Ja nie utożsamiam państwa z narodem. Naród to twór naturalny i bliżej mu do (mojego) rozumienia społeczności lokalnej.
Unieważnienie państwa przez "światowy proletariat" nie wyszło bo było narzucone siłą. W tej chwili unieważnianie "państwa" postępuje (np.Unia Europejska, FTAA). Jest to proces nieodwracalny i mam nadzieję skończy się pozytywnie. I zgodzę się, że państwa jako instytucje jeszcze pożyją. Ale wraz ze wzrostem świadomości wśród ludzi, że łączą ich wspólne interesy (np. ochrona środowiska), wraz z "malejącymi" odległościami, wraz z powszechnym dostępem do informacji i wiedzy (internet!) będzie rosnąć poczucie odpowiedzialności za całą planetę, a nie tylko za skrawek ziemi wytyczony palcem na mapie przez polityków.
I w tym sensie naród będzie stanowił lokalną społeczność tyle, że w skali makro.
jan wrote:Różnica polega chyba na tym, że ja, doceniająć „niewidzialną rękę rynku”
nie chcę oddać w jej władanie państwa.
Uważam, że państwo musi mieć trwały instytucjonalny i moralny kościec
– apartyjny, dobrze wykształcony i sprawny korpus urzędniczy, wojsko i policję
oraz zbiorowy MÓZG, który widzi szerzej, dalej i bezinteresowniej niż polityczni gracze.
Ten MÓZG mógłby być żródłem wiedzy dla politycznych graczy.
To brzmi jak utopia.
Trzeba by jeszcze wynaleźć mechanizmy zmuszające polityków do korzystania z tego źródła wiedzy. Źródła wiedzy mamy już teraz, a i tak politycy z nich nie korzystają (przecież nikt im tego nie zabrania) i nie będą korzystać z powodów oczywistych - politycy nie działają bezinteresownie. Zawsze reprezentują czyjeś interesy. Dopóki ludzie nie staną się mrówkami żaden MÓZG nie stworzy mechanizmów satysfakcjonujących wszystkie strony.
Bo niby z jakiej racji politycy mają słuchać MÓZGU? Musieli by uznać, że MÓZG ma rację, a skoro ma rację to po co politycy? Nich prawa stanowi MÓZG. I teraz pytanie: kto oceniałby czy MÓZG ma FAKTYCZNIE rację?
Z drugiej strony, jeżeli jakimś cudem politycy będą słuchać MÓZGU to z demokracji zostaną zgliszcza. To już będzie dyktatura.
Bo w demokracji nie jest najważniejsze kto ma rację, bo często rację mają obie strony (lub więcej) lecz wypracowanie kompromisu. Taki kompromis nikogo nie zadowala ale przynajmniej pozwala uniknąć sytuacji, że jedna strona NARZUCA SWOJĄ JEDYNĄ PRAWDZIWĄ RACJĘ całej reszcie.
I tak jak "racja" powinna być zdecentralizowana, tak samo z władzą. Im więcej władzy w rękach lokalnych społeczności tym mniejsza szansa zepsucia moralnego kośćca wszystkiego co nazywamy państwem: urzędników, wojska, policji itd.
Wtedy nie potrzeba tworzyć MÓZGÓW - nadzorców uprzywilejowanej grupki osób.
A wracając na ziemię: bardziej realna jest możliwość oddania władzy w ręce lokalne niż to, że politycy zaczną słuchać autorytetów. Nie jestem fanem USA (z różnych powodów) ale tam jakoś to się sprawdza: niby jest państwo ale mają różne prawa na poziomie poszczególnych stanów, a nawet różne prawa lokalne. W obrębie jednego państwa ludzie mają wybór. I tak właśnie rozumiem demokrację.