Społeczeństwo lepszych i gorszych

Główny temat.

Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy

Post Reply
Fordor

Społeczeństwo lepszych i gorszych

Post by Fordor » Sun Jul 20, 2014 7:50 am

Artykuł „Społeczeństwo lepszych i gorszych” (Przegląd nr 28/2014) poruszą sprawę relacji władza - rządzone przez nią społeczeństwo. Z pewnością „pański” styl rządzenia (gigantyczna arogancja władzy, jak określił to autor artykułu – dr hab. Jan Sowa) jest najmniej dla społeczeństwa korzystny, bowiem zwalnia z odpowiedzialności obywateli, a z drugiej strony powoduje zamykanie się rządzących w swoim klanie. Nie skutkuje to niczym pozytywnym, dobrym sprawdzianem jest historia.
Jan Sowa, aby wytłumaczyć nasze zacofanie gospodarcze, cofa się do XVI wieku, kiedy dominująca wówczas gospodarka folwarczno-pańszczyźniana była nieinnowacyjna i ona stała się przyczyną polskiej degrengolady. A w sferze społecznej, do XIX wieku, termin Polacy odnosił się do szlachty. PRL był próbą wyjścia z wielowiekowego zacofania, bowiem reforma rolna „obcięła głowę tradycji sarmackiej”.
Można zaobserwować, że idea sarmacka w chwili obecnej odradza się, co znowu może siać spustoszenie. Widać to na styku władza – społeczeństwo, w firmie – w relacjach między pracownikiem a szefem, w środowisku akademickim.

Ważny artykuł i jest sporo do zrobienia na tym polu. Upodmiotowienie społeczeństwa, świadome obywatelstwo, nietworzenie kominów majątkowych powinno być ciągle w polu widzenia i reagowania. A zredukowanie możliwości konsumpcyjnych przeciętnego człowieka do zrobienia opłat i kupna jedzenia nie jest w interesie kraju. Nie jest nim też przekazanie polskiego majątku w cudze ręce, bo to uniemożliwia naukę własnej przedsiębiorczości, niszczy naszą podmiotowość.

Jednak nie uniknięto w artykule uproszczeń, bowiem wiadomo, że to w PRL-u powstało słynne powiedzenie – czy się stoi, czy się leży, to 2 tysiące się należy. W PGR-ach nie zawsze uczyło się gospodarności, a pokątne wynoszenie było praktykowane, wynikające nawet z tego, że brakowało po prostu dóbr na rynku. Proste rozdawnictwo cudzej własności nie pomnażało dóbr, mało co z „pańskiej” czy „innej” substancji materialnej zachowało się w dobrym stanie, nie uczono innowacyjności i zarządzania, stałego i systematycznego doglądania majątku. Ponadto nie żyjemy też w próżni. Korporacje międzynarodowe nie kierują się miłosierdziem, a przeciętny, „obywatelski” akcjonariusz z bogatej północy nie ma zahamowań, aby pobierać dywidendy pochodzące z niewolniczej pracy. Konsumpcjonizm może przestać być „religią”, bowiem nikt nie jest w stanie określić granic popytu i jest to na dłuższą skalę nieciekawe, a z pewnością nudne. W cenie jest, jak zawsze, mądrość, umiejętność wykorzystania własnego potencjału.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie podparła się w tym momencie literaturą obrazującą naszą sytuację. Maria Rodziewiczówna w swoim zbiorze opowiadań „Niedobitowski z granicznego bastionu” opisuje losy szlachcica (tytułowe opowiadanie), który mimo ruiny majątku, powszechnej kradzieży, łupienia przez państwo, nie poddaje się:
„żywi nie damy się wykorzenić ani nie ustąpimy przed szumowinami… Wszystkie moce przodków, co przetrwali Katarzynę Carycę, Wieszatiela Murawjowa i tylu innych, skupiły się w tym nędzarzu, który skazany przez nowe prawa i czasy na wygnanie i konfiskatę, ziarno w ziemię rzucał wierząc, że wytrwa.”
Warto też przypomnieć nowelkę „„Obywatel” Kuźma Suprunik” opisującego chłopka roztropka, który wciskał się wszędzie, aby coś wydębić dla siebie poprzez ciągłe skamlania i pisanie podań, albo po prostu ukraść, jak była potrzeba. Cwaniactwo wiązało się też z pogardą dla okradanych, w tym dla własnego państwa. Kwitła też propaganda postulatu zabierania bogatym. Taki postulator – agitator latał po wioskach i mącił ludziom w głowie. I robił to za rządowe pieniądze! W tym miejscu głupota państwa jest oczywista. Nie można finansować takich partyjnych, co lekceważąco traktują polskie barwy narodowe, godło, budynki państwowe, robią z mózgu wodę:
„…Kiedyś na jarmarku, jakiś „pan” w okularach wylazł na wóz i począł prawić…, że rząd oszukuje i ciemięży, że pomimo reformy rolnej ludność robocza nie dostała ziemi – przeto powinni stwierdzić swą wolność „grażdańską” i niezadowolenie z krzywdy, która im się dzieje; powinni podatków nie płacić, rekruta do pańskiej armii nie dawać, a po zbiorach „czerwonego koguta” puścić na dwory i osady, to się w ten sposób pozbędą i dawnych, i nowych Polaków.
Kuźma słuchał i dziwił się.
Otóż naczalstwo i policja – i nic mu nie robią! – szepnął do kumy Mikity, wójta.
–Toć „deputat” nietykalny. Onże w Warszawie tak samo w polskiej dumie gada i bierze za to sto milionów miesięcznie od Polszy! Onże nasz deputat!... I zakończył: – Wełyka Polsza do neba, a durnaja jak treba.”

Prosty schemat – bogaci a biedni biedni – warto analizować, aby nie wylewać polskiej podmiotowości – tego „dziecka” wraz z kąpielą.

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 3 guests