Trujący książe - opowiadanie fantasy

Twórczość indywidualna oraz recenzje tekstów.

Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy

Post Reply
bruce
Forumowicz
Posts: 6
Joined: Sat Feb 26, 2011 9:38 am

Trujący książe - opowiadanie fantasy

Post by bruce » Sat Feb 26, 2011 9:50 am

Witam serdecznie,

Będąc osobą nową na Stogach, chciałbym przywitać wszystkich członków forum Przyjazne Pomorze.

Równocześnie pragnąłbym podzielić się swoją twórczością literacką. Zapraszam do lektury krótkiego opowiadania pt. trujący książę:

link do opowiadania:
http://www.inkaustus.pl/showthread.php? ... %85%C5%BCe


Trujący książę

"Spazmatyczny jęk konających silników plazmowych rozdzierał cuchnące rozpalonym metalem powietrze. Nagie, blaszane poszycie pomiędzy napiętymi do granic możliwości grodziami, wibrowało mechanicznym cierpieniem. Przezwyciężyła klaustrofobiczny lęk i wypełzła z kryjówki za grubym ażurowym dźwigarem. Kolejna eksplozja wstrząsnęła konstrukcją. Wycie przeciążonych turbin, usiłujących spowolnić upadek potężnej maszyny, niemal ogłuszało. Odgłos dartej stali niósł się wzdłuż całego kadłuba. Zrozumiała, że szanse przeżycia katastrofy, tu w pobliżu głównych zbiorników, leżą daleko poza granicami prawdopodobieństwa. Pobiegła niemalże w całkowitej ciemności rozjaśnianej tylko mżącym światłem migających nieregularnie świetlówek.
- Dasz radę... Dasz radę.. - powtarzała jak mantrę przez zaciśnięte zęby. Mocniej przycisnęła ukryty pod mundurem pakunek i przyspieszyła przeskakując pogięte grodzie.
Trafiony ładunkiem plazmowym pokład, szarpnął się pod nogami. Wyciągnięte rozpaczliwie dłonie uchwyciły kratownicę grodzi. Podłoga uderzyła boleśnie. Najbliższa jarzeniówka eksplodowała w kaskadzie iskier. Wyrwany z poszycia kawał metalu zalśnił upiornie w rozbłysku. Przez jedno długie mgnienie miała wrażenie, że godzi wprost w nią. Jednak śmierć nie była jej jeszcze pisana. Odłamek, wirując z furkotem, przeleciał o cal nad jej głową, i wyginając dźwigar, wbił się w podłogę tracąc energię. Zamarłe serce znów wznowiło bieg, czas ponownie przyspieszył. Szarpnęła się do przodu, jednak kolejny potężny cios przygwoździł ją do pianoplastikowej wykładziny. Uderzyła potężnie głową o podłoże.
Statek zarył w ziemię grzebiąc w gruzach kilka przecznic miasta. Mimo wysiłku pracujących do ostatniej chwili turbin wstrząs był potężny. Ściany korytarza z przeraźliwym wizgiem giętego poszycia zbliżyły się do siebie. Reszta jarzeniówek eksplodowała w ferii ognia.
Zawyła nieludzko, gdy pękająca kratownica przygwoździła jej ramię. Maszyna wreszcie znieruchomiała.
Ocknęła się, gdy wraz z tępym, rozdzierającym bólem, wróciła przytomność. Zapach rozgrzanego powietrza przesiąknięty był teraz lotnymi oparami paliwa. W zadymionej perspektywie zniszczonego przejścia buzowały już płomienie.
- Walcz – przemknęło jej przez myśl.
Szarpnęła, wyswobadzając ramię. Nowa eksplozja cierpienia rozbłysła błękitem pod czaszką. Wyczerpana padła znów na pianoplastik. Ból w rozoranym stawie przycichł na tyle by ustąpić miejsca narastającej panice. Trzymając się kurczowo grodzi zdrową ręką, stanęła wreszcie na nogi. Gorąca krew spływała cienką stróżka po zranionym ramieniu nasączając rękaw mundurowej bluzy. Oparła się ciężko o ścianę. Klaustrofobiczny strach znów ukąsił ze zdwojoną siłą. Rozbiegany wzrok błądził po oświetlanych coraz bliższymi płomieniami, pogiętych ścianach. Dym zaczynał dławić. Każdy oddech palił skatowane płuca. Potrząsnęła zlepionymi krwią i potem włosami, odgarniając je z twarzy. W zamglonej perspektywie dojrzała jasną szczelinę. Pobiegła tam, przeskakując ciężko przez pogięte konstrukcje. Wybuch nastąpił w chwili, gdy przeciskała się przez wyrwę w poszyciu. Gorący podmuch rzucił ją pomiędzy gruzy pozbawiając przytomności.[/p]


Wnętrze ogromnego, oświetlonego lampami rtęciowymi bunkra wyglądało na pierwszy rzut oka jak bardzo źle zorganizowane mrowisko, które przed chwilą nawiedził głodny mrówkojad. Sala pełna była żołnierzy w uniformach wszelkich rodzajów broni. Obsługiwali ustawione pod ścianami przenośne urządzenia kontrolne, terminale łączności i stanowiska taktyczne. Meldunki wykrzykiwane do mikrofonów mieszały się z sobą tworząc jednostajny przytłumiony ogromem sali zgiełk. Rozgardiaszu dopełniali szeregowcy znoszący i instalujący coraz to nowy sprzęt. Część z nich utknęła właśnie próbując przepchnąć przez na wpół zablokowany właz wielką, metalową, strasznie poobijaną skrzynię.
Otwierająca się śluza wypluła ją wprost w środek tego ludzkiego mrowiska. Przystanęła, mrużąc oślepione jarzeniowym światłem oczy.
- Przepraszam, czy ktoś wie co tu się dzieje? – zatrzymała taszczącego złożoną antenę satelitarną szeregowca. Mężczyzna zignorował ją jednak. Nim wmieszała się w tłum, zdążyła dojrzeć zalążek paniki czający się w jego spojrzeniu.
Na skleconym naprędce z pustych skrzyń podeście starszy rangą, łysiejący dowódca, usiłował opanować wszechobecny rozgardiasz. Wydawał komendy wrzeszcząc przez megafon. Niegolony, tygodniowy zarost dodawał jego twarzy charyzmy.
Ruszyła w tamtą stronę, mrużąc oczy przed ukłuciami jasnego światła. Wtedy go ujrzała. Stał obok podestu. Białowłosy. W staroświeckim niebieskim płaszczu obramowanym jasnym futrem. Był nienaturalnie wręcz przystojny. W swej smukłości i pozornej kruchości bardziej podobny do muzyka operowego niż żołnierza. Na rękawie dziwnego ubioru przysłonięte falą opadających, jedwabistych włosów widniały insygnia czarnej gwiazdy ujętej pomiędzy dwa pasy. Te same znaki wyszyte były też na jej mundurze.
- Książę? - szepnęła niepewnie, mrużąc oczy. Poprzez zmieszane, syntetyczne zapachy bunkra, przebiła się delikatna nuta lawendy.
Podniósł wzrok. Nieziemsko piękne, srebrzyste źrenice wpiły się w nią. Poczuła, że jej ciało zaczyna płonąć każdą zranioną cząstką. Znała skądś to uczucie, ale otumaniony cierpieniem umysł odmawiał posłuszeństwa. Odwróciła wzrok, by zerwać połączenie.
- Kim jesteś? - przemknęło jej przez myśl.
Dowódca opuścił megafon i przyjrzał się jej badawczo.
- Yamamoto? - zapytał.
- Tak jest, panie generale. – Wyprostowała się na tyle, na ile pozwoliło jej pokiereszowane ciało.
Zachwiała się, ale siłą woli powróciła do pionu. Zdrową ręką wydobyła niezdarnie spod przesiąkniętej krwią bluzy zapieczętowany segregator.
- Jesteście ranni, poruczniku?
- To nic, tylko powierzchowne draśnięcia – rzuciła szybko, widząc troskę w spojrzeniu przełożonego. – Proszę raport.
Przeceniła jednak swoje siły. Świat zawirował, grunt usunął się spod stóp. Byłaby niechybnie upadła, gdyby białowłosy nie chwycił jej pod ramiona. Jego bliskość koiła ból.
- Jak to... zrobiłeś? - wyszeptała.
Świat skurczył się do rozmiarów małej iskry i zgasł.

Siedziała na metalowym krześle w rogu sali. Wielka, gruba pielęgniarka w uniformie Czerwonego Krzyża klamrowała rozcięcia na jej głowie, wcześniej opatrzywszy przeszyte stalowym odłamkiem ramię. Wstrzyknięty środek przeciwbólowy powoli rozluźniał i otumaniał dziewczynę. Nie mogąc zebrać myśli, wpatrywała się tępo w migoczące barwami ekrany.
Jasnowłosy z uwagą przeglądał zaplamione krwią strony, ze stoickim spokojem odcyfrowując zamazane zdania. Yamamoto przyglądała mu się z trudem ogniskując wzrok.

- Monitorujemy sytuację w rejonie Montever – raportował niski mężczyzna w stopniu podporucznika. - Jednostki specjalne działają na obrzeżach strefy.
- Straty własne?
- Około 500 zabitych, głównie cywile. Jednak skażenie się rozprzestrzenia. Według najnowszych symulacji, do wieczora obejmie cały rejon.
- Natychmiast wycofać wszystkich.
- Tak jest – podporucznik zasalutował sprężyście, po czym wrócił do paneli łączności.
- Panie Generale – Miękki baryton księcia zabrzmiał nienaturalnie na tle wszechobecnego zgiełku. - Niestety straciliśmy kontakt z Ekskalibrionami ponad dwie godziny temu.
- Kto poszedł?
- Fuzja i Krypton. Z rozkazu admirała floty. - Białowłosy uprzedził kolejne pytanie.
- Generale – zawołał od pulpitu któryś operator. - Chmura skażenia gwałtownie przyspieszyła. Teraz ma prędkość prawie piętnastu metrów na sekundę.
- Oddziały specjalne ewakuowane?
- Ostatni transporter właśnie startuje. - zawołał inny operator, odrywając wzrok od ekranu.
- Ekskalibriony?
- Nadal brak łączności.
- Szkoda chłopaków. – Generał przetarł twarz gestem bardzo zmęczonego człowieka. Siwa szczecina zaszeleściła pod palcami. - Musimy jednak zbombardować miasto.
- Jest wojna – westchnął białowłosy.
- Przygotować rakiety – rozkazał dowódca, otrząsnąwszy się z chwilowej słabości. - Uruchomić stanowiska od jeden do siedem.
Przy pulpitach zawrzała gorączkowa krzątanina. Fuzja, Krypton... Otępiony przeciwbólowym zastrzykiem umysł wszedł momentalnie na wyższe obroty. Yamamoto poderwała się ze swego miejsca. Igła do szycia skóry boleśnie ukłuła palec pielęgniarki.
- Panie Generale! – krzyknęła dziewczyna. – Nie wolno nam! Oni wciąż tam są!
Książę utkwił w niej swój hipnotyczny wzrok już po raz drugi.
- Niestety, ich śmierć to mniejsze zło poruczniku – przemówił łagodnie, jak do niesfornego dziecka. - Uwierz mi, szkoliłem ich obu. Dla mnie to również nie jest łatwa decyzja. Wiem, co czujesz.
Dziewczyna spuściła głowę by uniknąć palącego spojrzenia srebrnych oczu. Po twarzy spłynęła jej jedna, jedyna gorzka łza.
- Miałam brata – umysł nie potrafił pogodzić się z nieuchronnym czasem przeszłym tego stwierdzenia. Wspomnienia napłynęły gorącą falą.
- Odpalmy te rakiety. – Książę dotknął ramienia dowódcy. – Im dłużej czekamy, tym mniejsza szansa na całkowitą likwidację celu.
Generał skinął głową, wsuwając mały czerwony kluczyk do szczeliny w panelu.
- Cel namierzony. Trajektoria obliczona – wyrecytował mechaniczny głos jednostki centralnej.
Szczęknął mechanizm zamka. Rząd przycisków startowych zapłonął rubinowo.
Żal wgryzł się w serce dziewczyny tysiącem ostrzy. Desperacja wtłoczyła potężną dawkę adrenaliny do krwiobiegu.
- Generale! Z całym szacunkiem, proszę tego nie robić. – Yamamoto odtrąciła usiłującą ją usadzić sanitariuszkę. - Jestem Ekskalibrionem. Zaklinam was, nie ważcie się tknąć tych guzików!
- Wiem kim jesteście, sierżancie, ale to nie zmienia sytuacji. - Ręka dowódcy cofnęła się znad pulpitu.
- Zmienia! – Zacisnęła dłoń na oparciu krzesła.
Gruby plastik z trzaskiem rozbryznął się wokół. Białowłosy uniósł lekko brew. Kropla krwi ze zranionej ręki spłynęła wzdłuż serdecznego palca i spadła na wyglansowaną podłogę.
- Nie pozwolę zabić Kryptona.
Kolejna dawka żywego ognia uderzyła w jej tętnice. Pole widzenia zachodziło już krwawą mgłą.
- Nie możesz tego zrobić! – zawyła obcym, nieludzkim głosem.
Twarz poczęła się wydłużać, długie żółte kły błysnęły spomiędzy warg. Źrenice wypełniła mordercza czerń pochłaniając nawet białka. Ludzka część umysłu zapadała się. Wiedziała, że już nie jest w stanie tego kontrolować. Mundur pękł wzdłuż szwów uwalniając rosnące gwałtownie i pokrywające się ciemną, ostrą sierścią ciało.
W nozdrza uderzył zapach świeżej krwi, zamkniętej jeszcze w ciałach tych którzy ją otaczali, jednak już drażniącej.
Ludzie rozbiegli się w popłochu. Stała teraz w środku pustego koliska niczym pradawna Bestia, bogini mrocznych czasów. Na przemian wysuwała i chowała potężne pazury. Wydawało się, że powinien towarzyszyć temu metaliczny odgłos.
Kilkunastu żołnierzy wbiegło pomiędzy nią a generała. Rozległ się trzask repetowanych karabinów.
- Zapominasz się, młoda damo – głos dowódcy wydawał się nieco zbyt piskliwy. - Szczególnie ty powinnaś nad sobą panować.
Piekielna karykatura uśmiechu, która odsłoniła zęby bestii, nie wróżyła nic dobrego. Białowłosy przechylił jednak tylko głowę, jakby chciał lepiej przyjrzeć się Furii. Jego twarz nadal nie zdradzała żadnych emocji.
Czuła morderczy zew krwi. Tu i teraz, w tej postaci, pragnęła jedynie mordować. Rozrywać bez różnicy każdego, kto znajdzie się w zasięgu jej szponów. W gardle bestii wezbrał głuchy warkot, a źrenice poczęły się zwężać. Reszta obsługi uciekła od migoczących światłami paneli, szukając ratunku pod ścianami. Co bliżsi wydostawali się wszystkimi dostępnymi śluzami. Żołnierze przyklęknęli opierając kolby o ramiona.
- Uspokój się – krzyknął jeszcze raz generał – Mamy amunicję skuteczną również przeciw tobie.
Białowłosy stał tak blisko, jak tylko mogła to sobie wymarzyć. Sprężyła się do skoku. Postąpił mały krok do przodu. Gdzieś kiedyś przeżyła już tę chwilę. Być może we śnie? Książę uśmiechnął się lekko.
- Teraz jesteś wyższa ode mnie, dziecinko. – Patrzył śmiało w demoniczne oczy bestii. – Opuśćcie broń, panowie.
Pamiętała niemalże smak jego krwi, słyszała już kiedyś chrupot gruchotanych kości...
Skoczyła. Ostre szpony przecięły powietrze, by trafić w pustkę. Wywinął się z taneczną niemal gracją. Poły długiego płaszcza frunęły w powietrzu. Szybkim jak mgnienie ruchem dotknął boku dziewczyny. Yamamoto poczuła jak bestia odchodzi, zostawiając w żyłach parzący chłód ciekłego lodu.
- Ja... ciebie... zabiję... - wymamrotała pozbawiona nagle sił.
Purpurowa strużka pociekła wzdłuż biodra, uda i dalej w dół.
Generał wcisnął kolejno wszystkie przyciski. Zgasły. Huk startujących rakiet termojądrowych dotarł tu już tylko w postaci lekkiego drżenia betonowych ścian.

- Czuję twoje ciepło książę. - szepnęła zamknięta w jego silnych objęciach.
- Już dobrze – powiedział.
Zmiany zaczynały się cofać.
- Trucizna przeciw sile – szepnął, układając ją na podłodze.
Z boku dziewczyny wystawał mały jak zabawka, bardzo wąski sztylet.
- Jak ty to robisz, białowłosy? - Jej twarz przybrała już normalny, ludzki kształt. – Nigdy ciebie nie widać... Nawet nie wiem, czy cię kiedykolwiek znałam...
- Dajcie sanitariusza – zawołał.
Wiedział, że ona przeżyje. Szczepionka ukryta w sztylecie zabiła jedynie bestię. Yamamoto miała wrażenie, że zapada się w niebyt. Wszystko wokół zdawało się takie ciche i odległe.
- Tenzing – wymamrotała, zasypiając. - Ty zdradziecki sukinsynu...
Czuła jak Furia kurczy się i zamiera w jej ciele.
- Wybacz mi... Zaśnij... Pozwól jej odejść."


Pozdrawiam
Bruce

jan
Administrator
Posts: 5500
Joined: Wed Feb 07, 2007 10:05 pm

Post by jan » Sat Feb 26, 2011 11:19 am

"- Tenzing – wymamrotała, zasypiając. - Ty zdradziecki sukinsynu... "

- Kim jest Tenzing? - uprzejmie zapytuję autora - Gdzie można o nim przeczytać?


A na Stogach mieszka pewna Ania, która ilustruje fantastykę i tworzy fantastycznie.
Może ona już widzi, może ona wie kto taki ten sukinsyn.
jan urbanik

Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.

bruce
Forumowicz
Posts: 6
Joined: Sat Feb 26, 2011 9:38 am

Post by bruce » Sat Feb 26, 2011 5:42 pm

jan wrote:"- Tenzing – wymamrotała, zasypiając. - Ty zdradziecki sukinsynu... "

- Kim jest Tenzing? - uprzejmie zapytuję autora - Gdzie można o nim przeczytać?


W dalszej części opowiadania..której jeszcze nie ma ;-)

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 46 guests