Byłem członkiem PZPR - nie wstydzę się tego.
Posted: Thu Sep 19, 2013 8:57 am
Byłem członkiem PZPR - nie wstydzę się tego.
Jestem absolwentem WUML-u – nie wstydzę się tego.
Poszedłem do Partii zamiast do PAX-u, by mieć większy wpływ na to, co się w Zakładach Chemicznych „Oświęcim”,
gdzie pracowałem, i w Polsce dzieje. Szczególnie w Zakładach, gdzie partyjni i związkowi działacze za Z-VI cieszyli się nie najlepszą opinia. Nim naraziłem się w Zakładach, okazja trafiła się w hotelu robotniczym, w którym mieszkałem, kiedy zostałem szefem Rady Mieszkańców i zacząłem na Wyspiańskiego 10 uprawiać kulturę i sztukę. Wywalono mnie z PZPR za "antypartyjną i antypaństwową robotę".
Odwołałem się od decyzji do Komitetu Wojewódzkiego, a ten po zebraniu opinii mieszkańców (kilkanaście zbiorowych pism) i po rozprawie, przywrócił mi prawa członka). Najbardziej na rozprawie w WKKP zaważyły opinie mego przyjaciela Mieczysława Ficka i pana Mrzygłoda, szefa Wieczorowej Szkoły Aktywu oraz Zakładowego Domu Kultury.
Jako ciekawostkę dodam, że Mietek Ficek, mój kolega i szef, wielokrotnie ostrzegał mnie, żebym przysiadł, bo mogę solidnie dostać w dupę. Kiedy dostałem… hmm… kiedy mnie wywalono z Partii, Mietek, ryzykując karierę, zachował się heroicznie, choć na co dzień był to bardzo ostrożny człowiek. Klimat połowy lat sześćdziesiątych był taki, że stałem się w Oświęcimiu bohaterem sezonu.
Roczny staż partyjny przekonał mnie,
że z moim charakterem do ŻADNEJ partii się nie nadaję,
wobec czego, na tym zebraniu na którym zwrócono mi legitymację – zrezygnowałem z członkostwa.
Bolało mnie to, że aby otrzymać legitymację trzeba było zapłacić zaległe składki.
W Partii, tak samo jak w Kościele, jak wśród kominiarzy i tramwajarzy, trafiają się ludzie przyzwoici i trafia się swołocz. Ja spotkałem się z ludźmi przyzwoitymi i głupcami, nawiedzonymi na miarę niektórych dzisiejszych radiomaryjników.
W 68 roku za mieszkaniem wyniosłem się do Gdańska. Tu znowu zorganizowałem drużynę harcerską. Odmówiłem wstąpienia do Partii. Chciałem też wieczorowo studiować historię, ale jako robol nie miałem szans. Poprosiłem wtedy sekretarza Boroszkę o skierowanie na WUML – Wieczorową Szkołę Marksizmu-Leninizmu na filozofię-socjologię-religioznawstwo, skierowanie dostałem, szkołę ukończyłem. Nie odebrała mi ona władzy sądzenia, a poznałem wielu interesujących ludzi, podobnie jak ja głodnych wiedzy, zmobilizowała do pracy nad sobą. Nauczyłem się wiele. Historii też się nauczyłem, pewnie więcej niż na studiach, bo realizowałem PASJĘ, a nie program.
Religioznawstwo poznałem szukając prawdy absolutnej.
Prawdy absolutnej nie znalazłem, ale dopracowałem się własnej, subiektywnej prawdy, szczególnie o socjokosmosie.
Jestem absolwentem WUML-u – nie wstydzę się tego.
Poszedłem do Partii zamiast do PAX-u, by mieć większy wpływ na to, co się w Zakładach Chemicznych „Oświęcim”,
gdzie pracowałem, i w Polsce dzieje. Szczególnie w Zakładach, gdzie partyjni i związkowi działacze za Z-VI cieszyli się nie najlepszą opinia. Nim naraziłem się w Zakładach, okazja trafiła się w hotelu robotniczym, w którym mieszkałem, kiedy zostałem szefem Rady Mieszkańców i zacząłem na Wyspiańskiego 10 uprawiać kulturę i sztukę. Wywalono mnie z PZPR za "antypartyjną i antypaństwową robotę".
Odwołałem się od decyzji do Komitetu Wojewódzkiego, a ten po zebraniu opinii mieszkańców (kilkanaście zbiorowych pism) i po rozprawie, przywrócił mi prawa członka). Najbardziej na rozprawie w WKKP zaważyły opinie mego przyjaciela Mieczysława Ficka i pana Mrzygłoda, szefa Wieczorowej Szkoły Aktywu oraz Zakładowego Domu Kultury.
Jako ciekawostkę dodam, że Mietek Ficek, mój kolega i szef, wielokrotnie ostrzegał mnie, żebym przysiadł, bo mogę solidnie dostać w dupę. Kiedy dostałem… hmm… kiedy mnie wywalono z Partii, Mietek, ryzykując karierę, zachował się heroicznie, choć na co dzień był to bardzo ostrożny człowiek. Klimat połowy lat sześćdziesiątych był taki, że stałem się w Oświęcimiu bohaterem sezonu.
Roczny staż partyjny przekonał mnie,
że z moim charakterem do ŻADNEJ partii się nie nadaję,
wobec czego, na tym zebraniu na którym zwrócono mi legitymację – zrezygnowałem z członkostwa.
Bolało mnie to, że aby otrzymać legitymację trzeba było zapłacić zaległe składki.
W Partii, tak samo jak w Kościele, jak wśród kominiarzy i tramwajarzy, trafiają się ludzie przyzwoici i trafia się swołocz. Ja spotkałem się z ludźmi przyzwoitymi i głupcami, nawiedzonymi na miarę niektórych dzisiejszych radiomaryjników.
W 68 roku za mieszkaniem wyniosłem się do Gdańska. Tu znowu zorganizowałem drużynę harcerską. Odmówiłem wstąpienia do Partii. Chciałem też wieczorowo studiować historię, ale jako robol nie miałem szans. Poprosiłem wtedy sekretarza Boroszkę o skierowanie na WUML – Wieczorową Szkołę Marksizmu-Leninizmu na filozofię-socjologię-religioznawstwo, skierowanie dostałem, szkołę ukończyłem. Nie odebrała mi ona władzy sądzenia, a poznałem wielu interesujących ludzi, podobnie jak ja głodnych wiedzy, zmobilizowała do pracy nad sobą. Nauczyłem się wiele. Historii też się nauczyłem, pewnie więcej niż na studiach, bo realizowałem PASJĘ, a nie program.
Religioznawstwo poznałem szukając prawdy absolutnej.
Prawdy absolutnej nie znalazłem, ale dopracowałem się własnej, subiektywnej prawdy, szczególnie o socjokosmosie.