszym kraju? Z wypowiedzi pana Premiera wynika, że nasz rząd tak właśnie uważa. Jednak czymś innym jest wiara, a czymś innym twarde realia. Dwadzieścia lat temu karmiono nas strachem, że lśniącym mercedesem przyjedzie gruby Niemiec i wykupi tu wszystko, jak leci. No i owszem, przyjechał. Tyle, że wcale nie po to, żeby wszystko wykupować, tylko na dziwki. Kapitał zagraniczny zignorował możliwość korzystnego wykupienia Polski. Przejął kilka zakładów, parę z nich od razu zamknął, żeby utrącić konkurencję, a na resztę nie miał ochoty. Zachodni kapitalista już wcześniej produkcję przenosił tam, gdzie mu było taniej. Czyli wcale nie do nas, tylko właśnie do Chin.

Pytanie piąte: No to, jeżeli Chińczycy zdecydowaliby się na przybycie do nas, to właściwie dla naszego dobra, czy dla swojego? Tu nie można być naiwnym – jasne, że dla swojego, a nie naszego. My, jeżeli na tym byśmy skorzystali, to tylko przy okazji. Kapitalista chiński chciałby nie płacić cła i transportu z Chin do Europy. Może część tych zaoszczędzonych pieniędzy byłby skłonny wydać na pensje wyższe niż w Chinach? Nie wynika jednak z tego, że chciałby nam płacić zdecydowanie więcej, niż Chińczykom w Chinach. A raczej przeciwnie – w Europie producent ponosi wyższe koszty, niż w Chinach (różne podatki, obowiązkowe ubezpieczenia pracowników itp.), więc dlaczego miałby do interesu dopłacać? No i gdyby Chiński producent w Polsce zbytnio podniósł cenę - wykosiliby go konkurenci produkujący w Chinach, oferując to samo po niższych cenach. Może więc zmieniłby typ produkcji na jakąś europejską? Może i tak, tylko po co, skoro dotychczasowa się świetnie sprzedaje? Rodzi się więc kolejne, bardzo trudne pytanie.

Pytanie szóste: Czy są u nas chętni, żeby akceptować płacę niższą niż w Chinach? A do tego dochodzi jeszcze to, że chińscy pracodawcy są u siebie przyzwyczajeni, że nie trzeba przestrzegać ani norm BHP, ani godzin pracy, ani odszkodowań za wypadki przy pracy, ani podobnych dupereli. Że u nas będą musieli tego wszystkiego przestrzegać? Że mamy zagwarantowane płace minimalne? To nie znacie Chińczyków, ich bezwzględności i zdolności do twórczego omijania lokalnych zasad.

Pytanie siódme: Czy jakiś kraj miał u siebie taką „szpicę” Chińczyków i jak na tym wyszedł? W czasach historycznych władcy Chin uważali przez całe wieki, że wszelkie państwa powinny być ich wasalami. Dopiero XIX wiek okazał się być dla nich zimnym prysznicem. W XX wieku jedynym krajem, który postawił na przyjaźń tylko i wyłącznie z Chinami była Albania. Do dzisiaj jest krajem zdecydowanie biednym. Chińska przyjaźń objawiała się też w kilku państwach afrykańskich, ale zwykle tylko tam, gdzie Chiny miały interes. Na przykład w Sudanie, bo kupowały tam ropę naftową, czy w Zambii i Tanzanii, gdzie zbudowały kolej do transportu miedzi kupowanej przez Chińczyków. Trudno tak od razu powiedzieć, czy powinniśmy czuć się zbudowani towarzystwem: Albania, Sudan, Tanzania, Zambia i Polska.

Pytanie ósme: Czy może Chińczycy poza Chinami przyczyniają się do wzrostu dobrobytu krajów, w których mieszkają? O ile wiadomo, nie zanotowano takich przypadków. Chińczycy myślą o sobie, a nie o obojętnych im tubylcach, od których starają się odciąć. Właściwie nigdzie na świecie Chińczycy nie asymilowali się, tylko wszędzie chcieli żyć po swojemu, tworząc tak zwane Chinatowns, czyli miasteczka chińskie. W tych krajach, gdzie są bardzo liczni dochodziło nawet do zamieszek antychińskich. Najbardziej było to widać w Indonezji, gdzie około pięćdziesiąt lat temu polała się krew, tysiące Chińczyków uciekło za granicę, a przez wiele lat nie wolno było używać szyldów i reklam w języku chińskim. Do dzisiaj w języku indonezyjskim na największą część czegoś mówi się „chińska porcja”, a odpowiednikiem „krokodylich łez”, czyli łez zupełnie nieszczerych i fałszywych, są tam „chińskie łzy”.

Pytanie dziewiąte: Dlaczego inni nie wpadli na pomysł bycia chińskim przyczółkiem w Europie, skoro to taki interes? Inni przenosili swoją produkcję do Chin i do głowy im pewnie nie przyszło, żeby promować kierunek przeciwny. My z naszą ekspansją do Chin spóźniliśmy się o trzydzieści lat i teraz trudno znaleźć tam jakąś niszę dla siebie, bo wszystko jest już zajęte przez kraje bogatsze. Właściwie może to i lepiej, skoro wiele wskazuje na to, że przenoszenie tam produkcji to było samobójstwo, bo po trochu Chińczycy pomału wszystko przejmą, a zachodnich kapitalistów wystawią do wiatru i dochodowy business będą robić sami. Dlatego to już ostatni dzwonek dla państw typu zachodniego, żeby pomyśleć raczej o tym, jak zapobiegać chińskiej inwazji ekonomicznej, a nie o jej ułatwianiu poprzez budowę przyczółków.

Pytanie dziesiąte: Znając odpowiedzi na poprzednie dziewięć pytań trzeba sobie zadać to dziesiąte, podstawowe: Po co my sami zapraszamy Chińczyków i czym się to dla nas skończy? I na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam.

Pora także wytłumaczyć podtytuł. W Chinach, kiedy zaprasza się gości, często oczekuje się ich przy bramie, czy przy drzwiach i, kiedy już nadchodzą i są w zasięgu głosu, zaprasza do środka słowami: „proszę, wejdźcie”. Po chińsku brzmi to „Qing jin”. Wymawia się: „cing dzin” [przy czym: „ci-” jak w słowie „cicho”, a „dzi-” jak w „dzisiaj”]. Nasza władza zachorowała właśnie na taki qingjinizm. Dla dobra przyszłych pokoleń trzeba mieć nadzieję, że to uleczalne.
Ykpon

Fordor

Re: Po co nasz rząd zaprasza kapitał chiński

Post by Fordor » Thu May 24, 2012 7:12 am

Dobry tekst – cieszę się, że ukazał się na naszym forum. Rzeczywiście „mamy szansę”, jak to określił Jan Szomburg w artykule pt. Wielkie przewartościowanie – stać się „mistrzem w montowaniu azjatyckiego AGD na europejski rynek”.
Odnosi się wrażenie, że w tej chwili rządzenie polega na tym, że społeczeństwo dowiaduje się o pewnych, ważnych dla przyszłości kraju rozwiązaniach w momencie, kiedy już zostały podjęte decyzje. Uchwala się ustawy za pomocą dyscypliny partyjnej. Brakuje konsultacji. Szkoda, że społeczeństwo jest uznawane za bezmózgową trzódkę, której wystarczy dać darmową zupkę, paciorki i perkaliki.
Tworzy się taką praktykę – rząd lub sejm coś uchwala – zaskakiwane społeczeństwo wznieca protest – na ulicy wyczynia się cuda – a rząd udaje albo twardziela, albo podtula ogon i wycofuje się ze sprawy. Czy naprawdę nie istnieją jakieś ustalone kanały komunikacji między różnymi podmiotami życia społecznego?
Postawa PIS jest trudna do zrozumienia – wygląda na fochy rozpieszczonej dzidzi. Nie jest partnerem, konstruktywną opozycją. Szkoda, że potencjał mądrych ludzi jest niewykorzystywany, za to zaś w nadmiarze gra się na emocjach, stosuje wyzwiska.
Nie taka miała być Solidarność.
Topi się w ten sposób ważne problemy – np. ACTA warto było przeanalizować.

jan
Administrator
Posts: 5500
Joined: Wed Feb 07, 2007 10:05 pm

Re: Po co nasz rząd zaprasza kapitał chiński

Post by jan » Thu May 24, 2012 9:58 am

Nasz rząd - kiepski jak MY, wierzy - jak MY, że trafi na jakieś panaceum, które nam rozwiąże NASZE problemy:
była euforia "pomożemy" przy gierkowskiej próbie modernizacji Polski,
potem była solidarnościowa euforia, że wystarczy pogonić komuchów i Ruskich... i sprowadzić amerykańskie rakiety,
teraz miał nas uszczęśliwić gaz łupkowy, kapitał chiński, Matka Boska Częstochowska, Chrystus jako polski król...
Fobie, histerie, euforie, pycha, zawiść, mrzonki (nie mylić z marzeniami!) - to MY, Polacy.
Gdy rozum śpi – budzą się upiory (Goya), pożerając go, odbierając ludom roztropność, wolność i dostatek.

Już raz przefajdaliśmy* naszą niepodległość, którą los nam zwrócił w roku 1918,
pod koniec XX wieku los nam poszerzył suwerenność, a to przez uwiąd Kraju Rad;
jeśli nie weźmiemy się w garść i i nie staniemy twardo na ziemi, łaskawy los może pokazać nam plecy.

* próbowałem znaleźć delikatniejsze adekwatne słowo, nie udało mi się.
jan urbanik

Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 4 guests