Natura przypomina mi surowego ojca Tarasa Bulbę, który w rosyjskiej wersii mówił synowi: "Ja Cię porodziłem, ja Cię zabiję" albo ojców z powieści korsykańskich, srogo karających swoje dzieci za zdradę i nieposłuszeństwo, czy hańbę.
Człowiek jest bezradny wobec przyrody. MOżemy budować tamy, możemy próbować przepowiadać trzęsienia ziemi czy huragany, próbować temu przeciwdziałać, ale nigdy to nie będzie skuteczne do końca. Co dopiero sytuacja kiedy człowiek w trakcie rozwoju cywilizacyjnego ruinuje to, co mu było hojnie dane przez naturę.
Na większość problemów związanych z katastrofami przyrodniczymi, zmianami klimatu i td nic nie możemy poradzić, albo zbyt mało możemy. Możemy tylko szybko likwidować skutki i starać się ja zmniejszyć.
Jak na mnie - ta opinia
Code: Select all
ludzkość stoi wobec problemu globalnego ocieplenia, uważa natomiast, że jeden dolar zainwestowany w zmniejszenie emisji dwutlenku węgla odpowiedzialnego za tzw. efekt cieplarniany przyniesie mniej wymiernych korzyści niż dolar przeznaczony na walkę z malarią
jest słuszna.
Co do neokolonialnego charakteru pomocy... Hm. Chyba częściowo tak. Lub też Maria Antonina, odpowiadająca na uwagę o braku chleba dla ludu - "dlaczego nie mogą jeść ciastek?". Likwiduje się skutki, nie likwiduje się przyczyny chorób i nędzy. Daje się pomoc, nie ucząc ludzi pomagać sobie samim i nie dając możliwości do tej autopomocy.
Zaciekawił mnie tylko problem równouprawnienia kobiet w jednym szeregu z niedożywieniem, globalnym ociepleniem, wymianą handlową, chorobami, edukacją... W jakimś konkretnym kraju czy ogólnie? Jeżeli ogólnie - to wątpiłabym.