Niepewność
Dzisiaj świeciłem w nocy, a z promieni wszystkich
Które cicho spoczęły na moim wezgłowiu
Skrzył się jasno ten jeden, choć dawno czas nowiu
Źródło jego księżyca oddalił z mych myśli
I nie wiem czy był jeszcze rozpalić się gotów
Czy chwilą przed zgaśnięciem raził moje oczy
Czy chciał mówić, tak milcząc, że aż myśl się mroczy
Chcąc dociec znaczeń jego pulsujących splotów
Znowu czułem na gardle chłód ostrza czekania
Ten ucisk metaliczny gdyś rzucił zapłatę
A w twej wzniesionej dłoni drży ostatnia karta
W rękach losu już wszystko, co masz do zyskania
Z drugiej strony ty cały wraz z swym małym światem
I nikt ci nie podpowie czy gra tego warta
Ludwik Balcer - wiersze
Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy
Ludwik Balcer - wiersze
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Ludwik Balcer - wiersze
Tath
Ogień wierszy nienapisanych podpala mą duszę
Kiełkuje w głowie podły, lisi zamysł
Miejsce na egzekucję wybiera się starannie
Musi w nim być patos i pewność wyroku
Jest taki obszar gdzie w ostatnią drogę
Wybierają się srebrne ptaki
Zamknięty w zimnym, rozkołysanym kręgu
Pod spojrzeniem Tath, ostatniej z Wielkiej Niedźwiedzicy
To tutaj; poczekaj jeszcze chwilę
Przecież mordercy przychodzą o świcie
Szukam przymilnie podstępnie w worku żywota
Jest; łapię za puszysty kark, wyrywam
Coś się rozsypuje, brzęk tłuczonego, kruchego szkła
Drobiazgi, kiedyś to pozbieram
Bezradne zwierzątko gmera w chłodzie poranka miękkimi łapkami
Gubiąc pazurki udawanej drapieżności
Szybko, za burtę, zaraz wzejdzie słońce
Gdzie się pchasz Saliński
Zabieraj to swoje brzęczące ptaszysko
Powiedziałem za burtę, za burtę
Spojrzałem na horyzont i zamarłem
Z mą duszą w wyciągniętej ręce
Ocean płonął
Dla przyjaciela
Życie gdy biegnie jak nasze marzenia
Ma dla mnie piękną formę sonetu
Sprawia, że wszystkie w przyszłość spojrzenia
Są jasne, bez chęci za przeszłość odwetu
Chcę aby twoje tak wyglądało
By gdy przeciwny wiatr dąć zaczyna
Jak szkuner bermudzki fale przecinało
A z wiatrem pełnym szło jak brygantyna
Wyobraź sobie taką chwilę kiedy
W lądzie co nagle z morza się wyłonił
Poznasz trójzębny Atlantydy zarys
Życzę ci abyś pewność miał wtedy
Żeś znów nie miraż kolejny dogonił
Lecz prawdę, szczęście, spełnione zamiary
Kapitan zimą
Pewien pan kapitanem będący
Na Botnicką zapłynął niechcący
Gdy się czuł podmrożony
To zakładał od żony
Z kotów lejbik rozgrzewający
Ludwik Balcer
Ogień wierszy nienapisanych podpala mą duszę
Kiełkuje w głowie podły, lisi zamysł
Miejsce na egzekucję wybiera się starannie
Musi w nim być patos i pewność wyroku
Jest taki obszar gdzie w ostatnią drogę
Wybierają się srebrne ptaki
Zamknięty w zimnym, rozkołysanym kręgu
Pod spojrzeniem Tath, ostatniej z Wielkiej Niedźwiedzicy
To tutaj; poczekaj jeszcze chwilę
Przecież mordercy przychodzą o świcie
Szukam przymilnie podstępnie w worku żywota
Jest; łapię za puszysty kark, wyrywam
Coś się rozsypuje, brzęk tłuczonego, kruchego szkła
Drobiazgi, kiedyś to pozbieram
Bezradne zwierzątko gmera w chłodzie poranka miękkimi łapkami
Gubiąc pazurki udawanej drapieżności
Szybko, za burtę, zaraz wzejdzie słońce
Gdzie się pchasz Saliński
Zabieraj to swoje brzęczące ptaszysko
Powiedziałem za burtę, za burtę
Spojrzałem na horyzont i zamarłem
Z mą duszą w wyciągniętej ręce
Ocean płonął
Dla przyjaciela
Życie gdy biegnie jak nasze marzenia
Ma dla mnie piękną formę sonetu
Sprawia, że wszystkie w przyszłość spojrzenia
Są jasne, bez chęci za przeszłość odwetu
Chcę aby twoje tak wyglądało
By gdy przeciwny wiatr dąć zaczyna
Jak szkuner bermudzki fale przecinało
A z wiatrem pełnym szło jak brygantyna
Wyobraź sobie taką chwilę kiedy
W lądzie co nagle z morza się wyłonił
Poznasz trójzębny Atlantydy zarys
Życzę ci abyś pewność miał wtedy
Żeś znów nie miraż kolejny dogonił
Lecz prawdę, szczęście, spełnione zamiary
Kapitan zimą
Pewien pan kapitanem będący
Na Botnicką zapłynął niechcący
Gdy się czuł podmrożony
To zakładał od żony
Z kotów lejbik rozgrzewający
Ludwik Balcer
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 1 guest