Byłem na spotkaniu organizacji pozarządowych w dawnym ŻAKU
Posted: Mon Jun 11, 2007 9:00 pm
Byłem na spotkaniu organizacji pozarządowych w dawnym ŻAKU.
Wysłano zaproszenia do około 550 pozarządówek, obecnych było około 55 osób.
Była dobra organizacja, uczestnicy zostali podkarmieni jak Bóg przykazał
i trzymani w ryzach, - a mnie zawsze ciężko w ryzach, lepiej się czuję w hajdparku.
Kto chciał być na spotkaniu, ten był, referować sprawy nie warto,
ale napiszę parę zdań - moich prywatnych sądów o rzeczach, które tam się działy,
albo mi się wydawało, że się działy.
Są aktywne, sprawne intelektualnie i nieźle umocowane siły, które próbują stworzyć
nad organizacjacami pozarządowymi czapę, która ma uczestniczyć w różnych gremiach decyzyjnych.
To mi się nie podoba. Wolę społeczny żywioł, któremu biurokraci (własnego chowu) nie przeszkadzają.
Pisanie wniosków projektowych, które odpadają za byle formalną duperelę,
też mi się nie podoba.
Wolałbym, żeby żywe, odpowiadające na społeczne potrzeby
pomysły zgłaszać gospodarzom miasta, a oni niech je rozpatrują jak gospodarze -
patrzący szerzej i głębiej, i niech wspierają ich wcielenie w zycie.
Jest to znacznie mądrzejsze niż bezduszny biurokratyczny szablon,
który premiuje dobrze umocowanych biurokratów z branży pozarządowej.
Usłyszałem dziś o jaskółeczkach tego typu, ale dysponują one nędznymi środkami.
Dominujący, dobrze umocowani pozarządowcy nie poruszyli tematu mizerii III sektora,
której świadectwem jest to, że wyrastające jak grzybki po deszczu stowarzyszenia
- jak grzybki padają, gdyż brak im profesjonalizmu.
Jasne, jak ja, człowiek od łopaty, działający w Towarzystwie Miłośników Kulawych Wróbli,
mam stworzyć politykę księgowości, kiedy na wynajęcie księgowego nas nie stać.
Brak profesjonalizmu większości organizacji społecznych jest rzeczą oczywistą.
Należy im się tolerancja i wsparcie, jeśli los kulawych wróbli zostanie uznany za sprawę
z jakichś względów za problem istotny, np. gdyby stanowił o sensie życia paru lumpów,
którzy w przeciwnym razie zajęliby się czymś trefnym.
Ten pęd po europejską kasę demoralizuje organizacje społeczne,
znaczącej ich części nie idzie o naprawianie okolicznego świata, a o załapanie się
na eurokasę. Społecznicy są traktowani jak eksponaty z wykopalisk.
Ludzka pomoc dla nowych organizacji społecznych nie istnieje, ludzie z instytucji,
które formalnie im służą starają się trzymać dystans eksperta, rozumiem ich,
to higieniczne, ale skutki takiej pomocy są bardzo umiarkowane.
Pewnie byłoby lepiej, gdyby tej pomocy udzielali ŻYCZLIWI PRAKTYCY,
a nie ludzie, którzy robią karierę w III sektorze.
Takich LUDZI chciłabym widzieć przy naszej Bibliotece, LUDZI, których nie kazi
kontakt z bezradnym bliźnim. Takich ludzi wołam:
Przyjdźcie do nas, do Przyjaznych Pomorzan, spróbujemy wokół naszej Biblioteki,
która – mam nadzieję – weźmie za patrona Stanisława Brzozowskiego,
stworzyć skrawek świata dla ludzi - słabszym pomoże przetrwać, mającym potencjał
pomoże rozwinąć skrzydła.
Post nie może być zbyt długi, kończę więc, ale prawdopodobnie wkrótce znowu
dołożę parę herezji i zakończę agitką.
jan urbanik
Wysłano zaproszenia do około 550 pozarządówek, obecnych było około 55 osób.
Była dobra organizacja, uczestnicy zostali podkarmieni jak Bóg przykazał
i trzymani w ryzach, - a mnie zawsze ciężko w ryzach, lepiej się czuję w hajdparku.
Kto chciał być na spotkaniu, ten był, referować sprawy nie warto,
ale napiszę parę zdań - moich prywatnych sądów o rzeczach, które tam się działy,
albo mi się wydawało, że się działy.
Są aktywne, sprawne intelektualnie i nieźle umocowane siły, które próbują stworzyć
nad organizacjacami pozarządowymi czapę, która ma uczestniczyć w różnych gremiach decyzyjnych.
To mi się nie podoba. Wolę społeczny żywioł, któremu biurokraci (własnego chowu) nie przeszkadzają.
Pisanie wniosków projektowych, które odpadają za byle formalną duperelę,
też mi się nie podoba.
Wolałbym, żeby żywe, odpowiadające na społeczne potrzeby
pomysły zgłaszać gospodarzom miasta, a oni niech je rozpatrują jak gospodarze -
patrzący szerzej i głębiej, i niech wspierają ich wcielenie w zycie.
Jest to znacznie mądrzejsze niż bezduszny biurokratyczny szablon,
który premiuje dobrze umocowanych biurokratów z branży pozarządowej.
Usłyszałem dziś o jaskółeczkach tego typu, ale dysponują one nędznymi środkami.
Dominujący, dobrze umocowani pozarządowcy nie poruszyli tematu mizerii III sektora,
której świadectwem jest to, że wyrastające jak grzybki po deszczu stowarzyszenia
- jak grzybki padają, gdyż brak im profesjonalizmu.
Jasne, jak ja, człowiek od łopaty, działający w Towarzystwie Miłośników Kulawych Wróbli,
mam stworzyć politykę księgowości, kiedy na wynajęcie księgowego nas nie stać.
Brak profesjonalizmu większości organizacji społecznych jest rzeczą oczywistą.
Należy im się tolerancja i wsparcie, jeśli los kulawych wróbli zostanie uznany za sprawę
z jakichś względów za problem istotny, np. gdyby stanowił o sensie życia paru lumpów,
którzy w przeciwnym razie zajęliby się czymś trefnym.
Ten pęd po europejską kasę demoralizuje organizacje społeczne,
znaczącej ich części nie idzie o naprawianie okolicznego świata, a o załapanie się
na eurokasę. Społecznicy są traktowani jak eksponaty z wykopalisk.
Ludzka pomoc dla nowych organizacji społecznych nie istnieje, ludzie z instytucji,
które formalnie im służą starają się trzymać dystans eksperta, rozumiem ich,
to higieniczne, ale skutki takiej pomocy są bardzo umiarkowane.
Pewnie byłoby lepiej, gdyby tej pomocy udzielali ŻYCZLIWI PRAKTYCY,
a nie ludzie, którzy robią karierę w III sektorze.
Takich LUDZI chciłabym widzieć przy naszej Bibliotece, LUDZI, których nie kazi
kontakt z bezradnym bliźnim. Takich ludzi wołam:
Przyjdźcie do nas, do Przyjaznych Pomorzan, spróbujemy wokół naszej Biblioteki,
która – mam nadzieję – weźmie za patrona Stanisława Brzozowskiego,
stworzyć skrawek świata dla ludzi - słabszym pomoże przetrwać, mającym potencjał
pomoże rozwinąć skrzydła.
Post nie może być zbyt długi, kończę więc, ale prawdopodobnie wkrótce znowu
dołożę parę herezji i zakończę agitką.
jan urbanik