Książka „rycynusem”

Wszystko co śmieszy. | Kawały i takie tam.

Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy

Post Reply
Fordor

Książka „rycynusem”

Post by Fordor » Sat Dec 03, 2011 7:22 pm

Czym innym bowiem jest smętactwo nazwane, o zgrozo, biblioterapią*. Na sam widok tego słowa można dostać gęsiej skórki. Jacy to ludzie wymyślili, chyba ci, których za karę zmuszano do łykania tekstów, więc muszą odreagować.
Ocalmy radość, trud obcowania z książką jako coś niepowtarzalnego, nie mającego utylitarno-medycznego charakteru. Już widzę dozowanie np.: 3 strony Makuszyńskiego, 5 wierszy Herberta, 1 Swifta, 1,5 Tatarkiewicza. Nawet najbardziej chory „z nerw” wyjdzie. Bez swobody wyboru, „super rehabilitant” będzie ustalać, co na przepuklinę, co na korzonki, a co na łysienie. Rety!
Wypraszam sobie, i na znak protestu, po lekturze „Trędowatej”, pozwolę sobie przeczytać ociupinkę czegoś poważnego. Może „Tytusa, Romka i A’Tomka”? A CO TAM!
*Termin biblioterapia po raz pierwszy został użyty w 1916 przez Samuela Mc Crothersa w "Atlantic Month" (Wikipedia).

Dorota Kaczmarek

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 3 guests