Zrodzeni dla prawdy, prawa i sprawidliwości
Posted: Tue Jun 19, 2007 11:11 am
Jestem przekonany, że choć cytat jest przydługi, wart jest uważnego przeczytania do ostatniej kropki pod cudzysłowem.
j. urbanik
Socjalizm był ustrojem biednych, a biedni nie bronią swojego ustroju.
W przypadku Polski, która zainicjowała przemiany w całym bloku wschodnim, trudno było na serio utrzymywać, że panujący system został obalony – opozycja bynajmniej nie dysponowała siłą wystarczającą do usunięcia go ze sceny.
Nie można też powiedzieć, że upadł pod brzemieniem błędów – wszedł bowiem właśnie na drogę przekształceń i w innej sytuacji międzynarodowej, przy mniej drastycznych dysproporcjach gospodarczych, zdołałby zapewne ocalić coś ze swoich rozwiązań.
System został poddany przez własną elitę, która chciała go dogłębnie zreformować
i szukała do tego celu partnerów na zewnątrz. Wyobrażała sobię, że skoro sama dojrzała do rozwiązań w duchu zachodniej socjaldemokracji, to i zwalczające ją dotąd żywioły opozycyjne zaaprobują reguły kompromisowych przekształceń. Wymyśliła więc pakt „okrągłego stołu”, który był rodzajem oświeceniowej utopii, zakładającej rozwiązanie nabrzmiałych konfliktów przez zdroworozsądkowy rozum. Jednakże po stronie opozycji zapotrzebowanie na ugodę było niepomiernie mniejsze. Miała ona odruchy zdroworozsądkowe, dopóki instrumenty władzy znajdowały się w rękach strony przeciwnej, ale gdy tylko znalazły się wjej własnych rękach, duch poszukiwania narodowej ugody ulotnił się błyskawicznie. Demokratyczne przekazanie władzy okazało się końcem okrągłostołowej utopii.
Już nazajutrz okazało się dla wszystkich jasne, że nie będzie żadnego „historycznego kompromisu”, ale fanatyczna rozprawa z poddawanym systemem. Wczorajsi partnerzy „okrągłego stołu” nie mieli być więcej partnerami do rozmów, ale ludźmi zaznającymi doli pokonanych. Mieli być odtąd trzymani w karbach poniżenia, tak aby wszelka myśl o obligacjach zawartej umowy wydawała się nie na miejscu. Nowa władza chciała być triumfatorem, zawdzięczającym wszystko heroicznej walce, a nie kontraktowemu przekazaniu władzy a im bardziej wyczerpywała się jej legenda, tym bardziej przystrajała się w zwycięski piuropusz.
U podstaw konstruowanej przez nią budowli państwowej legło polityczne wiarołomstwo i fakt ten nie mógł pozostać bez wpływu na całość kształtujących się nowych stosunków. Demokracja, niestety, nie rodziła się w cnocie dotrzymywanych słów i szanowanych paktów, ale z wpisanym jakby w akt narodzin przyzwoleniem na przeniewierstwo. A raz sponiewierany kodeks zobowiązań wobec umawiającego się partnera z zewnątrz przestał również obowiązywać w stosunkach wewnętrznych szybko rozkładającego się obozu władzy. Zaczęła go zżerać wzajemna agresja pochodna od tej, jaką emitował dla poniżenia kontrahentów „okrągłego stołu”
I tak cała materia zycia publicznego, wbrew hasłom o przywracaniu godności i prawdy, nasycona została jadami napastliwości i nowo obowiązującego fałszu.
W zamęcie wojwoniczych słów i frazesowych obietnic ogół z największa trudnością spostrzegał, że i on także jest ofiarą niedotrzymanego paktu: nie umawiał się przecież, że celem reformy ma być darwinowski kapitalizm, który pozbawi go cywilizowanych standardów socjalnych”
Ten przydługi cytat zaczerpnąłem z
Andrzeja Wasilewskiego – „Od AK do KC. Polski wariant”, Polska Oficyna Wydawnicza BGW, Warszawa 1992, którą właśnie kończę czytać.
Mam za sobą
Karola Wędziagolskiego „PAMIĘTNIKI. Wojna i rewolucja. Kontrrewolucja. Bolszewicki przewrót. Warszawski epizod”, którą ISKRY wydały w tym roku - rzecz świetna o Rosji w ogniu wojny światowej i wojny domowej oraz o narodzinach niepodległej Polski. Autor świetnie znał Rosję i Rosjan; blisko znał Sawinkowa, poznał Piłsudskiego, Dmowskiego i całą plejadę postaci pierwszego rzędu polskich i rosyjskich. Przy okazji podrzucę parę cytatów.
jan urbanik
j. urbanik
Socjalizm był ustrojem biednych, a biedni nie bronią swojego ustroju.
W przypadku Polski, która zainicjowała przemiany w całym bloku wschodnim, trudno było na serio utrzymywać, że panujący system został obalony – opozycja bynajmniej nie dysponowała siłą wystarczającą do usunięcia go ze sceny.
Nie można też powiedzieć, że upadł pod brzemieniem błędów – wszedł bowiem właśnie na drogę przekształceń i w innej sytuacji międzynarodowej, przy mniej drastycznych dysproporcjach gospodarczych, zdołałby zapewne ocalić coś ze swoich rozwiązań.
System został poddany przez własną elitę, która chciała go dogłębnie zreformować
i szukała do tego celu partnerów na zewnątrz. Wyobrażała sobię, że skoro sama dojrzała do rozwiązań w duchu zachodniej socjaldemokracji, to i zwalczające ją dotąd żywioły opozycyjne zaaprobują reguły kompromisowych przekształceń. Wymyśliła więc pakt „okrągłego stołu”, który był rodzajem oświeceniowej utopii, zakładającej rozwiązanie nabrzmiałych konfliktów przez zdroworozsądkowy rozum. Jednakże po stronie opozycji zapotrzebowanie na ugodę było niepomiernie mniejsze. Miała ona odruchy zdroworozsądkowe, dopóki instrumenty władzy znajdowały się w rękach strony przeciwnej, ale gdy tylko znalazły się wjej własnych rękach, duch poszukiwania narodowej ugody ulotnił się błyskawicznie. Demokratyczne przekazanie władzy okazało się końcem okrągłostołowej utopii.
Już nazajutrz okazało się dla wszystkich jasne, że nie będzie żadnego „historycznego kompromisu”, ale fanatyczna rozprawa z poddawanym systemem. Wczorajsi partnerzy „okrągłego stołu” nie mieli być więcej partnerami do rozmów, ale ludźmi zaznającymi doli pokonanych. Mieli być odtąd trzymani w karbach poniżenia, tak aby wszelka myśl o obligacjach zawartej umowy wydawała się nie na miejscu. Nowa władza chciała być triumfatorem, zawdzięczającym wszystko heroicznej walce, a nie kontraktowemu przekazaniu władzy a im bardziej wyczerpywała się jej legenda, tym bardziej przystrajała się w zwycięski piuropusz.
U podstaw konstruowanej przez nią budowli państwowej legło polityczne wiarołomstwo i fakt ten nie mógł pozostać bez wpływu na całość kształtujących się nowych stosunków. Demokracja, niestety, nie rodziła się w cnocie dotrzymywanych słów i szanowanych paktów, ale z wpisanym jakby w akt narodzin przyzwoleniem na przeniewierstwo. A raz sponiewierany kodeks zobowiązań wobec umawiającego się partnera z zewnątrz przestał również obowiązywać w stosunkach wewnętrznych szybko rozkładającego się obozu władzy. Zaczęła go zżerać wzajemna agresja pochodna od tej, jaką emitował dla poniżenia kontrahentów „okrągłego stołu”
I tak cała materia zycia publicznego, wbrew hasłom o przywracaniu godności i prawdy, nasycona została jadami napastliwości i nowo obowiązującego fałszu.
W zamęcie wojwoniczych słów i frazesowych obietnic ogół z największa trudnością spostrzegał, że i on także jest ofiarą niedotrzymanego paktu: nie umawiał się przecież, że celem reformy ma być darwinowski kapitalizm, który pozbawi go cywilizowanych standardów socjalnych”
Ten przydługi cytat zaczerpnąłem z
Andrzeja Wasilewskiego – „Od AK do KC. Polski wariant”, Polska Oficyna Wydawnicza BGW, Warszawa 1992, którą właśnie kończę czytać.
Mam za sobą
Karola Wędziagolskiego „PAMIĘTNIKI. Wojna i rewolucja. Kontrrewolucja. Bolszewicki przewrót. Warszawski epizod”, którą ISKRY wydały w tym roku - rzecz świetna o Rosji w ogniu wojny światowej i wojny domowej oraz o narodzinach niepodległej Polski. Autor świetnie znał Rosję i Rosjan; blisko znał Sawinkowa, poznał Piłsudskiego, Dmowskiego i całą plejadę postaci pierwszego rzędu polskich i rosyjskich. Przy okazji podrzucę parę cytatów.
jan urbanik