Dzieje głupoty w Polsce
Posted: Sat Nov 24, 2007 7:00 am
Przedmowa
Książka niniejsza zawiera kilka pamfletów, poświęconych naszym historykom. Napisałem ją podczas okupacji, gdy stwierdziłem w rozmowach z przywódcami naszego społeczeństwa, że — po pierwsze — mają oni dość mylne pojadę o naszej przeszłości, a po drugie—znajdują bez trudu historyków, na których mogą się powołać dla poparcia swego zdania. Pojęcia te wypowiadali na uzasadnienie swoich bieżących decyzji. Stąd namacalnie niejako przekonałem się, że dziejopisarstwo wywiera duży wpływ na losy naszego zbiorowiska i że wpływ ten może być zły albo dobry, zależnie-od tego, czy dziejopisarstwo przedstawia przeszłość prawdziwie czy fałszywie.
Moi znajomi, którzy czytali te pamflety w rękopisie, postawili mi parą zarzutów. Chciałbym się z nich usprawiedliwić choć częściowo.
Najczęściej zarzucano mi zły układ, rozwlekłość i powtarzanie się zasady ogólnej. Zarzut ten uważam za słuszny. Pamflety moje — to zbiór artykułów, z których każdy stanowi całość dla siebie. Stąd nieuniknione powtórzenia, których usunięcie wymagałoby przepisania i przerobienia kompletnego całości. Jeden z uczonych profesorów historii zarzucił mi, że oprócz paru oryginalnych myśli „Dzieje głupoty” zawierają same truizmy. Niestety! Mam poważne powody do obawy, że to, co uczony nazwał oryginalnymi myślami, zostanie powszechnie, choć milcząco przyjęte, to zaś, co uważa on za truizm, wywoła burzą, hałas i potępienie.
Innym zarzutem jest jednostronność i brak szerszego omówienia dobrych stron tej działalności, którą zwalczam. Rzeczywiście pamflety moje są jednostronne, ale czyż tego nie wymagała jednostronność, tylko w stronę przeciwną od mojej, naszej opinii publicznej i historycznej?
Zarzutem, który sobie sam stawiam, jest ubóstwo materiału. Obniża on jednak tylko rodzaj literacki utworów, które wskutek tego nie mogą sobie rościć pretensji do syntezy naukowej. Nie przypuszczam, żeby przeczytanie drugich tylu tomów mogło zmienić w czymkolwiek zasadnicze tezy tej pracy.
Wreszcie winien jestem więcej miejsca poświacie zarzutowi, który na pewno powstanie obecnie, jakobym przeoczył zupełnie społeczny aspekt okresu, który omawiam. Rzeczywiście aspekt ten pominąłem, nie zaś przeoczyłem, a zrobiłem to dlatego, żeby wyraźniej nacisk położyć na politykę zagraniczną. Polityka zagraniczna — oto pierwszy truizm, który rzucam — jest niczym innym jak sposobem postępowania pewnego zbiorowiska wobec zbiorowisk innych. Być może, iż z biegiem czasu odrębności i granice międzyzbiorowiskowe czy międzynarodowe rozluźnią się lub przestaną istnieć. Do tej chwili fenomen ten nie zaistniał. Wobec tego można i trzeba badać stosunki międzyzbiorowiskowe, motory, które postępowaniami jednych zbiorowisk wobec drugich kierują, metody, którymi postępowania te mogą się wyrażać. I tu jest rzeczą oczywistą, że ustroje społeczne poszczególnych zbiorowisk nie wystarczą, by odmienić zasadnicze motory postępowania, ani też nie zmienią zasadniczych postępowania metod. Motorem, tak długo póki zbiorowisko będzie istnieć, będzie zawsze chęć zapewnienia ludom, które zbiorowisko obejmują, pokoju i dobrobytu. Metodą postępowania będzie zawsze wałka albo negocjacje. Rola ustroju polega na wychowaniu człowieka, na
na wydobyciu ze zbiorowiska większej siły lub też zapewnieniu mu większego dobrobytu. Jednakże ustrój zapewnić je może jedynie środkami działającymi na wewnątrz zbiorowiska. Z chwilą gdy siłom lub dobro-bytowi ludu grozić będzie niebezpieczeństwo z zewnątrz, zbiorowisko zagrożone będzie musiało, bez względu na ustrój, w jakim się znajduje, posłużyć się walką albo negocjacją. Dlatego sądzę, że obiektywne badanie mechanizmów polityki zagranicznej może być
korzystne dla naszego narodu, bez względu na to, jakie są przekonania społeczne jego obywateli i jego przywódców.
Styl książki jest ciężki. Tym lepiej. Ci, dla których jest pisana, dadzą sobie ze stylem radę. A przejęcie się jej hasłami dla ludzi, którzy nie są obdarzeni zdolnościami politycznymi, spowodować może więcej szkody niż pożytku
.....................................
Zeskanował i udostępnił
jan urbanik
Książka niniejsza zawiera kilka pamfletów, poświęconych naszym historykom. Napisałem ją podczas okupacji, gdy stwierdziłem w rozmowach z przywódcami naszego społeczeństwa, że — po pierwsze — mają oni dość mylne pojadę o naszej przeszłości, a po drugie—znajdują bez trudu historyków, na których mogą się powołać dla poparcia swego zdania. Pojęcia te wypowiadali na uzasadnienie swoich bieżących decyzji. Stąd namacalnie niejako przekonałem się, że dziejopisarstwo wywiera duży wpływ na losy naszego zbiorowiska i że wpływ ten może być zły albo dobry, zależnie-od tego, czy dziejopisarstwo przedstawia przeszłość prawdziwie czy fałszywie.
Moi znajomi, którzy czytali te pamflety w rękopisie, postawili mi parą zarzutów. Chciałbym się z nich usprawiedliwić choć częściowo.
Najczęściej zarzucano mi zły układ, rozwlekłość i powtarzanie się zasady ogólnej. Zarzut ten uważam za słuszny. Pamflety moje — to zbiór artykułów, z których każdy stanowi całość dla siebie. Stąd nieuniknione powtórzenia, których usunięcie wymagałoby przepisania i przerobienia kompletnego całości. Jeden z uczonych profesorów historii zarzucił mi, że oprócz paru oryginalnych myśli „Dzieje głupoty” zawierają same truizmy. Niestety! Mam poważne powody do obawy, że to, co uczony nazwał oryginalnymi myślami, zostanie powszechnie, choć milcząco przyjęte, to zaś, co uważa on za truizm, wywoła burzą, hałas i potępienie.
Innym zarzutem jest jednostronność i brak szerszego omówienia dobrych stron tej działalności, którą zwalczam. Rzeczywiście pamflety moje są jednostronne, ale czyż tego nie wymagała jednostronność, tylko w stronę przeciwną od mojej, naszej opinii publicznej i historycznej?
Zarzutem, który sobie sam stawiam, jest ubóstwo materiału. Obniża on jednak tylko rodzaj literacki utworów, które wskutek tego nie mogą sobie rościć pretensji do syntezy naukowej. Nie przypuszczam, żeby przeczytanie drugich tylu tomów mogło zmienić w czymkolwiek zasadnicze tezy tej pracy.
Wreszcie winien jestem więcej miejsca poświacie zarzutowi, który na pewno powstanie obecnie, jakobym przeoczył zupełnie społeczny aspekt okresu, który omawiam. Rzeczywiście aspekt ten pominąłem, nie zaś przeoczyłem, a zrobiłem to dlatego, żeby wyraźniej nacisk położyć na politykę zagraniczną. Polityka zagraniczna — oto pierwszy truizm, który rzucam — jest niczym innym jak sposobem postępowania pewnego zbiorowiska wobec zbiorowisk innych. Być może, iż z biegiem czasu odrębności i granice międzyzbiorowiskowe czy międzynarodowe rozluźnią się lub przestaną istnieć. Do tej chwili fenomen ten nie zaistniał. Wobec tego można i trzeba badać stosunki międzyzbiorowiskowe, motory, które postępowaniami jednych zbiorowisk wobec drugich kierują, metody, którymi postępowania te mogą się wyrażać. I tu jest rzeczą oczywistą, że ustroje społeczne poszczególnych zbiorowisk nie wystarczą, by odmienić zasadnicze motory postępowania, ani też nie zmienią zasadniczych postępowania metod. Motorem, tak długo póki zbiorowisko będzie istnieć, będzie zawsze chęć zapewnienia ludom, które zbiorowisko obejmują, pokoju i dobrobytu. Metodą postępowania będzie zawsze wałka albo negocjacje. Rola ustroju polega na wychowaniu człowieka, na
na wydobyciu ze zbiorowiska większej siły lub też zapewnieniu mu większego dobrobytu. Jednakże ustrój zapewnić je może jedynie środkami działającymi na wewnątrz zbiorowiska. Z chwilą gdy siłom lub dobro-bytowi ludu grozić będzie niebezpieczeństwo z zewnątrz, zbiorowisko zagrożone będzie musiało, bez względu na ustrój, w jakim się znajduje, posłużyć się walką albo negocjacją. Dlatego sądzę, że obiektywne badanie mechanizmów polityki zagranicznej może być
korzystne dla naszego narodu, bez względu na to, jakie są przekonania społeczne jego obywateli i jego przywódców.
Styl książki jest ciężki. Tym lepiej. Ci, dla których jest pisana, dadzą sobie ze stylem radę. A przejęcie się jej hasłami dla ludzi, którzy nie są obdarzeni zdolnościami politycznymi, spowodować może więcej szkody niż pożytku
.....................................
Zeskanował i udostępnił
jan urbanik