wspomnienia wieśniaka
Posted: Sun Nov 30, 2014 8:36 pm
Zatelefonowało do mnie dziś moje byłe dziecko i zapytał gdzie się urodziłem, tzn w jakim szpitalu.
Odpowiedziałem, że dzieci w mojej rodzinnej wsi do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku nie rodziły się w szpitalu, a w domu. Porody przyjmowała babka Matuszania. Dzieci Bóg dawał, Bóg zabierał, czasem zabierał matki.
Najbliższy doktor - 6 km, kolej - 6 km szpital - 30 km. Nie było najgorzej.
Uświadomiłem sobie, że moje powojnie, to był jeszcze ogon XIX wieku:
kurna chałupa, sierp do żyta i pszenicy, kosa do pozostałych zbóż, potem młocka cepami...,
potem młockarnia o napędzie ręcznym, potem kierat, a dopiero potem, potem różne motorki, w latach sześćdziesiątych dopiero elektryka i radio.
Koń, czasem krowy w zaprzęgu, pług, brony bywały drewniane.
Moja mama całowała w rękę księdza i pana, choć on był syfilityk.
W moich czasach pana już nie było, całowałem tylko księdza. Ziemniaków w moim domu nigdy nie brakło,
chleba przeważnie tez nie... Kiedy rodzice wysyłali mnie w 56 roku "do szkół",
pojechałem tam w przenicowanym przedwojennym garniturze ojca.
Napisałem to w związku z "antypeerelowskim pierdolcem".
PRL to był mej rodzinnej wsi nad Wisłokiem przeskok z XIX do XX wieku.
To są wspomnienia kmiotka.
Niekmiotkom polecam książkę- wywiad z ostatnim ordynatem Janem Zamojskim,
który nie dość, ze stracił majątek, to był jeszcze wieloletnim więźniem Bezpieki.
Mimo takich doświadczeń pozostał człowiekiem, który doceniał przemiany w PRL,
mimo zbrodni, mimo idiotyzmów - jedynej w tym czasie OJCZYZNY POLAKÓW.
Odpowiedziałem, że dzieci w mojej rodzinnej wsi do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku nie rodziły się w szpitalu, a w domu. Porody przyjmowała babka Matuszania. Dzieci Bóg dawał, Bóg zabierał, czasem zabierał matki.
Najbliższy doktor - 6 km, kolej - 6 km szpital - 30 km. Nie było najgorzej.
Uświadomiłem sobie, że moje powojnie, to był jeszcze ogon XIX wieku:
kurna chałupa, sierp do żyta i pszenicy, kosa do pozostałych zbóż, potem młocka cepami...,
potem młockarnia o napędzie ręcznym, potem kierat, a dopiero potem, potem różne motorki, w latach sześćdziesiątych dopiero elektryka i radio.
Koń, czasem krowy w zaprzęgu, pług, brony bywały drewniane.
Moja mama całowała w rękę księdza i pana, choć on był syfilityk.
W moich czasach pana już nie było, całowałem tylko księdza. Ziemniaków w moim domu nigdy nie brakło,
chleba przeważnie tez nie... Kiedy rodzice wysyłali mnie w 56 roku "do szkół",
pojechałem tam w przenicowanym przedwojennym garniturze ojca.
Napisałem to w związku z "antypeerelowskim pierdolcem".
PRL to był mej rodzinnej wsi nad Wisłokiem przeskok z XIX do XX wieku.
To są wspomnienia kmiotka.
Niekmiotkom polecam książkę- wywiad z ostatnim ordynatem Janem Zamojskim,
który nie dość, ze stracił majątek, to był jeszcze wieloletnim więźniem Bezpieki.
Mimo takich doświadczeń pozostał człowiekiem, który doceniał przemiany w PRL,
mimo zbrodni, mimo idiotyzmów - jedynej w tym czasie OJCZYZNY POLAKÓW.