Żyjmy z sensem! - Co to znaczy?
Jaki jest sens ludzkiego życia, skąd bierze się sens, kto nadaje mu sens, co nadaje mu sens?
Jako ateusz nie widzę żadnego nadprzyrodzonego sensu:
ot, pospolite stworzonko, nie umiejące latać, pływające kiepsko...
Z prochu powstałe, w proch się obracające, jak mucha, kolucha, słoń...
Pewnym naszym wyróżnikiem jest to, że wiele osobników naszego gatunku potrafi abstrakcyjnie myśleć,
co pozwoliło nam wydłużyć ręce, wyostrzyć wzrok, zwiększyć szybkość operacji mózgowych.
Nie wierzę w posiadanie przez nas jakiejś niezwykłej duszy, innej niż np. psia.
Wobec powyższego:
Żyjmy z sensem! - Co to znaczy?
Jaki jest sens ludzkiego życia, skąd bierze się sens, kto nadaje mu sens, co nadaje mu sens?
Żyjmy z sensem
Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy
Żyjmy z sensem
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Pytanie jest proste, a odpowiedź na nie już nie.
Obawiam się, że nasze życie nie ma żadnego głębokiego sensu, choć pewnie wielu z nas wiele by dało, żeby jakiś sens odnaleźć.
Jaki ma sens to, że dąb rośnie na polanie? A jaki ma to, że cukier rozpuszcza się w wodzie? Nasze życie jest równie bezsensowne i nikomu, poza konkretnym osobnikiem, niepotrzebne. Pragniemy nadać sens swoim poczynaniom i stąd biorą się różne filozoficzne konstrukcje, jednak - jeśli się nie mylę - żadna nie jest weryfikowalna, więc wszystkie nadają się na śmietnik. Jedyną opierającą się krytyce jest prosta myśl, którą w "Bajkach robotów" przedstawił przystępnie Lem: wszystko dzieje się - ot, tak sobie.
Bezsensowność istnienia nie przysparza jednak większości ludzkości problemów egzystencjalnych. Na szczęście ludzkość w swej zdecydowanej większości jest bezmyślna.
Pozdrawiam
Obawiam się, że nasze życie nie ma żadnego głębokiego sensu, choć pewnie wielu z nas wiele by dało, żeby jakiś sens odnaleźć.
Jaki ma sens to, że dąb rośnie na polanie? A jaki ma to, że cukier rozpuszcza się w wodzie? Nasze życie jest równie bezsensowne i nikomu, poza konkretnym osobnikiem, niepotrzebne. Pragniemy nadać sens swoim poczynaniom i stąd biorą się różne filozoficzne konstrukcje, jednak - jeśli się nie mylę - żadna nie jest weryfikowalna, więc wszystkie nadają się na śmietnik. Jedyną opierającą się krytyce jest prosta myśl, którą w "Bajkach robotów" przedstawił przystępnie Lem: wszystko dzieje się - ot, tak sobie.
Bezsensowność istnienia nie przysparza jednak większości ludzkości problemów egzystencjalnych. Na szczęście ludzkość w swej zdecydowanej większości jest bezmyślna.
Pozdrawiam
Ykpon
Sens... Zostawimy na razie na boku.
Ale:
życie ma WARTOŚĆ dla żyjątek: pchły, człowieka, a zapewne i dla krasnoludka.
Większość żyjącego lubi pożyć do znudzenia.
Lubi pożyć w materialnym, biologicznym i emocjonalnym komforcie.
Może warto wyjść od tego: wola prze-życia, potem dążenie do komfortu.
Komfort nie jedno ma imię:
wypasiona bryka, zaspokojenie ciekawości, wystrzałowa laska,
dotarcie do bieguna, osiągnięcie władzy, szczęście ludzkości, tytuł...
A więc: CZŁOWIEK,
co jest najważniejsze dla człowieka,
dla CZEGO jest gotów poświecić wiele, czasem wszystko?
Ale:
życie ma WARTOŚĆ dla żyjątek: pchły, człowieka, a zapewne i dla krasnoludka.
Większość żyjącego lubi pożyć do znudzenia.
Lubi pożyć w materialnym, biologicznym i emocjonalnym komforcie.
Może warto wyjść od tego: wola prze-życia, potem dążenie do komfortu.
Komfort nie jedno ma imię:
wypasiona bryka, zaspokojenie ciekawości, wystrzałowa laska,
dotarcie do bieguna, osiągnięcie władzy, szczęście ludzkości, tytuł...
A więc: CZŁOWIEK,
co jest najważniejsze dla człowieka,
dla CZEGO jest gotów poświecić wiele, czasem wszystko?
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Wartość i wola życia pojawiają się jako indywidualne odczucia dopiero z chwilą występowania świadomości osobnika. Jeżeli tak jest, to jakieś 98/100 organizmów żywych nie jest w stanie tych pojęć ani nazwać, ani rozpatrywać; żyjąc odruchami. Ich istnienie ma tylko jeden sens: przedłużyć gatunek.
U stworzeń świadomych swego istnienia (a zwłaszcza jego ograniczoności) sprawa się komplikuje. Moim zdaniem najważniejszym czynnikiem zachowania jest tu wciąż jedna jedyna zasada: "jak najmniej wysiłku, jak najwięcej korzyści". Działa ona doskonale u większości ludzi, którzy przechodzą przez swe życia całkiem bezmyślnie, ale przecież są z tego zadowoleni, a nawet czerpią ze swej bezmyślności nie do końca pojmowaną satysfakcję.
Dopiero osobniki hołdujące wybranym przez siebie systemom moralnym, chcące żyć w zgodzie ze swymi poglądami to ta grupa, o którą Pan zapytał. Choć przykro to wyartykułować, to jednak smutną prawdą jest fakt, że liczebność tej grupy jest zastraszająco niewielka (chociaż nie do końca wiadomo, czy to faktycznie coś smutnego, bo społeczeństwo pozbawione takiej składowej też będzie doskonale sobie radzić). Za to jej wewnętrzne zróżnicowanie jest odwrotnie proporcjonalne do liczebności.
Wartości wyznawane przez poszczególnych ludzi mogą się różnić bardzo diametralnie. Wspólnym mianownikiem jest zwykle przeświadczenie, ze ma się rację, albo co najmniej, dużo racji, zaś inni mylą się haniebnie w swoich przemyśleniach.
Ludzi otwartych na poglądy innych jest jedynie garstka w tej niewielkiej grupie w ogóle myślących. Najczęściej spotyka się postawy "nawracania" nieprawomyślnych siłą lub ignorowania ignorantów; a wszystko dla ich dobra.
No i - co ważne - zwykle wszystko się załamuje w chwili prawdy, gdy za głoszenie poglądu grozi kara, czy unicestwienie. Wówczas większość partyzantów jakiegoś poglądu dochodzi do wniosku, że nie warto poświęcać zycia, czy tylko wypracowanej pozycji i dobrobytu. Męczenników sprawy jest zaiste niewielu.
Może dlatego prosty lud postrzega sprawy wartości jako zabawę "herbowych w krawatach", nie zauważając nawet, że sam też takowe posiada, gdyż przecież zabiłby takiego, który by zaprzeczał, że drużyna piłki nożnej XXX nie jest kingiem.
Pozdrawiam
U stworzeń świadomych swego istnienia (a zwłaszcza jego ograniczoności) sprawa się komplikuje. Moim zdaniem najważniejszym czynnikiem zachowania jest tu wciąż jedna jedyna zasada: "jak najmniej wysiłku, jak najwięcej korzyści". Działa ona doskonale u większości ludzi, którzy przechodzą przez swe życia całkiem bezmyślnie, ale przecież są z tego zadowoleni, a nawet czerpią ze swej bezmyślności nie do końca pojmowaną satysfakcję.
Dopiero osobniki hołdujące wybranym przez siebie systemom moralnym, chcące żyć w zgodzie ze swymi poglądami to ta grupa, o którą Pan zapytał. Choć przykro to wyartykułować, to jednak smutną prawdą jest fakt, że liczebność tej grupy jest zastraszająco niewielka (chociaż nie do końca wiadomo, czy to faktycznie coś smutnego, bo społeczeństwo pozbawione takiej składowej też będzie doskonale sobie radzić). Za to jej wewnętrzne zróżnicowanie jest odwrotnie proporcjonalne do liczebności.
Wartości wyznawane przez poszczególnych ludzi mogą się różnić bardzo diametralnie. Wspólnym mianownikiem jest zwykle przeświadczenie, ze ma się rację, albo co najmniej, dużo racji, zaś inni mylą się haniebnie w swoich przemyśleniach.
Ludzi otwartych na poglądy innych jest jedynie garstka w tej niewielkiej grupie w ogóle myślących. Najczęściej spotyka się postawy "nawracania" nieprawomyślnych siłą lub ignorowania ignorantów; a wszystko dla ich dobra.
No i - co ważne - zwykle wszystko się załamuje w chwili prawdy, gdy za głoszenie poglądu grozi kara, czy unicestwienie. Wówczas większość partyzantów jakiegoś poglądu dochodzi do wniosku, że nie warto poświęcać zycia, czy tylko wypracowanej pozycji i dobrobytu. Męczenników sprawy jest zaiste niewielu.
Może dlatego prosty lud postrzega sprawy wartości jako zabawę "herbowych w krawatach", nie zauważając nawet, że sam też takowe posiada, gdyż przecież zabiłby takiego, który by zaprzeczał, że drużyna piłki nożnej XXX nie jest kingiem.
Pozdrawiam
Ykpon
//Dopiero osobniki hołdujące wybranym przez siebie systemom moralnym, chcące żyć w zgodzie ze swymi poglądami to ta grupa, o którą Pan zapytał. Choć przykro to wyartykułować, to jednak smutną prawdą jest fakt, że liczebność tej grupy jest zastraszająco niewielka (chociaż nie do końca wiadomo, czy to faktycznie coś smutnego, bo społeczeństwo pozbawione takiej składowej też będzie doskonale sobie radzić). Za to jej wewnętrzne zróżnicowanie jest odwrotnie proporcjonalne do liczebności.
Wartości wyznawane przez poszczególnych ludzi mogą się różnić bardzo diametralnie. Wspólnym mianownikiem jest zwykle przeświadczenie, ze ma się rację, albo co najmniej, dużo racji, zaś inni mylą się haniebnie w swoich przemyśleniach.
Ludzi otwartych na poglądy innych jest jedynie garstka w tej niewielkiej grupie w ogóle myślących. Najczęściej spotyka się postawy "nawracania" nieprawomyślnych siłą lub ignorowania ignorantów; a wszystko dla ich dobra.//
Strumień "kosmicznej mocy twórczej" spływa na ludzkość przez ten mizerny odsetek,
mających odpowiednie receptory odbierające wewnętrzność i zewnętrzność, i moce przetwarzające to w informację,
potem przetwarzanie informacji, syntezowanie i analizowanie i praktyczne stosowanie.
Przedmioty pochodne od kosmicznej mocy twórczej: cep, komputer, komórka -
to perkaliki i paciorki nowego dzikiego.
------------------------------------
Przeczytałem świeżą głową (2.10 - 20:10) powyższy tekst, wyłączam cep z kategorii "perkalikopaciorki".
Wartości wyznawane przez poszczególnych ludzi mogą się różnić bardzo diametralnie. Wspólnym mianownikiem jest zwykle przeświadczenie, ze ma się rację, albo co najmniej, dużo racji, zaś inni mylą się haniebnie w swoich przemyśleniach.
Ludzi otwartych na poglądy innych jest jedynie garstka w tej niewielkiej grupie w ogóle myślących. Najczęściej spotyka się postawy "nawracania" nieprawomyślnych siłą lub ignorowania ignorantów; a wszystko dla ich dobra.//
Strumień "kosmicznej mocy twórczej" spływa na ludzkość przez ten mizerny odsetek,
mających odpowiednie receptory odbierające wewnętrzność i zewnętrzność, i moce przetwarzające to w informację,
potem przetwarzanie informacji, syntezowanie i analizowanie i praktyczne stosowanie.
Przedmioty pochodne od kosmicznej mocy twórczej: cep, komputer, komórka -
to perkaliki i paciorki nowego dzikiego.
------------------------------------
Przeczytałem świeżą głową (2.10 - 20:10) powyższy tekst, wyłączam cep z kategorii "perkalikopaciorki".
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 4 guests