Wiersze Kacpara Dornig z Malborka

Twórczość indywidualna oraz recenzje tekstów.

Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy

Post Reply
akinimod
Forumowicz
Posts: 3
Joined: Sun Nov 04, 2012 5:58 pm

Wiersze Kacpara Dornig z Malborka

Post by akinimod » Tue Dec 04, 2012 4:30 pm

Kacpar Dornig ur. w 1991 roku mieszkaniec Malborka. Obecnie student zafascynowany twórczością Jacka Kaczmarskiego.
Gitarzysta, harcerz i poeta z zamiłowania. Przyszły przewodnik na zamku w Malborku oraz najlepszy z gawędziarzy i kawalarzy w mieście.
Kacpar marzy o wydaniu własnego tomiku poezji, więc zapraszam do lektury:

Bandar-log

Chodź do nas!
Chodź z nami!
Synu Dżungli,
Pobaw się z Małpami!
Hi, hi! Hu, ha!
Niech zabawa trwa!
Szalej z nami teraz!
No dole została Baghera
I Baloo ze swymi naukami,
A Ty baw się! Baw się z Małpami!
Zatrać się z nami w naszym tańcu!
Chodź z nami do naszej świątyni,
A tam, na szaleństwa krańcu,
Będziemy Twymi poddanymi.
Na naszej świątyni progu
Złoży Ci pokłon lud Bandar-logu.
Hi, ha! Hura!
Na cześć naszego Króla!
Zostaw za sobą smutki i żale
I zatrać się z nami w małpim szale!
Hi, hi! Hu, ha!
Niech zabawa trwa!
Zapomnij o ponurym jestestwie
I zatrać się w małpim królestwie!
Niech będzie radosna Twa mina!

I tak po paru godzinach
Nasza zabawa trwa wciąż,
A z ciemności pełznie ku nam wąż...
Hi, hi! Hu, ha!
Śmierć zada nam Kaa...


***

Dokąd zmierzasz, Odyssie, wiodąc żywot włóczęgi?
Gdzie Cię nogi tak niosą? Przecież to nie Itaka.
Może Cię poprowadzę? Uczep się mojej ręki.
Nie chcesz? Trudno. Lecz pozdrów żonę i Telemacha.

Widzę łzę w Twoim oku. Nie widziałeś ich długo.
Proszę, usiądź i wypij. Życie – przykra przygoda.
Żona tęskni za Tobą przez dekadę już drugą.
Syn na morze wyruszył, szukać Ciebie po wodach.

Towarzysze nie żyją. Obok Ciebie nikogo,
Oprócz mnie, podróżnika, lecz ja błąkam się w duszy.
Mnie też zaraz opuścisz. Ty swoją pójdziesz drogą.
Ja tu pewnie zostanę, wciąż się bojąc poruszyć.

Co tak patrzysz zdziwiony, jakbym dzikim był zwierzem?
Mą wędrówką samotność i siedzenie bez ruchu.
Nigdzie sam nie wyruszę… Ale dosyć tych zwierzeń.
Jeśli mnie nie potrafisz, podnieś siebie na duchu.

Wiem, jest trudno, lecz popatrz, droga krótka przed Tobą.
Idź tym szlakiem i trafisz prosto do swego domu.
Rad posłuchaj, Odyssie, jesteś inną osobą,
Lecz o radach i o mnie nie wspominaj nikomu.

Po tułaczce Cię czeka walka nie byle jaka.
Wokół moc przeciwników. Wykorzystaj swą wiedzę.
Idź już. Żegnaj. Na razie. Za tym morzem Itaka.
Może odwiedź mnie czasem. Ja tu trochę posiedzę.

Dialog z Marsa

– Witaj, Ziemianinie, na mojej planecie.
Rozgość się, opowiem Ci o moim świecie,
O nas, Marsjanach, o naszej przyrodzie.
U nas, na Marsie, nikt nie myśli o głodzie.
– Odejdź, zwierzaku, bo kula w łeb!
Odejdź, lub daj mi natychmiast chleb!
Jam pan tego świata, jam twój nowy król!
Bój się mej potęgi, pod nogami skul!

– Tam, gdzie niebo jest czerwone,
Tam Marsjanie słodko śpią.
A Ty patrzysz ciągle w gwiazdy,
Gwiazdy z Ciebie ciągle drwią.

– Milcz, zwierzaku, milcz, bo kula w łeb!
Gadasz wciąż o gwiazdach, zwykły z ciebie kiep!
Jam oficer ziemski, jam twój nowy szef!
Skłoń się, lub popłynie twa zwierzęca krew!
– U nas, na Marsie, nie znamy ucisku.
U nas, na Marsie, do raju nam blisko.
Usiądź i porozmawiaj ze mną spokojnie.
U nas, na Marsie, nikt nie myśli o wojnie.

– Tam planeta jest niebieska.
Tam z pokoju ludzie drwią.
Niech tu wojna zapanuje!
Niech Marsjanie w bólach mrą!

– Niebo czerwone od krwi.
Czy mi się to śni?
Ziemia, niebieska jak łzy,
Spokój odebrała mi.

Tam, gdzie niebo jest czerwone,
Tam Marsjanie wiecznie śpią.
Będziesz latać ciągle w gwiazdy,
Żeby zniszczyć komuś dom.

***

W ciemnym oceanie Twych włosów
Jak okręt o żaglach białych
Płynę przez piękne głębiny
Prosto do szczęścia krainy
Wśród zmysłowych odgłosów
Po falach wspaniałych

Opływam dwa wzgórza językiem
By znów się zanurzyć w Twych włosach
Słony smak morza w moich wyschłych ustach
Niechaj się zacznie szalona rozpusta
Ty, piękna syrena, zachwycasz się z krzykiem
A ja zanurzam się w pola Twego kłosach

Podczas gdy żeglarz nowy świat odkrywa
Pole ujrzało młodego rolnika
Na pięknych zbożach Twego łona spoczął
Po czym swą pracę zmysłową rozpoczął
Najwyższy już czas by zacząć żniwa
Bo czas jest bezwzględny i ciągle umyka

Na Twoich ud pięciolinii białej
Sługa muzyki wciąż szuka natchnienia
I do melodii dobiera wciąż słowa
Rolnik zaczyna swą pracę od nowa
Żeglarz wypływa w morze rozszalałe
By szukać sensu swojego istnienia
Erotycznego spełnienia

Narkoman

Te piękne oczy
To Anioł ku mnie kroczy
To Ty!
Moje zbawienie

Zlepiony z brudu i krwi
Co noc o Tobie śni
To ja
Skazany na więzienie

Skazany za próbę wtargnięcia do serca
Lecz serce to niezdobyta twierdza
I upadłem nisko
Bo chciałem mieć wszystko
I patrzę spoza krat
Na Twój piękny świat

Od zmroku do świtu
Konam bez Twego kolorytu
Od świtu do zmroku
Zdycham bez Twego widoku!
W czerwonej celi serca zamknięty
Tęsknię do Twej twarzy uśmiechniętej
W ciasnym więzieniu bez okien
Tęsknię za Twoim wzrokiem
Wśród krat, ścian i pryczy
Narkoman z tęsknoty krzyczy!

Od Twego piękna uzależniony
Twych ust spragniony
Konam w uczuciu uwięziony
Gardło zszarpane od krzyku
Zdycham bez Twego dotyku!
Moja piękna…
Mój Narkotyku…

***

Jesteś pytaniem
Wieczną męką
Mojego zmęczonego niezręcznością
Umysłu
Jesteś cierpieniem
Zesłanym mi
Abym mógł odpowiedzieć Ci
Na Twoje pytanie
Jesteś odpowiedzią
Uzyskaną z lat
Niekończącej się
Krótkiej znajomości
Jesteś radością
Która przepełnia serce
Gdy wstaję
I patrzę w lustro
I przeklinam
Brzydotę świata
Jesteś szczęściem
Którego nie jestem godzien
Ja
I wszystkie istoty
Niosące w sercu
Pustkę
Jesteś odpowiedzią
Tak
Kocham Cię od lat
Choć chcę Cię znienawidzić
Od pierwszego wejrzenia

***

Pod czułą opieką
W białej sali
Czekam na Śmierć
Rodzina moja
W żalu
Rozpaczy
Opiekuje się mną
I powoli się ze mną żegna
Biała postać
Robi
Co może
Czarna
Czeka
Pod drzwiami
I ja na Nią czekam
Moje ciało
Osłabione
Wychudłe
Blade
Czekam na Śmierć
Minister Zdrowia ostrzega
Palenie zabija

Pytania do zmarłego

Patrzysz na mnie, czy nie patrzysz?
Co jest za tą białą ścianą?
Gdy bramy Śmierci przekroczę,
Gdzie me myśli pozostaną?

Gdy odejdę z tego świata,
Co się stanie z mym dobytkiem?
Czy, gdy ciebie Tam spotkam,
Poczęstujesz mnie napitkiem?

I w ogóle, gdzie to „Tam”?
Gdzie się To znajduje?
Tutaj ciągle ból, gniew, głód.
Czy Tam się coś czuje?

Jak wygląda Raj czy Piekło?
Jak Tam jest, mi powiedz.
Czy jest Tam takie miejsce,
Co się Czyściec zowie?

Czy jedzenie mają dobre?
Proszę, powiedz szczerze.
I czy wyślą mnie do Piekła,
Jeśli w Nie nie wierzę?

Pytam wciąż i pytam,
Bo skąd mogę wiedzieć?
A zmarły tylko milczy.
Nie chce, czy nie może odpowiedzieć?

Gwiazdy

Siedzę i patrzę na gwiazdy
A w nich:
Przeszłość
Przyszłość
I teraźniejszość

Siedzę i patrzę na gwiazdy
Widzę
Wolność
Swobodę
Cel
I piękno

Siedzę i patrzę na gwiazdy
Moje gwiazdy
Twoje
Jego
Jej
Nasze
Wasze
Ich
I nawet tego, który leży obok bez życia

Leżę i patrzę na gwiazdy
I nieboszczyk także

Gdzieś tam, za gwiazdą

Bo wiesz, jest taka sprawa
I jedna moja zasada,
Że gdy wokół się kręci zabawa,
To ja wysiadam.
Życie nie jest złe, życie jest szare.
Ciągła monotonia między kacem a browarem.
Gdzieś na górze toczą się walki o moje dobro,
Twarze między grzechotnikiem a kobrą.
Mnie to nie obchodzi,
Ja na to nie mam ochoty.
Im to nie przeszkodzi.
I tak mają mnóstwo roboty.
Ja siedzę na dole,
Pomiędzy wódką i parasolem.
Wokół tyle otwartych bram,
A ja siedzę sam.
Nie mam już czasu tonąć w smutkach,
Bo smutek jest długi, a radość krótka.
I tak nic ciekawego się nie stanie,
Więc co mnie obchodzi kolejne zaniedbanie.
Nikt nie odpowie na moje pytanie.
Ja się nie dziwię, to zrozumiałe.
Ja po prostu nic fajnego nie widziałem.
Więc siedzę na fotelu,
Pomiędzy jedynym, a jednym z wielu.
Siedzę i czuję, jak zamiera moja dusza.
Mnie to już nie rusza.
Mojego serca dom
Sprzedałem na złom.
Co mi po marzeniach,
Skoro nic się nie zmienia,
Najwyżej kolejne dawki cierpienia?
Ale życie jest fajne, ja kocham życie!
Tylko nie będę tonął w zachwycie,
Gdy znowu Oni, między nocą i księżycem,
Chcą dyrygować tym życiem.
Ha! Gdyby się nie mienili władzą,
Może by dostrzegli, że mnie nie poprowadzą.
Właściwie, to mi tylko wadzą.
Ja nie chcę pouczeń, nie chcę Ich rad!
Niech zostawią mnie i mój szary świat.
Ja wciąż siedzę, między Gwiazdami i Odyssem
I sam już nie wiem, co wiedzieć, a co słyszeć.
I co mi z tych promieni słońca
Między początkiem, a początkiem końca?

Tu piszący te słowa na chwilę się ukłoni,
Pomiędzy życiem, a rozmową o nim...

akinimod
Forumowicz
Posts: 3
Joined: Sun Nov 04, 2012 5:58 pm

Re: Wiersze Kacpara Dornig z Malborka

Post by akinimod » Tue Dec 04, 2012 5:07 pm

Dołączam jeszcze mój ulubiony:

Knajpa samotnych frajerów


Wśród życia, wśród śmierci, wśród spraw nieistotnych,
Ja trafiam do knajpy dla frajerów samotnych,
Gdzie nie ma ateistów, lecz nikt w Boga nie wierzy.
Tu piwo spijają samotni frajerzy.
Tu pijesz do końca, lecz nigdy do zera,
Bo zero oznacza innego frajera.
Tu tylko samotność, miłości nie trzeba.
My tylko do piekła, my nigdy do nieba.
My nigdy na trzeźwo, my zawsze na bani:
Frajerzy samotni, nigdy nie kochani.
Tu żyją.
Tu piją.
Skręcają papierosy.
Tu chleją,
Siwieją
I wyrywają włosy.
Tu nawet nóż miły,
Gdy zbliża się do żyły.
Tu szczęście i miłość to dawne dzieje.
Tu wszyscy stracili już wszelką nadzieję.
Ci losem innych nigdy się nie wzruszą.
Nie chcą tu być, lecz chyba muszą.
W ogóle nikt innymi się nie przejmuje.
Każdy zbyt wiele przykrości sam odczuł, lub odczuje.
Spójrz tam, w kąt. Tak, tam siedzą poeci.
Jedni bezdzietni, inni z trójką dzieci.
Oni wraz ze mną najbardziej samotni
I, tak jak ja, wiecznie bezrobotni.
Lecz tu każdy samotny, nikomu los nie służy.
Tu każdemu życie zbrzydło, każdego życie nuży.
Więc gdy twoje życie się zbliży, lub będzie równe zeru,
Wstąp do nas. Do knajpy samotnych frajerów.

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 5 guests