Wiersze - Anita W.
Posted: Sat Dec 05, 2009 11:44 am
Czasami człowiek ma ochotę podzielić się tym, co mu siedzi gdzieś głęboko w duszy..
Miały być sonety, wyszło nie-wiado-mo-co. Bez tytułu.
* * *
Siedząc w celi kamiennej podkula stopy
Twarz jej okolona kłębem splątanych włosów
Robactwo tonie w morzu cuchnącej ropy
Jeszcze jęczą usta bólem zadanych ciosów
Szklistymi oczami z obłędem przewraca
Palce już zgniły od brudu i krwi zaschniętej
Wariatka mury zamknięte szaleńczo maca
Wie, że nie da się otworzyć kłódki zamkniętej
Liszaje nie pozwolą wydusić ni krzyku
Stracona, wije się między życiem a śmiercią
Przeklina los, leżąc na cuchnącym sienniku
Kiedyś- pościel jedwabna ciało okalała
Omamił kochanek, kąsając szyję drapieżnie
Teraz-nie on-to śmierć dyszy do ucha lubieżnie..
* * *
Skryłam się pod Twymi białymi skrzydłami
Zrobiwszy to, przeniosłam się w inny wymiar
Gdzie Twe ciało poznaczone lat bruzdami
-wszystkie je ukochałam, odkryłam bezmiar
Błękitnych oczu, w których utonęłam...
Wspinałam się na wzgórze, gdzie pełno puchu
Każdy jasny włos liczyłam skrupulatnie
Słodko wyszeptałam zranionemu uchu
że ten kosmos zwiedzę i poznam dokładnie
Całując i pieszcząc, jak tylko zapragnie...
Gdy zapadła głęboka noc przybyłam tu
Do rzeczywistości okrutnej, raniącej
Wstałam, nie chcąc budzić Cię z głębokiego snu
Wróciłam, widząc lśnienie gwiazdy gasnącej
Skryłam się pod Twymi białymi skrzydłami...
Miały być sonety, wyszło nie-wiado-mo-co. Bez tytułu.
* * *
Siedząc w celi kamiennej podkula stopy
Twarz jej okolona kłębem splątanych włosów
Robactwo tonie w morzu cuchnącej ropy
Jeszcze jęczą usta bólem zadanych ciosów
Szklistymi oczami z obłędem przewraca
Palce już zgniły od brudu i krwi zaschniętej
Wariatka mury zamknięte szaleńczo maca
Wie, że nie da się otworzyć kłódki zamkniętej
Liszaje nie pozwolą wydusić ni krzyku
Stracona, wije się między życiem a śmiercią
Przeklina los, leżąc na cuchnącym sienniku
Kiedyś- pościel jedwabna ciało okalała
Omamił kochanek, kąsając szyję drapieżnie
Teraz-nie on-to śmierć dyszy do ucha lubieżnie..
* * *
Skryłam się pod Twymi białymi skrzydłami
Zrobiwszy to, przeniosłam się w inny wymiar
Gdzie Twe ciało poznaczone lat bruzdami
-wszystkie je ukochałam, odkryłam bezmiar
Błękitnych oczu, w których utonęłam...
Wspinałam się na wzgórze, gdzie pełno puchu
Każdy jasny włos liczyłam skrupulatnie
Słodko wyszeptałam zranionemu uchu
że ten kosmos zwiedzę i poznam dokładnie
Całując i pieszcząc, jak tylko zapragnie...
Gdy zapadła głęboka noc przybyłam tu
Do rzeczywistości okrutnej, raniącej
Wstałam, nie chcąc budzić Cię z głębokiego snu
Wróciłam, widząc lśnienie gwiazdy gasnącej
Skryłam się pod Twymi białymi skrzydłami...