"Mój kumpel Tata"
To tytuł książki Bogdana Gorczycy z Krakowca na naszej wyspie Stogi.
Wczoraj o 18:00 w naszej czytelni odbyło sie spotkanie z autorem.
Rozmawialiśmy o powstawaniu książki,
o życiu na Wyspie Stogi, gdzie Bogdan urodził się mniej więcej przed pięćdziesięciu laty
i spędził tu dzieciństwo i kawał życia.
Akcja jego książki rozgrywa się tu i mniej więcej teraz: wątki autobiograficzne są czytelne
ale książka nie jest dokumentem... i jest dokumentem - kiedy opisuje absurdy naszej rzeczywistości.
Po rozstaniu z autorem i publicznością zostałem na jakiś czas sam na sam z książką.
o 21.55, tuż przed ciszą nocną, zadzwoniłem do Gorczyców. Telefon odebrała Agnieszka.
Poprosiłem by przekazała Bogdanowi co następuje: przeczytałem książkę jednym tchem do strony 99.
Książka się sprzeda. Przekaż, proszę, Bogdanowi gratulacje.
Dziś, drugim tchem, ją skończę. Z pożytkiem i przyjemnością.
Autor jest świetnym gawędziarzem, procentuje tu jego aktorski szlif.
Publiczność na spotkaniach autorskich nie będzie się nudzić, o nie!
Książka jest dostępna przez internet i w sieci księgarń, warto sięgnąć po nią przed spotkaniem z autorem.
"Mój kumpel Tata" stanowi pierwszą częścią planowanego tryptyku.
jan urbanik
Mój kumpel Tata
Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy
Mój kumpel Tata
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Baaaa!
Nie każdy może być emerytem - i do tego na urlopie!
A swoją drogą pan Bogdan mnie zaskoczył -
i sposobem jej prezentacji, i procesu tworzenia, i nosem na fałsz i obłudę - to był koncert.
Książka jest równie dobra.
Oj, dostało się w niej niektórym ludkom, oj dostało się!
Myślę, że ileś tam osób przestanie mu się kłaniać.
Ale na pewno wielu, wielu czytelników go polubi.
jan urbanik
Nie każdy może być emerytem - i do tego na urlopie!
A swoją drogą pan Bogdan mnie zaskoczył -
i sposobem jej prezentacji, i procesu tworzenia, i nosem na fałsz i obłudę - to był koncert.
Książka jest równie dobra.
Oj, dostało się w niej niektórym ludkom, oj dostało się!
Myślę, że ileś tam osób przestanie mu się kłaniać.
Ale na pewno wielu, wielu czytelników go polubi.
jan urbanik
Przeczytałam jednym tchem, wprawdzie nie na urlopie, lecz w niedzielę i trzeba przyznać – książka czyta się sama. Napisana żywym, potocznym, soczystym językiem, urozmaicona zgrabnymi wierszykami, wzruszającymi scenami trafiającymi bezbłędnie do naszych lepszych uczuć. Ponadto zawierająca wiele trafnych obserwacji ze zwykłego życia (opisy Stogów, rynek z ul. Elbląskiej).
Przytoczę trzy fragmenty, jeden traktujący o podróżach, drugi o artyźmie, a trzeci o sprawach ostatecznych (mam nadzieję, że autor wybaczy ten wybór):
„Kiedyś marzyłem o podróżach. Co roku starałem się o paszport, co roku w tej samej kolejce spotykałem tych samych ludzi, i co roku zamiast paszportów dawali nam kartki z odmową. Czas leciał, marzenia stygły, traciły zapach i smak jak spóźniony obiad. Gdy komuna padła, z rozpędu wyjechałem i szybko wróciłem. Z kalectwem językowym trudno poznawać ludzi, a zabytków i w Gdańsku dość. Czas upojenia podróżą samą w sobie po prostu minął. Ubecy, którzy zasrali nam młodość, tyją na godnych emeryturach, paszport leży w szufladzie”.
„Gawędzimy dalej, a mnie się przypomina dziwowisko z zeszłego roku widziane na plaży. Dwaj faceci w brudnych majtkach, miedzy jednym a drugim łykiem piwa szczotami na długich kijach mazali farbą po kawałku folii. Dookoła nich biegał trzeci z konewką i usiłował pryskać na nielicznych widzów. Później, z Panoramy, dowiedziałem się, że wybitny performer z parą artystów specjalnie sprowadzonych ze Szwecji wykonał dzieło: „Przebudzenie Zatoki”, i tegoż ja właśnie byłem świadkiem. Dzieło było jednorazowe, bo już wieczorem wybitni twórcy wylecieli do Japonii, choć jest nadzieja, że wrócą”.
„Chcę się modlić, ale nie bardzo mogę. Dlaczego wszystko jest takie smutne? Wizja życia w raju tonie pośród smętnych zawodzeń jak obietnica bez pokrycia. Zamiast wiary ledwie nadzieja. Smutek po śmierci jest naturalny. Każde rozstanie zasmuca, wiekuiste tym bardziej, choć tak naprawdę żal jest preludium radości następnego spotkania. Tego w kościele nie czuję”.
Po lekturze niejeden zbłąkany zastanowi się nad sensem życia.
Czekam (nie)cierpliwie na zapowiadane przez autora dalsze tomy tryptyku o losach Pawła i Kajetana.
Przytoczę trzy fragmenty, jeden traktujący o podróżach, drugi o artyźmie, a trzeci o sprawach ostatecznych (mam nadzieję, że autor wybaczy ten wybór):
„Kiedyś marzyłem o podróżach. Co roku starałem się o paszport, co roku w tej samej kolejce spotykałem tych samych ludzi, i co roku zamiast paszportów dawali nam kartki z odmową. Czas leciał, marzenia stygły, traciły zapach i smak jak spóźniony obiad. Gdy komuna padła, z rozpędu wyjechałem i szybko wróciłem. Z kalectwem językowym trudno poznawać ludzi, a zabytków i w Gdańsku dość. Czas upojenia podróżą samą w sobie po prostu minął. Ubecy, którzy zasrali nam młodość, tyją na godnych emeryturach, paszport leży w szufladzie”.
„Gawędzimy dalej, a mnie się przypomina dziwowisko z zeszłego roku widziane na plaży. Dwaj faceci w brudnych majtkach, miedzy jednym a drugim łykiem piwa szczotami na długich kijach mazali farbą po kawałku folii. Dookoła nich biegał trzeci z konewką i usiłował pryskać na nielicznych widzów. Później, z Panoramy, dowiedziałem się, że wybitny performer z parą artystów specjalnie sprowadzonych ze Szwecji wykonał dzieło: „Przebudzenie Zatoki”, i tegoż ja właśnie byłem świadkiem. Dzieło było jednorazowe, bo już wieczorem wybitni twórcy wylecieli do Japonii, choć jest nadzieja, że wrócą”.
„Chcę się modlić, ale nie bardzo mogę. Dlaczego wszystko jest takie smutne? Wizja życia w raju tonie pośród smętnych zawodzeń jak obietnica bez pokrycia. Zamiast wiary ledwie nadzieja. Smutek po śmierci jest naturalny. Każde rozstanie zasmuca, wiekuiste tym bardziej, choć tak naprawdę żal jest preludium radości następnego spotkania. Tego w kościele nie czuję”.
Po lekturze niejeden zbłąkany zastanowi się nad sensem życia.
Czekam (nie)cierpliwie na zapowiadane przez autora dalsze tomy tryptyku o losach Pawła i Kajetana.
Last edited by Fordor on Mon Sep 13, 2010 6:12 pm, edited 1 time in total.
''Czas leciał, marzenia stygły, traciły zapach i smak jak spóźniony obiad. Gdy komuna padła, z rozpędu wyjechałem i szybko wróciłem. Z kalectwem językowym trudno poznawać ludzi, a zabytków i w Gdańsku dość. Czas upojenia podróżą samą w sobie po prostu minął. Ubecy, którzy zasrali nam młodość, tyją na godnych emeryturach, paszport leży w szufladzie”
Ba...
a nie przyszło Pawłowi na myśl, żeby w kolejce po paszport popracować nad nauką języków.
Niektórzy nauczyli się ich w PRL-u.
Prezydent Komorowski ciuknął kiedyś Radkowi Sikorskiemu, że nie zna języków, bo był waleczny.
Też wyglądało śmiesznie.
Swoje możliwości można zmarnować w każdym ustroju.
Ja jestem wieśniak bez szczególnych talentów, a - przede wszystkim - bez aspiracji.
Mnie "komuna" dała umiejętność czytania i pisania i zaspokajania ciekawości.
PRL dał możliwości społecznego awansu dawnym wołom roboczym z nizin.
Polska przedwojenna tych szans nie dawała.
Bariery stanowe, znaczy podział na panów i chamów, był konserwowany przez państwo.
Ja, człowiek z chamów, czuję się pełnoprawnym i normalnym obywatelem.
To na pewno w znacznej mierze zasługa PRL-u.
Wracając do książki: Paweł i Zuzanna to żywioły awanturnicze,
tacy zawsze spod wozu na wóz, z wozu pod wóz - życie jak teatr, tylko z pensją różnie bywa.
A papu potrzebne, do tego czasem warto je zakropić.
Ba...
a nie przyszło Pawłowi na myśl, żeby w kolejce po paszport popracować nad nauką języków.
Niektórzy nauczyli się ich w PRL-u.
Prezydent Komorowski ciuknął kiedyś Radkowi Sikorskiemu, że nie zna języków, bo był waleczny.
Też wyglądało śmiesznie.
Swoje możliwości można zmarnować w każdym ustroju.
Ja jestem wieśniak bez szczególnych talentów, a - przede wszystkim - bez aspiracji.
Mnie "komuna" dała umiejętność czytania i pisania i zaspokajania ciekawości.
PRL dał możliwości społecznego awansu dawnym wołom roboczym z nizin.
Polska przedwojenna tych szans nie dawała.
Bariery stanowe, znaczy podział na panów i chamów, był konserwowany przez państwo.
Ja, człowiek z chamów, czuję się pełnoprawnym i normalnym obywatelem.
To na pewno w znacznej mierze zasługa PRL-u.
Wracając do książki: Paweł i Zuzanna to żywioły awanturnicze,
tacy zawsze spod wozu na wóz, z wozu pod wóz - życie jak teatr, tylko z pensją różnie bywa.
A papu potrzebne, do tego czasem warto je zakropić.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 2 guests