Tak było na Śląsku: krzoki to Ślązacy z dziada przdziada, ptoki - to różne gorole spod Tater i zza Buga.
Wczoraj w Bibliotece Społecznej odbyło się spotkanie przedwojennych gdańskich "krzoków"
Spotkanie miało charakter kameralny, nie ogłaszaliśmy go w sieci ani plakatami - ot wieczorek zapoznawczy, ku pamięci filmowany przez pana Romana.
W któryś z sierpniowych czwartków powtórzymy spotkanie, da Bóg - w szerszym gronie.
Po jednego z gości przyjechała córa z wnuczkę i mieliśmy okazję poznać trzy pomorskie pokolenia.
Trzecie pokolenie może stanowić przedmiot chluby dziadka: 21 lat, znajomość kilku języków,
bardzo nietuzinkowe pasje.
Zaprosiłem Elę: Przyjdź, włącz się w naprawianie i upiększanie świata w swoim gnieździe!
I sakramentalne pytanie: Znasz jeszcze kogoś z otwartą głową i z pasjami?
Zna.
Mamy jedno wolne miejsce dla stażystki-stażystyy, osoby, która CHCE SIĘ UCZYĆ i NIE BOI SIĘ ROBOTY.
Krzoki ("krzoki" i "ptoki")
Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy
Krzoki ("krzoki" i "ptoki")
Last edited by jan on Tue Aug 17, 2010 5:54 am, edited 2 times in total.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Krzoki i ptoki to impreza mająca na celu odkrywanie tożsamości gdańszczan, tworzenie obrazu dzielnicy stożańskiej. W lipcu odbyło się kameralne spotkanie z trojgiem zwykłych ludzi o niezwykłych losach. Łączą ich dwie sprawy – urodzili się w Wolnym Mieście Gdańsku i swoje dorosłe życie spędzili na Stogach. Była to okazja do wspomnień, których tłem są Pomorze, Gdańsk i Stogi z lat 30-80 ubiegłego stulecia. Gośćmi Wieczoru Czwartkowego byli: p. Małgorzata, p. Wincenty i p. Paweł.
1. Okres Wolnego Miasta i II wojny.
Nasi bohaterowie określają lata przedwojenne zgodnie – nie odczuwano wówczas antagonizmów między narodowościami, w Gdańsku żyli ludzie o różnych językach i religiach, taka była specyfika miasta (z reguły w niemieckich rękach był przemysł, zakłady np. Telefunken, a pracownikami byli Polacy). Wojna wywołała fale prześladowań. Polacy byli wciągani na Volkslisty (istniały następujące kategorie: Reichsdeutsch, Eingedeutsch, Volksdeutsch), kto tego nie robił, tego czekało wysiedlenia, obóz... Ojciec p. Wincentego – kolejarz w dniu wybuchu wojny został zesłany do obozu w Stutthofie, a rodzinie groziła wysyłka na Sybir (dokąd w wyniku porozumienia z Rosjanami trafiali polscy gdańszczanie. Skierowano tam kilka transportów, zanim Stalin nie zamknął granicy po zaatakowaniu ZSRR). Los zaoszczędził zsyłki rodzinie pana Walentego, ale po wysadzeniu w Białej Podlaskiej skierowano ją do obozu w Wysinie (na Kaszuby zostało wysiedlonych ok. 39 tys. gdańszczan, w wyniku tej akcji zmarło dużo osób – dzieci, starsi). Przetransportowano tam podobnych do nich pociągiem i zostawiano w lesie bez jedzenia i picia. Czasami jedynym pokarmem były gałęzie, a wodę zastępowało lizanie kamieni. Początkowo rodzina p. Wincentego zamieszkała w piwnicy wraz z trzema innymi rodzinami, potem w porzuconym gospodarstwie w Szpakach (gmina Górki), aż w końcu w Niepokalanowie. Po podpisaniu listy niemieckiej rodzina mogła wrócić do swoich stron (po 1941 r.).
Matka p. Pawła podczas wojny była zmuszana do kopania okopów m.in. na Biskupiej Górce, przy wale oruńskim, gdzie była barykada przeciwczołgowa (jej lokalizację pan Paweł mógłby wskazać). Harówka spowodowała jej śmierć z wycieńczenia w 1945. Jego ojciec i brat (żyjący do dzisiejszego dnia) zostali wywiezieni w transporcie do Niemiec.
Wojnę p. Małgorzata wraz z matką spędziła w Liniewie.
Najgorszym paradoksem było to, że gdańscy Polacy po wojnie byli traktowani jako Niemcy, a więc szykany spotkały ich nie tylko w trakcie wojny, lecz również po. Wyzywano ich od hitlerowców, szwabów. Robili to niektórzy repatrianci (historia kroczy czasem różnymi, niezrozumiałymi drogami). Męczeni podczas wojny, po wojnie lżeni. Mało kto umiał to zrozumieć, wielu wyemigrowało. A kto został? Najbardziej zżyci z miastem, rodziną, najbardziej zahartowani?
Wyzwolenie w 1945 r. to następny temat. Zachowanie Rosjan było różne: żołnierze frontowi nie kradli (nawet dawali jedzenie), ci, co przyszli po nich w maju – czerwcu 1945 byli gorsi. Określano ich w następujący sposób:
- gwałciciele, bandyci,
- superzłodzieje,
- harmoszka, dziewuszki, bimber i worek na plecach (kradziono okulary, rękawice, no i oczywiście zegarki),
- karabin na plecach, więc był panem.
2. Po wojnie.
Najdłużej na Stogach mieszka Pani Małgorzata. Tutaj zamieszkała w 1945 r., wyszła w 1953 r. za mąż za Rzeszowianina (ur. w Dymitrowie koło Baranowa Sandomierskiego, podczas wojny był na robotach w Austrii, stamtąd trafił na ziemie obiecane), tutaj ochrzciła swoje dzieci. Z mężem poznali się w kolejowej świetlicy na Przeróbce, gdzie organizowano zabawy, (a nawet w zakładach kolejowych była hala sportowa). Mieszkał on na ul. Pastoriusza na Przeróbce, podobnie jak i ona, w kawalerce. Wspólnie rozpoczęli życie w starej ruderze koło kościoła na Stogach, gdzie urzędował ksiądz Ziutek. Ksiądz Cabała wspólnie z nią postarali się o nakaz rozbiórki, dzięki czemu dostała mieszkanie kwaterunkowe przy ul. Falcka Polonusa w budynku mieszczącym na parterze bibliotekę (obecnie mieszkanie). W latach 50-tych przy tej ulicy mieściły się najbardziej okazałe domy na Stogach, a w nich sklep z materiałami i spożywczy z monopolem, którego kierownik rachował na liczydle opartym na brzuchu. Na Jodłowej był rzeźnik. A tak poza tym pustka. Z zakładów przemysłowych – Pasanil, wędzarnie ryb, piekarnia ojca Ryszarda Kraskowskiego przy ul. Tamka (można było o g. 4.00 wejść na zaplecze i dostać chleb: nie masz pieniędzy – weź, oddasz później) koło ogrodnika, gdzie garaże stały. Garaże rozebrano. Nauczycielką synów p. Małgorzaty od matematyki była pani Bogdanowicz ze słynnej rodziny (brat p. Bogdanowicz był dentystą na Stogach, nie żyje i został pochowany na Krakowcu, a ojciec kościelnym.
Mąż p. Małgorzaty pomagał przy budowie kościoła – woził cegły taczką. Kościół był przerobiony z dawnego kurhausu, podobnego do tego przy Pustym Stawie, gdzie za dużą halą pasanilowską stała wielka drewniana stodoła służąca do tańców i mieszcząca pierwsze kino na Stogach. Została ona spalona. W latach 50-tych las przy Puszczańskim Jeziorze wyglądał jeszcze elegancko, ale został zniszczony, bo kopano tam bursztyn (rowy głębokie na 10 m) i wszystko zostało zdewastowane, a bursztyniarze obłowili się.
Generalnie trzeba stwierdzić, że zła legenda o Stogach nie zawsze jest prawdziwa. Nie było złodziejstwa, picia piwa, narkotyków. Po wojnie najgorszą reputacją cieszyła się ulica Sówki, nawet taksówkarze bali się tam zapuszczać.
Na Stogi z centrum Gdańska kursował najpierw jedynie tramwaj, brakowało autobusów (nr 111, który początkowo rozpoczynał trasę na Placu 1 Maja, był wydeptany w urzędach przez mieszkańców). Telefon znajdował się w Pasanilu. Posterunek milicji mieścił się przy Jodłowej, tam gdzie dzisiaj Biedronka, a także przy poczcie, po drugiej stronie ulicy w drewnianym, nieistniejącym domku.
Mieszkańcy są przyjaźnie nastawieni do turystów, którzy w większej liczbie zaczęli tu przyjeżdżać w l. 60-tych i 70-tych. Dla tuziemców plaża nadmorska zawsze była atrakcją i tak pozostało do dzisiejszego dnia. Kiedyś przy obecnym wejściu na plażę rozpoczynało się już morze, a teraz piaski przesunęły się w kierunku morza. Spowodowała to budowa Portu Północnego. Wspominano bar mleczny na plaży (w r. 1938), spalony „Rock and Roll”, restaurację „Jachtowa”, gdzie organizowano wieczorki taneczne i można było posiedzieć do g. 2.00. Przypomniano króciutko o żegludze po Wiśle istniejącej przed i w czasie wojny.
3. Bohaterowie Wieczoru:
P. Małgorzata – ur. 1932 w Gdańsku-Wrzeszczu na ul. Traugutta, stąd przeprowadziła się wraz z mamą na Biskupią Górkę, tam ukończyła niemiecką 6-letnią szkołę podstawową.
P. Paweł – ur. 1938 w Gdańsku przy ul. Jaskółcza, uczył się w szkole oficerskiej, milicjant, zawodnik – bokser. Miał siostrę i dwóch braci, po wojnie trafił do domu dziecka przy oruńskiej ulicy Brzegi. Los rzucał go po różnych miejscach: mieszkał przy stadionie, w budynku Zarządu na ul. Traugutta, gdyż był przez dwadzieścia lat kierownikiem sekcji piłki nożnej. Tam się ożenił i urodziło się jedno dziecko, drugie zaś już na Stogach, gdzie p. Paweł mieszka od 40-tu lat.
P. Wincenty – ur. 19.07.1930 w Łęgowie, murarz odbudowujący Gdańsk, budowniczy obu pawilonów, z których jeden mieści Bibliotekę Społeczną i bloku stojący obok, przedwojenny uczeń polskiej szkoły przy ul. Wałowej, zamieszkały na Stogach od 1958 r., gdzie się ożenił. Wnuczka jego studiuje slawistykę.
Spisała Dorota Kaczmarek
1. Okres Wolnego Miasta i II wojny.
Nasi bohaterowie określają lata przedwojenne zgodnie – nie odczuwano wówczas antagonizmów między narodowościami, w Gdańsku żyli ludzie o różnych językach i religiach, taka była specyfika miasta (z reguły w niemieckich rękach był przemysł, zakłady np. Telefunken, a pracownikami byli Polacy). Wojna wywołała fale prześladowań. Polacy byli wciągani na Volkslisty (istniały następujące kategorie: Reichsdeutsch, Eingedeutsch, Volksdeutsch), kto tego nie robił, tego czekało wysiedlenia, obóz... Ojciec p. Wincentego – kolejarz w dniu wybuchu wojny został zesłany do obozu w Stutthofie, a rodzinie groziła wysyłka na Sybir (dokąd w wyniku porozumienia z Rosjanami trafiali polscy gdańszczanie. Skierowano tam kilka transportów, zanim Stalin nie zamknął granicy po zaatakowaniu ZSRR). Los zaoszczędził zsyłki rodzinie pana Walentego, ale po wysadzeniu w Białej Podlaskiej skierowano ją do obozu w Wysinie (na Kaszuby zostało wysiedlonych ok. 39 tys. gdańszczan, w wyniku tej akcji zmarło dużo osób – dzieci, starsi). Przetransportowano tam podobnych do nich pociągiem i zostawiano w lesie bez jedzenia i picia. Czasami jedynym pokarmem były gałęzie, a wodę zastępowało lizanie kamieni. Początkowo rodzina p. Wincentego zamieszkała w piwnicy wraz z trzema innymi rodzinami, potem w porzuconym gospodarstwie w Szpakach (gmina Górki), aż w końcu w Niepokalanowie. Po podpisaniu listy niemieckiej rodzina mogła wrócić do swoich stron (po 1941 r.).
Matka p. Pawła podczas wojny była zmuszana do kopania okopów m.in. na Biskupiej Górce, przy wale oruńskim, gdzie była barykada przeciwczołgowa (jej lokalizację pan Paweł mógłby wskazać). Harówka spowodowała jej śmierć z wycieńczenia w 1945. Jego ojciec i brat (żyjący do dzisiejszego dnia) zostali wywiezieni w transporcie do Niemiec.
Wojnę p. Małgorzata wraz z matką spędziła w Liniewie.
Najgorszym paradoksem było to, że gdańscy Polacy po wojnie byli traktowani jako Niemcy, a więc szykany spotkały ich nie tylko w trakcie wojny, lecz również po. Wyzywano ich od hitlerowców, szwabów. Robili to niektórzy repatrianci (historia kroczy czasem różnymi, niezrozumiałymi drogami). Męczeni podczas wojny, po wojnie lżeni. Mało kto umiał to zrozumieć, wielu wyemigrowało. A kto został? Najbardziej zżyci z miastem, rodziną, najbardziej zahartowani?
Wyzwolenie w 1945 r. to następny temat. Zachowanie Rosjan było różne: żołnierze frontowi nie kradli (nawet dawali jedzenie), ci, co przyszli po nich w maju – czerwcu 1945 byli gorsi. Określano ich w następujący sposób:
- gwałciciele, bandyci,
- superzłodzieje,
- harmoszka, dziewuszki, bimber i worek na plecach (kradziono okulary, rękawice, no i oczywiście zegarki),
- karabin na plecach, więc był panem.
2. Po wojnie.
Najdłużej na Stogach mieszka Pani Małgorzata. Tutaj zamieszkała w 1945 r., wyszła w 1953 r. za mąż za Rzeszowianina (ur. w Dymitrowie koło Baranowa Sandomierskiego, podczas wojny był na robotach w Austrii, stamtąd trafił na ziemie obiecane), tutaj ochrzciła swoje dzieci. Z mężem poznali się w kolejowej świetlicy na Przeróbce, gdzie organizowano zabawy, (a nawet w zakładach kolejowych była hala sportowa). Mieszkał on na ul. Pastoriusza na Przeróbce, podobnie jak i ona, w kawalerce. Wspólnie rozpoczęli życie w starej ruderze koło kościoła na Stogach, gdzie urzędował ksiądz Ziutek. Ksiądz Cabała wspólnie z nią postarali się o nakaz rozbiórki, dzięki czemu dostała mieszkanie kwaterunkowe przy ul. Falcka Polonusa w budynku mieszczącym na parterze bibliotekę (obecnie mieszkanie). W latach 50-tych przy tej ulicy mieściły się najbardziej okazałe domy na Stogach, a w nich sklep z materiałami i spożywczy z monopolem, którego kierownik rachował na liczydle opartym na brzuchu. Na Jodłowej był rzeźnik. A tak poza tym pustka. Z zakładów przemysłowych – Pasanil, wędzarnie ryb, piekarnia ojca Ryszarda Kraskowskiego przy ul. Tamka (można było o g. 4.00 wejść na zaplecze i dostać chleb: nie masz pieniędzy – weź, oddasz później) koło ogrodnika, gdzie garaże stały. Garaże rozebrano. Nauczycielką synów p. Małgorzaty od matematyki była pani Bogdanowicz ze słynnej rodziny (brat p. Bogdanowicz był dentystą na Stogach, nie żyje i został pochowany na Krakowcu, a ojciec kościelnym.
Mąż p. Małgorzaty pomagał przy budowie kościoła – woził cegły taczką. Kościół był przerobiony z dawnego kurhausu, podobnego do tego przy Pustym Stawie, gdzie za dużą halą pasanilowską stała wielka drewniana stodoła służąca do tańców i mieszcząca pierwsze kino na Stogach. Została ona spalona. W latach 50-tych las przy Puszczańskim Jeziorze wyglądał jeszcze elegancko, ale został zniszczony, bo kopano tam bursztyn (rowy głębokie na 10 m) i wszystko zostało zdewastowane, a bursztyniarze obłowili się.
Generalnie trzeba stwierdzić, że zła legenda o Stogach nie zawsze jest prawdziwa. Nie było złodziejstwa, picia piwa, narkotyków. Po wojnie najgorszą reputacją cieszyła się ulica Sówki, nawet taksówkarze bali się tam zapuszczać.
Na Stogi z centrum Gdańska kursował najpierw jedynie tramwaj, brakowało autobusów (nr 111, który początkowo rozpoczynał trasę na Placu 1 Maja, był wydeptany w urzędach przez mieszkańców). Telefon znajdował się w Pasanilu. Posterunek milicji mieścił się przy Jodłowej, tam gdzie dzisiaj Biedronka, a także przy poczcie, po drugiej stronie ulicy w drewnianym, nieistniejącym domku.
Mieszkańcy są przyjaźnie nastawieni do turystów, którzy w większej liczbie zaczęli tu przyjeżdżać w l. 60-tych i 70-tych. Dla tuziemców plaża nadmorska zawsze była atrakcją i tak pozostało do dzisiejszego dnia. Kiedyś przy obecnym wejściu na plażę rozpoczynało się już morze, a teraz piaski przesunęły się w kierunku morza. Spowodowała to budowa Portu Północnego. Wspominano bar mleczny na plaży (w r. 1938), spalony „Rock and Roll”, restaurację „Jachtowa”, gdzie organizowano wieczorki taneczne i można było posiedzieć do g. 2.00. Przypomniano króciutko o żegludze po Wiśle istniejącej przed i w czasie wojny.
3. Bohaterowie Wieczoru:
P. Małgorzata – ur. 1932 w Gdańsku-Wrzeszczu na ul. Traugutta, stąd przeprowadziła się wraz z mamą na Biskupią Górkę, tam ukończyła niemiecką 6-letnią szkołę podstawową.
P. Paweł – ur. 1938 w Gdańsku przy ul. Jaskółcza, uczył się w szkole oficerskiej, milicjant, zawodnik – bokser. Miał siostrę i dwóch braci, po wojnie trafił do domu dziecka przy oruńskiej ulicy Brzegi. Los rzucał go po różnych miejscach: mieszkał przy stadionie, w budynku Zarządu na ul. Traugutta, gdyż był przez dwadzieścia lat kierownikiem sekcji piłki nożnej. Tam się ożenił i urodziło się jedno dziecko, drugie zaś już na Stogach, gdzie p. Paweł mieszka od 40-tu lat.
P. Wincenty – ur. 19.07.1930 w Łęgowie, murarz odbudowujący Gdańsk, budowniczy obu pawilonów, z których jeden mieści Bibliotekę Społeczną i bloku stojący obok, przedwojenny uczeń polskiej szkoły przy ul. Wałowej, zamieszkały na Stogach od 1958 r., gdzie się ożenił. Wnuczka jego studiuje slawistykę.
Spisała Dorota Kaczmarek
Last edited by Fordor on Thu Aug 19, 2010 4:19 pm, edited 4 times in total.
Serdeczne dzięki za relację, Dorotko
Serdeczne dzięki za relację, Dorotko!
We czwartek- 19.08 o godzinie 18 - odbędzie się kolejne spotkanie,
dojdą jeszcze dwie osoby:
pani Erika z Zakola, urodzona przed wojną i do tej pory mieszkająca na Stogach i pan Jan z Tamki.
Spotkanie będzie miało charakter kameralny, półprywatne - ale nie zamknięte.
Po wakacjach poszerzymy nasze spotkania o "ptoki", dominujących na Stogach napływowych,
których los, bardzo różnymi drogami, na Stogi rzucił i osadził.
Pana Romana prosimy, jak poprzednim razem, o obecność z kamerą.
We czwartek- 19.08 o godzinie 18 - odbędzie się kolejne spotkanie,
dojdą jeszcze dwie osoby:
pani Erika z Zakola, urodzona przed wojną i do tej pory mieszkająca na Stogach i pan Jan z Tamki.
Spotkanie będzie miało charakter kameralny, półprywatne - ale nie zamknięte.
Po wakacjach poszerzymy nasze spotkania o "ptoki", dominujących na Stogach napływowych,
których los, bardzo różnymi drogami, na Stogi rzucił i osadził.
Pana Romana prosimy, jak poprzednim razem, o obecność z kamerą.
Last edited by jan on Tue Aug 17, 2010 8:11 pm, edited 1 time in total.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 2 guests