Z bloga Marzeny Żylińskiej
jan urbanik 27 lipca 2014 o 15:07 napisał:
Polska szkoła kształci i wychowuje źle, produkuje absolwentów, a nie przygotowuje ludzi do życia.
Stan nauczycielski w znaczącym odsetku – to ludzie z doboru negatywnego.
Stan nauczycielski to wychowankowie polskiej szkoły, absolwenci – producenci absolwentów.
Rodzice są również wychowankami-absolwentami polskich szkół.
Do przeprowadzenia zmian zdolni są tylko mutanci. Znam kilkoro takich.
Polska szkoła jest niereformowalna odgórnie, bo w Polsce warcholskiej nie sprawa jest najważniejsza, a JA.
Każdy, który choć ciutkę wyrasta ponad przeciętność, to osoba kontrowersyjna – prawie wróg, a taki nie podskoczy.
Nim się pojawili neurodydaktycy, istnieli nauczyciele-wychowawcy,
którzy potrafili skuteczne metody nauczania i wychowania czytać z oczu dzieci.
Myślę, że Marzena Żylińska była taką osobą.
Zrozumiałem to, kiedy wysłuchałem radiowego wywiadu z nią.
Neurolodzy dostarczyli wiele uzasadnień intuicjom, uprzedzili kolejne intuicje.
Polska szkoła jest niereformowalna odgórnie. Trudno sobie wyobrazić model,
który w trakcie realizacji nie przekształciłby się w nędzną karykaturę.
Wszelkie wytyczne reformatorów, nawet te, najbardziej trzymające się kupy,
po przejściu przez ileś tam szczebli interpretacji staną się bliskie formie kupy.
Propaguję książki Marzeny Żylińskiej i Manfreda Spitzera by obudzić czujność opinii publicznej,
głównie rodziców, by wywierali wpływ na szkołę i na administrację, by dać szkołom szansę eksperymenowania,
szukania modelu optymalnego dla lokalnego TU i na TERAZ.
Skutki rewolucji edukacyjnych i wychowawczych są nieprzewidywalne,
Skutki utrzymywania aktualnego stanu widać – Polska przeradza się w skansen pokryty cywilizacyjnymi skorupami,
które w niedalekiej przyszłości zaczną przekształcać się w ruinę.
A potem przyjdą Chińczycy.
Jeśli obudzimy społecznego ducha w narodzie, jest pewna szansa na zejście z równi pochyłej.
Działalność dr Marzeny Żylińskiej zwiększa te szanse.
PS
Podoba mi się tekst Joanny. Nasze baseny, stadiony, ECSy itp. są pomnikami pychy decydentów,
cywilizacyjnym skorupami bez duszy, a nie trzeźwą odpowiedzią na społeczne zapotrzebowanie.
PS2
Książka Huthera i Hausera jest niewątpliwie pożyteczna, ale po Spitzerze i „Neurodydaktyce” mało odkrywcza.
Dziś rankiem skończyłem jej lekturę. Jutro pójdzie między ludzi.
Robert Raczyński 27 lipca 2014 o 17:22 napisał:
„Nasze baseny, stadiony, ECSy itp. są pomnikami pychy decydentów, cywilizacyjnym skorupami bez duszy,
a nie trzeźwą odpowiedzią na społeczne zapotrzebowanie.”
I od tego zapotrzebowania trzeba zaczynać. Jak widać jest ono niewielkie w stosunku do wartości wyobrażonych przez „inteligenckie” wishful thinking.
W tym należy upatrywać przyczyn niepowodzeń wszelkich „zrywów mutantów”.
Nie jest to jednak specjalnie dziwne w kraju niemal zupełnie, historycznie wysterylizowanym z prawdziwie inteligenckiego etosu,
a następnie skonfrontowanym z wymaganiami współczesności. Pewnych etapów rozwoju nie da się przeskoczyć,
ani zasłaniać się osiągnięciami społeczeństw, które przeszły zupełnie inną drogę…
jan urbanik 28 lipca 2014 o 08:15 napisał:
hmm…
Cywilizacyjne skorupy powstają dlatego, że istnieje łatwość pozyskania środków na nie – bez osobistego ryzyka decydenta.
Po następnych wyborach kto inny będzie się martwił. Społeczeństwo jest bierne, jest roszczeniowym stadem.
Użycie słowa „społeczeństwo” wydaje mi się czasem nadużyciem, lepszym słowem, nie kojarzącym się zbyt negatywnie, byłoby słowo „ludność”
Zrywy mutantów… wysterylizowani z etosu…
Jeśli istnieje w miarę konkretna warstwa/klasa panująca, czerpiąca zyski ze swej pozycji,
to stara się ona utrwalić swe panowanie kosztem ustępstw dla warstw podległych, by zachować głowy i móc się (i potomnych) „jakoś wyżywić”.
Sezonowi posłowie czy senatorzy starają się wykorzystać szczęśliwy traf.
Etos jest związany z czasem i cywilizacją: rycerski, mieszczański, ziemiańsko-inteligencki…
Na skutek ustrojowych i cywilizacyjnych rewolucji etosy przedrewolucyjne biorą w łeb (niezależnie od Katynia, Sachsenhausen i Bezpieki)
i uporządkowanie świata, poprzez integrację i uobywatelnienie ludności lokalnej spada na mutantów, czyli tych,
co jakimś sposobem nie dali się szkolnej urawniłowce i słodkiej polskiej zawiści.
Wszystko, co służy temu, by szkoła dawała możliwość rozwoju indywidualnościom (niezbędny jest społeczny aktyw!),
zwiększa szanse Polski na zejście z równi pochyłej, po której staczamy się w skansen.
Robert Raczyński 28 lipca 2014 o 10:38 napisał:
Nie kwestionuję zapotrzebowania na „mutantów” ani ich zasług, ale ich działania mają szansę powodzenia jedynie w przypadku zaistnienia wystarczającego popytu na „mutację”.
Przywołując ograną analogię biologiczną, ogon pawia nie wyewoluował z kaprysu poszczególnych osobników, ale w w wyniku zainteresowania samic.
Analogicznie, Biedronka pozbyła się siermiężnego wystroju, gołych palet z towarem i czasami oferuje niezłe wina nie dlatego, że jakiś menadżer miał takie widzimisię,
ale dlatego, że tego oczekiwał klient częściej robiąc zakupy w Lidlu.
Z edukacją jest tak samo. Trudno oczekiwać znaczących i trwałych zmian, jeśli większości wystarcza erzatz w postaci sztucznie utrzymywanej zdawalności i dyplomów niewartych pracy introligatora.
Dopóki ta większość nie dostrzeże zależności między koniecznością wręcz posiadania namiastki wykształcenia,
a funkcjonalnym analfabetyzmem (i w konsekwencji bezrobociem), dopóty można się spodziewać jedynie pojedynczych „mutacji”, nie wchodzących do „puli genetycznej” systemu.
jan urbanik 29 lipca 2014 o 12:44 napisał:
Dodam komentarz do fragmentu komentarza:
„Nie kwestionuję zapotrzebowania na „mutantów” ani ich zasług, ale ich działania mają szansę powodzenia jedynie w przypadku zaistnienia wystarczającego popytu na „mutację”.//
Odmieńcy nie mogą dokonać cudu w społeczności myślącej i działającej bezpiecznie w szeregu i szemrzących jedynie w kuchni lub przy piwie.
Ich rola to katalizowanie zmian budzenie „popytu na mutację”: oswajanie z nową myślą, zakażanie nową myślą, uświadamianie, że zmiany są konieczne i możliwe.
Zmiany raczej nie wyjdą ze złego, ociężałego układu (oświaty), zostaną wymuszone przez klientów (jak w przypadku Biedronki), żądnych wina w lepszym gatunku.
PS
Panie Robercie, naszą wymianę myśli zamieściłem również na moim profilu fejsbukowym – https://www.facebook.com/jan.urbanik.12
oraz na profilu Biblioteki Społecznej.
Robert Raczyński 29 lipca 2014 o 14:01 napisał:
„Ich rola to katalizowanie zmian, budzenie „popytu na mutację”: oswajanie z nową myślą, zakażanie nową myślą, uświadamianie, że zmiany są konieczne i możliwe.”
– Oczywiście, że tak. Posługując się nadal analogią biologiczną: mutacje mają szanse na utrwalenie w fenotypie jeśli istnieje odpowiednia presja selekcyjna.
To dodatnie sprzężenie zwrotne – ciekawy pomysł zyskuje pewne zainteresowanie, w sprzyjających okolicznościach (przepływ informacji,
zapotrzebowanie) liczba zainteresowanych ideą rośnie aż do osiągnięcia „masy krytycznej”, która powoduje, że istnieje już odpowiednia liczba „nosicieli” genu/memu
pozwalająca na utrwalenie mutacji. Moim zdaniem, jesteśmy na etapie „pewnego zainteresowania” – presja selekcyjna jeszcze nie jest wystarczająco silna,
a występujące „mutacje” (rosnący wysyp pomysłów) są wyciszane w szumie informacyjnym (śmieciowym DNA ).
W ewolucji dużą rolę odgrywa przypadek – my nadal czekamy na sprzyjający splot okoliczności, nie jestem pewien,
czy nawet najaktywniejsi „mutanci” są w stanie samodzielnie przekroczyć ten próg.
Robert Raczyński 29 lipca 2014 o 14:34 napisał:
I jeszcze jedno – nie należy mylić presji selekcyjnej z samym „zainteresowaniem” gatunku mutującego.
Ja nie mam pretensji do społeczeństwa, że nie jest takie jakbym tego chciał, w przeciwieństwie do wielu domorosłych decydentów.
W naszym przypadku, za presję selekcyjną należy podstawić środowisko gospodarczo-polityczne.
To ono decyduje o potrzebach i ich kształtowaniu. Edukacja nie jest samodzielnym wszechświatem,
lecz stanowi z innymi aspektami życia system naczyń połączonych.
W biologii skutkuje to m. in. tym, że setki mutacji powstających w ciągu życia osobnika nie przekładają się w ogóle na fenotyp gatunku.
I mowa tu nie tylko o mutacjach szkodliwych, skutkujących śmiercią osobnika. Innymi słowy,
sam wysyp mutantów nie zagwarantuje nam powodzenia – stanowi jedynie jeden z warunków sukcesu.
I znowu pisze, na razie tylko tu
jan urbanik 29 lipca 2014 19:12
Zostawiam teraz na boku pawie i pawiany, zostaję przy polskojęzycznych człowiekowatych.
Rewolucja naukowo-techniczna i polityczna gruntownie zmieniły warunki życia, pozrywały więzi społeczne i organizacyjne.
Pazerność i niekompetencja objęły władzę i panowanie.
Nie jest to zarzut pod czyimkolwiek adresem, jest to stwierdzenie faktu.W takich okolicznościach tak się dzieje.
Jakiś tam rodzaj socjalistycznego etosu sczezł, nowy się jeszcze nie narodził.
Elit opiniotwórczych i myśli PAŃSTWOWEJ BRAK. Dominuje małość, marność i pazerność.
Polacy nie potrafią wygenerować sprawnej władzy – nie ma z czego wybrać, brak sprawnych, wykształconych i doświadczonych, i ZDOLNYCH DO WSPÓŁPRACY.
Nie ma w Polsce żadnej siły, żadnej idei i żadnego programu wokół którego mogłaby się skupić masa krytyczna,
zdolna do zrealizowania jakiegokolwiek programu pozytywnego, jest za to masa skupiona wokół Kaczyńskiego i Rydzyka o potężnej mocy destrukcyjnej.
Agenda państwa watykańskiego, Kościół katolicki jest również zatomizowany,
ale wokół swoich ekonomicznych interesów w beznadziejnie słabym państwie krząta się bardzo sprawnie.
Jestem przekonany – ze szkodą dla państwa polskiego ta sprawność.
W informacyjnym i organizacyjnym rozgardiaszu, który potęguje łatwy pieniądz znika Polska i polskość.
Czarodziejskiej różdżki dla zaprowadzenia bardziej racjonalnych, ludzkich stosunków nie mam.
Mam za to jeszcze jakiś czas życia i dobrą wolę, i pasję organizacyjną. I pewne doświadczenie, wiedzę i czucie-instynkt,
podpowiadający jak zmniejszać ilość piekła na ziemi:
Trzeba skupić w okolicznych światach aktywnych ludzi dobrej woli i czynić dobro – zaspokajać ludzkie potrzeby w niszach, do których nie dociera państwo i biznes.
Organizacje społeczne mogą być świetną szkołą współpracy i obywatelskiej odpowiedzialności.
Degeneruje je łatwy pieniądz, który można pozyskać bałamutnym frazesem i bujną sprawozdawczością.
Na działalność ekonomiczną nie mamy środków i odwagi, tam się ryzykuje.
Czepianie się urzędniczej klamki jest bezpieczniejsze i łatwiejsze.
Z bloga Marzeny Żylińskiej
Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy
Z bloga Marzeny Żylińskiej
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 6 guests