Manipulacja lub jakość pamięci
Posted: Sat Jul 17, 2010 7:57 am
Fragment felietonu z lipcowego dodatku Newsweeka zatytułowanego „Europa”:
…Elizabeth Loftus, psycholog eksperymentalny•, autorka fascynującej książki „The Myth of Repressed Memory” jako biegły sądowy swą karierę zbudowała na obalaniu relacji ludzi, którzy zeznawali jako świadkowie morderstwa czy molestowania seksualnego w dzieciństwie. Uczestniczyła w procesie O.J. Simpsona i Michaela Jacksona. Potem zmieniła podejście o 180 stopni – zajęła się tym, w jaki sposób skutecznie wszczepić ludziom wspomnienia dotyczące zdarzeń, w których nigdy nie uczestniczyli. Oto jej recepta, w gruncie rzeczy banalna: należy zdobyć zaufanie „pacjenta” lub posłużyć się osobą, która to zaufanie już zdobyła. Następnie zarzucić przynętę – sugerując, że podobne wydarzenie mogło mieć miejsce. „Pacjent” zaczyna o nim myśleć – i w ten sposób oswaja się z tym, co jeszcze przed chwilą było mu całkowicie obce. Potem dorzucamy kilka nieistotnych szczegółów – związanych z realnym życiem „pacjenta” – co z reguły przyśpiesza konfabulację. Od tego momentu nie musimy robić niczego, bo „pacjent” sam dokańcza dzieła i coraz silniej obstaje przy autentyczności swojego „przeżycia”…
•Moje podkreślenie, ale też wypunktowanie całkowitej dezaprobaty dla tego typu „eksperymentów”
…Elizabeth Loftus, psycholog eksperymentalny•, autorka fascynującej książki „The Myth of Repressed Memory” jako biegły sądowy swą karierę zbudowała na obalaniu relacji ludzi, którzy zeznawali jako świadkowie morderstwa czy molestowania seksualnego w dzieciństwie. Uczestniczyła w procesie O.J. Simpsona i Michaela Jacksona. Potem zmieniła podejście o 180 stopni – zajęła się tym, w jaki sposób skutecznie wszczepić ludziom wspomnienia dotyczące zdarzeń, w których nigdy nie uczestniczyli. Oto jej recepta, w gruncie rzeczy banalna: należy zdobyć zaufanie „pacjenta” lub posłużyć się osobą, która to zaufanie już zdobyła. Następnie zarzucić przynętę – sugerując, że podobne wydarzenie mogło mieć miejsce. „Pacjent” zaczyna o nim myśleć – i w ten sposób oswaja się z tym, co jeszcze przed chwilą było mu całkowicie obce. Potem dorzucamy kilka nieistotnych szczegółów – związanych z realnym życiem „pacjenta” – co z reguły przyśpiesza konfabulację. Od tego momentu nie musimy robić niczego, bo „pacjent” sam dokańcza dzieła i coraz silniej obstaje przy autentyczności swojego „przeżycia”…
•Moje podkreślenie, ale też wypunktowanie całkowitej dezaprobaty dla tego typu „eksperymentów”