trzeciorzeczypospolityczna tufta i błat
Posted: Wed Dec 28, 2011 7:34 pm
Najpierw był sobie księgozbiór, którego żal było rozproszyć, lepiej było nieodpłatnie oddać w społeczne użytkowanie...
Sądziłem, że lokalna społeczność przyklaśnie takiemu gestowi i rzuci się na lekturę i kulturę,
a składki pokryją koszty utrzymania księgozbioru i zakupów nowości...
A g., a g - gruchają niemowlaki... One już wiedzą, czego ja nie wiedziałem!
Takie gesty jak oddawanie, są tylko dla milionerów-filantropów. Wiem to JUŻ od pewnego czasu.
Jak to łatwo powiedzieć - oddać...
Najpierw trzeba założyć fundację lub stowarzyszenie (wcześniej poznać się na tym), by pozyskać osobowość prawną.
Do tego potrzebna jest piętnastka członków założycieli, którzy będą gotowi swym nazwiskiem firmować IDEĘ,
i kilka osób które poświęcą sprawie swój czas: opracują statut, zarejestrują go i dokonają rozruchu.
To wielka i trudna sprawa, jeśli przedsiębierze ją pospolity śmiertelnik, jak było w moim przypadku,
a nie medialna gwiazda (która i tak bierze na siebie ciężar ogromny).
Sprawy proceduralne i organizacyjne kosztowały nas pół roku pracy (i tak szczęśliwym zbiegiem okoliczności skrócone),
potem rok starań o lokal... i nieustanne, od zdefiniowania i ogłoszenia idei, starania i zabiegi o kasę:
w ostatniej chwili, kiedy zdawało mi się, że już "leżę i kwiczę", zawsze pojawiał się cudem Ktoś:
Prezydent Gdańska i Okolica, który pomoże przechować książki, pani Dyrektor ze SKOKU, pan Polikarp Maciejczyk z pańskim gestem.
I tak, od cudu do cudu, wegetujemy już sobie 3 lata i 5 miesięcy: bez zabezpieczonego programu, bez zasobów, bez pewności jutra.
Busolą na tym bezdrożu bezradności i bezpieniężności jest wewnętrzny imperatyw,
idea SPOŁECZEŃSTWA OBYWATELI, gospodarzy, którzy wyrosną przez MĄDRE MŁODZIEŻY CHOWANIE i wstyd,
najpospolitszy WSTYD OBYWATELA ZA STAN PAŃSTWA.
Do końca grudnia trzeba zapłacić jeszcze jedno wynagrodzenie, jeszcze opłacić prenumeratę 4 czasopism... a nie wpłynęły refundacje.
Pewnie znowu będę musiał zaciągnąć, tym razem krótkotrwałą, pożyczkę u osobistej żony.
Ten rok jest i tak dla nas wyjątkowy: na przednówek mamy decyzję wsparcia nas przez możnego sąsiada, LOTOS,
kwestia załatwienia formalności - i tanecznym skokiem pokonujemy przednówek.
Korzystaliśmy z 4 projektów oddzielnie składanych i rozliczanych oddzielnie.
Przekonywaliśmy oddzielnie stosownych urzędników od poszczególnych działań,
że nie jesteśmy takimi oszustami i hochsztaplerami, za jakich nas powinni uważać.
Sposób finansowania życia przez tysiące poszufladkowanych projektów jest jednym wielkim bałwanizmem.
Ma to sens, kiedy miasto, gmina chce rozwiązać nierozwiązywalny problem budowy szaletów w Gdańsku, wtedy rozumiem:
konkurs na wychodek z określeniem standardu-minimum.
Kiedy się finansuje placówkę do naszej podobną: klub osiedlowy, bibliotekę wiejską, świetlicę koła gospodyń,
to warto zaufać mądrości organizatorów-kierowników i doglądać od czasu do czasu imprezy, i raz, 2 razy w roku zajrzeć w papiery.
Będzie więcej lasów w Polsce, mniejsza produkcja CO2, znacznie mniej kłamstwa i oszustw
i więcej ludzi będzie mogło sensownie, twórczo pracować.
W czym mój ból – w tym, że czas który muszę poświęcić biurokratycznym procedurom
kradnę WŁAŚCIWYM BENEFICJENTOM NASZYCH POCZYNAŃ, głównie DZIECIOM.
Biurokratyzm deprawuje ludzi, poznałem wiele bystrych osób, które już pogodziły się z tym, że inaczej nie można:
trzeciorzeczypospolityczna tufta i błat (mam w czytaniu Barbary Skargi "Po wyzwoleniu (1944-1956)") kradnie ludziom czas i energię
i deprawuje ich, ubezmyślnia w rzeczach ważnych, ucwaniacza w tufcie i błacie. Fuj!
Sądziłem, że lokalna społeczność przyklaśnie takiemu gestowi i rzuci się na lekturę i kulturę,
a składki pokryją koszty utrzymania księgozbioru i zakupów nowości...
A g., a g - gruchają niemowlaki... One już wiedzą, czego ja nie wiedziałem!
Takie gesty jak oddawanie, są tylko dla milionerów-filantropów. Wiem to JUŻ od pewnego czasu.
Jak to łatwo powiedzieć - oddać...
Najpierw trzeba założyć fundację lub stowarzyszenie (wcześniej poznać się na tym), by pozyskać osobowość prawną.
Do tego potrzebna jest piętnastka członków założycieli, którzy będą gotowi swym nazwiskiem firmować IDEĘ,
i kilka osób które poświęcą sprawie swój czas: opracują statut, zarejestrują go i dokonają rozruchu.
To wielka i trudna sprawa, jeśli przedsiębierze ją pospolity śmiertelnik, jak było w moim przypadku,
a nie medialna gwiazda (która i tak bierze na siebie ciężar ogromny).
Sprawy proceduralne i organizacyjne kosztowały nas pół roku pracy (i tak szczęśliwym zbiegiem okoliczności skrócone),
potem rok starań o lokal... i nieustanne, od zdefiniowania i ogłoszenia idei, starania i zabiegi o kasę:
w ostatniej chwili, kiedy zdawało mi się, że już "leżę i kwiczę", zawsze pojawiał się cudem Ktoś:
Prezydent Gdańska i Okolica, który pomoże przechować książki, pani Dyrektor ze SKOKU, pan Polikarp Maciejczyk z pańskim gestem.
I tak, od cudu do cudu, wegetujemy już sobie 3 lata i 5 miesięcy: bez zabezpieczonego programu, bez zasobów, bez pewności jutra.
Busolą na tym bezdrożu bezradności i bezpieniężności jest wewnętrzny imperatyw,
idea SPOŁECZEŃSTWA OBYWATELI, gospodarzy, którzy wyrosną przez MĄDRE MŁODZIEŻY CHOWANIE i wstyd,
najpospolitszy WSTYD OBYWATELA ZA STAN PAŃSTWA.
Do końca grudnia trzeba zapłacić jeszcze jedno wynagrodzenie, jeszcze opłacić prenumeratę 4 czasopism... a nie wpłynęły refundacje.
Pewnie znowu będę musiał zaciągnąć, tym razem krótkotrwałą, pożyczkę u osobistej żony.
Ten rok jest i tak dla nas wyjątkowy: na przednówek mamy decyzję wsparcia nas przez możnego sąsiada, LOTOS,
kwestia załatwienia formalności - i tanecznym skokiem pokonujemy przednówek.
Korzystaliśmy z 4 projektów oddzielnie składanych i rozliczanych oddzielnie.
Przekonywaliśmy oddzielnie stosownych urzędników od poszczególnych działań,
że nie jesteśmy takimi oszustami i hochsztaplerami, za jakich nas powinni uważać.
Sposób finansowania życia przez tysiące poszufladkowanych projektów jest jednym wielkim bałwanizmem.
Ma to sens, kiedy miasto, gmina chce rozwiązać nierozwiązywalny problem budowy szaletów w Gdańsku, wtedy rozumiem:
konkurs na wychodek z określeniem standardu-minimum.
Kiedy się finansuje placówkę do naszej podobną: klub osiedlowy, bibliotekę wiejską, świetlicę koła gospodyń,
to warto zaufać mądrości organizatorów-kierowników i doglądać od czasu do czasu imprezy, i raz, 2 razy w roku zajrzeć w papiery.
Będzie więcej lasów w Polsce, mniejsza produkcja CO2, znacznie mniej kłamstwa i oszustw
i więcej ludzi będzie mogło sensownie, twórczo pracować.
W czym mój ból – w tym, że czas który muszę poświęcić biurokratycznym procedurom
kradnę WŁAŚCIWYM BENEFICJENTOM NASZYCH POCZYNAŃ, głównie DZIECIOM.
Biurokratyzm deprawuje ludzi, poznałem wiele bystrych osób, które już pogodziły się z tym, że inaczej nie można:
trzeciorzeczypospolityczna tufta i błat (mam w czytaniu Barbary Skargi "Po wyzwoleniu (1944-1956)") kradnie ludziom czas i energię
i deprawuje ich, ubezmyślnia w rzeczach ważnych, ucwaniacza w tufcie i błacie. Fuj!